Ostatnio jakoś źle się czułam. Początkowo to ignorowałam, nie przeszkadzało mi to jakoś zbytnio. Po prostu skóra jak i sierść zaczęła niemiłosiernie swędzieć, a ja musiałam przerywać treningi i polowania, by się podrapać. Często kończyło się to straconą szansą ataku, spóźnioną obroną czy niecelnym ciosem dla zwierzyny, której koniec końców udawało się uciec. Gdy kolejny raz zwierzę uciekło mi przed nosem, miałam tego dosyć.
— Cóż… — zaczęła Jeziorny Kwiat, moja mentorka. — Może potrzebujesz przerwy?
Zignorowałam suczkę, cały czas spoglądając w kierunku, w którym odleciał gołąb. Może Gwiezdni chcieli, by przeżył? Może jakiś klan głoduje i ten ptak będzie dla nich zbawieniem?
Może po prostu dawno nie byłaś u medyka i pchły w sierści ci przeszkadzają, mysi móżdżku.
Otrząsnęłam się z przemyśleń, podnosząc wzrok na wilczą wojowniczkę. Zamrugałam zdziwiona, gdy dotarło do mnie, że suka czeka na moją odpowiedź.
— Postaram się coś upolować… — odparłam wymijająco, odwracając się tyłem do Jeziornej. Nie czekając na jej reakcję, pobiegłam przed siebie, węsząc za zwierzyną łowną.
***
Nic nie złapałam. Totalne, wielkie zero. Nic, zupełnie nic.
Ale cóż, dla mnie nie był to powód do dumy, a dla zwierząt — już tak. Przeżyły, mogąc dalej egzystować, dopóki inny wojownik je nie złapie. Mają smutne życie. Albo nie, nie smutne. Takie… typowe. W końcu można by na pierwszy rzut oka stwierdzić, że identycznie mają wojownicy z dwunożnymi. To prawda — te łyse, przerażające istoty nas łapią, ale i tak udaje się nam przeżyć.
Wracając do obozu z nieudanego polowania, spojrzałam w oczy mentorce, próbując wyczytać z jej spojrzenia, co o tym sądzi. Była rozczarowana.
Wytrzymałam jej spojrzenie i minęłam ją, kierując się do legowiska medyków. Zawiodłam Jeziorny Kwiat. Jeszcze kilka księżyców temu klan zyskał czterech nowych wojowników: Słodki Pysk, Sikorkowe Szczęście, Borsuczy Upadek i… Cytrynowego Liścia. Przygryzłam wargę. Wspomnienia o Cytrynowym nie powinny mnie ruszać. Ale w sumie, co powinno?
Powoli weszłam do legowiska Ciemnej i Lisiego, a w nozdrza uderzył mnie zapach wielu, intensywnie pachnących ziół. Widocznie medycy już zaczęli zbierać lekarstwa na porę nagich drzew. Kichnęłam, gdy od tylu zapachów zakręciło mi się w głowie.
— Chyba mam pchły — odparłam, patrząc raz na medyczkę, a raz na medyka.
— Już, już.
Gdy na moją skórę wylądowała delikatnie cuchnąca papka, odetchnęłam z ulgą. Żegnajcie, wnerwiające pchły!
Och, ale może wcale nie jesteście wnerwiające…?
[372 słowa: Konwaliowa Łapa otrzymuje 3 Punkty Doświadczenia, 2 Punkty Treningu i zostaje wyleczona]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz