Wpadam w monotonię.
Każda historia Mcha powoli sprowadza się do tego, że ten mały, pieprzony emos, wpierdala się gdzieś, gdzie nie powinien i przeżywa swoje szalone, quirky przygody, ignorując przy tym wszelkie zakazy i nakazy. Ile można pisać o tym samym? Tereny innych klanów nie są mu obce, a wiele psów uznało go za przybłędę, szwendającego się z miejsca na miejsce. Lubił swoje małe wycieczki, a konsekwencje miał głęboko gdzieś, tak samo jak protesty jego młodszego brata czy też ew Sowiego. Z każdym momentem staje się coraz bardziej egoistyczny, żując w swoim pysku jakieś ziółka, które ukradkiem zabrał od medyka, z nadzieją, że stanie się dzięki nim coś ciekawego. Sam nie wiedział, czego tak właściwie się spodziewał, jednak podczas podsłuchiwania rozmów medyka z jego pacjentami, zawsze coś zapamiętywał. Zwykle to właśnie skutki uboczne go interesowały. Nadmierny spokój, rozbawienie, halucynacje, omamy.
Mówiąc o nowym medyku — był chyba jeszcze dziwniejszy od poprzedniego. Srocza Łapa zachowywała się jak szczeniak. Miało to sens. Nigdy nie skończyła swojego treningu z jej mentorem. Poprzedni medyk wylądował pod ziemią, nim zdążyli to zrobić. Była przez to dość roztrzęsiona. A potem wylądowała tam, gdzie jej mentor. Ironicznie. Klątwa medyków, co? Teraz, przypałętała się jakaś przybłęda, gadając do siebie pod nosem, jakby prowadził z kimś rozmowę. Mech nie wierzył, że to byli Gwiezdni i stawiał bardziej na możliwość bycia zwyczajnie popierdolonym. Jeszcze kazał nazywać siebie „Peter”. Co to w ogóle za idiotyczne imię, he? Nie miał zielonego pojęcia, dlaczego Rzepa czy Sowi go w ogóle tutaj wzięli. Chyba z desperacji, nie widział innego wyjścia.
Teraz, korzystając z nieobecności pana Piotrka medyka, Omszona Łapa grzebał w ziołach, szukając czegoś dla siebie. Nie szło mu świetnie. Nadal słabo je rozpoznawał, jednak coś tam niby wiedział. Na pewno nie pamiętał ich nazw, głównie kojarzył zapachy, którymi nie raz śmierdziały psy wychodzące od medyka. Szło mu marnie. Odrzucał co chwilę kolejne zioła na bok, wzdychając cicho. Czy naprawdę tak trudno było znaleźć to czego chciał?
Wtedy jednak poderwał się i nadstawił uszu. Ktoś tutaj szedł. Był dość daleko, ale jednak wystarczająco blisko, by móc złapać ucznia na grzebaniu w ziołach, jeśli ten nie wycofa się w tempie natychmiastowym. Mech wykonał jedyny najsłuszniejszy ruch, czyli wyczołgał się tyłem, między kartonami. Wszystko by ominąć konfrontacji. Niedługo, a będzie zbyt duży, by tamtędy przechodzić, ale ten czas szybko leci, co? Już miał kompletnie zapomnieć o tej sytuacji, idąc na swoje legowisko, ale wtedy wpadł na wyżej wspomnianego Szarą Skałę i... Kogoś, kto na pewno nie był z ich klanu. No i dupa z jego potajemnej ucieczki.
— Huh? — Medyk wbił wzrok w Omszoną Łapę, jakby wyrwany z myśli. — Och. To ty. — Zerknął na psa, który z nim przyszedł. — Przypilnuj... — znowu przerwał, jakby z kimś rozmawiając. — Tak, to na pewno dobry pomysł. Przypilnujesz go, jasne?
Nim Mech miał w ogóle szansę zaprotestować, pan popierdolony zniknął mu z oczu, zostawiając go sam na sam z obcym. Najwyraźniej jednak nie miał wyboru. Mógłby niby sobie odejść i mieć w to wypierdolone, jednak znajomość z medykiem mogła mu się przydać.
Prychnął pod nosem i obejrzał psa od góry do dołu. Nie było szczerze na co patrzeć. Nie, żeby był mały. Przerastał Mcha i to można było zobaczyć od razu, bez mierzenia ich długościami banana czy innej absurdalnej skali. Pozostawia to tylko do myślenia, dlaczego to jego właśnie Szara Skała wybrał do pilnowania przybysza. Nie, pies najzwyczajniej w świecie był po prostu cały rudy, z jedynie malutką białą plamką na klatce. Zlewał się wręcz w jedno. Omszona Łapa miał ochotę wskoczyć na jedno z pudeł, by się z nim wyrównać, jednak szybko odrzucił ten pomysł jako zbyt idiotyczny, nawet jak na niego.
— Kim jesteś? — parsknął Mech, patrząc się na obcego, o wiele pewniej niż powinien.
— M-Miodowa Łapa — powiedział, jak się okazało, uczeń.
— Skąd niby jesteś?
— Flumine.
— I co, wszyscy tam t-tak mówią? — zaśmiał się głupio Mech, jakby dumny ze swojego żartu. Przekręcił lekko głowę na bok, ciągle się w niego wpatrując.
Miodowy delikatnie zmarszczył brwi, jednak szybko znowu wydusił z siebie odpowiedź. Kolejny cierpliwy, świetnie. Żadnej zabawy z nimi nigdy nie ma.
— Chyba t-tylko ja. Przeszkadza c-ci to? — Pochylił się.
— Pftt, a co? — Pacnął go lekko łapą w pysk, jakby chcąc, by ten się odsunął i nie sprawiał, że Mech czuł się jeszcze niższy, niż jest przy tej żyrafie. Podziałało. — Będziesz tu tak sterczeć jak kołek czy chcesz gdzieś się przejść?
— Ale w-wasz medyk kazał nam tu z-z-zostać.
— Nie pierdol i chodź.
Nie patrząc się do tyłu, ruszył do przodu, chcąc go zabrać na swoje ulubione miejsce do wygrzewania się w ostatkach słońca. Chciał skorzystać z tego najdłużej jak mógł. Nie wiedział szczerze, czego miał się spodziewać po tym trochę śmiesznym uczniu. Tę parę zdań, które zamienili, nie mówiły mu wiele. Nie znał też za bardzo psów z Flumine, mimo wszystko był tam, głównie przechodząc gdzieś indziej. Wiedział jednak jedno, na pewno nie będzie się nudził.
<Miodowa Łapo?>
[811 słów: Omszona Łapa otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia i 2 Punkty Treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz