Co…?!? Zabieraj łapy!
Prawie ją chwyciłem w zęby, gdy wepchnęła mnie w krzaki. Totalnie zapomniałem o tym, żeby ignorować wstręt do dotyku, bo to mi się absolutnie nie spodobało. Po chwili jednak opanowałem nerwy i jedynie warknąłem, gdy położyła mi łapę na karku. Po chwili zniknęła mi z widoku i rozpoczęła rozmowę z psem ze swojego klanu, naprawdę dałbym mu radę, a nie jakieś ukrywanie się po krzakach. Niezbyt obchodził mnie kodeks, chodziłem własnymi ścieżkami po każdym klanie i mieście, a gdy przede mną stanął ktokolwiek o złym spojrzeniu – nie obyło się bez walki. Ehh no dobra, pomyślałem, przeczekajmy to. W chwili gdy wypowiedziałem te słowa w myślach, zacisnąłem zęby, to nie w moim stylu chowanie się przed kimś.
Już miałem wychodzić i przerwać ich miłą rozmowę, ale poczułem ukłucie w łapę. W pierwszej chwili myślałem, że nadziałem się na jakąś ostrzejszą gałąź, jednak po mojej prawej stronie coś się poruszało w trawie. Dziwny stwór skulił się(?) i dziwnie syczał. Nigdy w życiu nie widziałem takiego czegoś… Co chwilę wystawiał język, naśmiewał się ze mnie? Wyszczerzyłem zęby, nie bałem się go, powinien brać nogi za pas, tylko że nie posiadał kończyn. Zjeżyłem sierść na karku i za chwilę to coś miało pożałować swojej decyzji o ugryzieniu mnie, oderwę mu łeb od tego długiego ciała.
Wróg nagle odwrócił się i zniknął w gęstej trawie, a łapa zaczęła mnie boleć i puchnąć. Co za drań! Powinienem go obedrzeć ze skóry.
— Coś się stało? — spytała Błękitna.
— Nie — mruknąłem.
Wiedziałem co za chwilę będzie — ochrzani mnie i zaciągnie do medyka, nie ma szans. Wyłoniłem się z krzaków i ułożyłem tyłem do suczki, zastanawiało mnie teraz, czym było tajemnicze stworzenie, które ośmieliło mnie ugryźć. Trochę bolało, ale tragedii nie było.
— Wąż cię ugryzł — stwierdziła, stając obok. — Widzę przecież.
— Co?
— Nie musisz chować, masz na łapie dwa ślady po zębach.
— Co to wąż?
Błękitna westchnęła, co mnie lekko podenerwowało. Wąż… nigdy żadnego nie spotkałem, aż do tego momentu i nie dziw się.
— Później ci wyjaśnię, musimy iść do medyka.
Po tych słowach położyłem uszy i ponownie zjeżyłem sierść na karku, nigdzie nie idę. Nawet mnie siłą nie zaciągniesz. Niedobrze mi na myśl o jedzeniu dziwnych ziół o smaku goryczy. W sumie łapa mnie nie bolała tak mocno, żeby iść do medyka, nie widziałem takiej potrzeby.
— Nie — mruknąłem.
— Tak myślałam — ściszyła głos i czmychnęła gdzieś.
Przez chwilę ją słyszałem, jak przedziera się przez zarośla i łamie gałązki leżące na ziemi, ale potem kompletnie zniknęła, nawet trudno mi było usłyszeć jej kroki. Spojrzałem na łapę, nie wyglądała źle, troszkę spuchła, ale myślę, że dam rade wytrzymać kilka dni, zanim…
*Jebs w łeb*
Pamiętałem jedynie mocne uderzenie, a potem nastała ciemność. Najdziwniejsze było, jak przed oczyma pojawił mi się ten wąż i śmiał się ze mnie, wystawiając język. Chciałem go złapać w pysk, ale okazał się szybszy i rzucił się na mnie. W tym momencie obudziłem się, rozejrzałem po okolicy i dotarło do mnie, że jestem na swoich terenach, i to u medyka. Mruknąłem zły, po co to wszystko. Podniosłem się z posłania, które było wykonane w wysuszonej trawy. Ciemny Kieł gdzieś musiała pójść, pewnie wiedziała, co ją czeka po moim wybudzeniu. A łapa… owinięta była jakimiś zielskami.
Na zewnątrz czekała Błękitna, miałem ochotę ją walnąć czymś cięższym w głowę. Co ona sobie myślała… Potem wzdrygnąłem się cały, ona mnie tu przyniosła, czyli musiała mnie dotknąć, za jakie grzechy?! Usiadłem gdzieś z boku.
<Błękitna Stokrotka?>
[564 słowa: Płomienny Krzew otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia i zostaje wyleczony]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz