22 czerwca 2021

Od Mlecznego Oka - Spotkanie

Sama nie wiedziała, czemu to robiła. Czuła, jakby ktoś wziął jej wizje świata i przewrócił na drugą stronę. Jasne Serce. Ten Jasne Serce, na którego zawsze patrzyła, gdy potrzebowała zapewnienia. Był dla niej wzorem psa. Tym nieidealnym, ale jednak perfekcyjnym, przykładem jak walczyć nie tracąc przy tym siebie. Chłonęła jego słowa jak gąbka.
Dał jej dom i stał się rodzicem, chociaż wcale nie musiał. Wierzyła w niego bardziej niż w Gwiezdnych. I oczywiście, czasem zdarzało jej się wątpić, czasem się irytowała, ale on ciągle był tym jasnym punktem w ciemnościach. Dobrym psem, w to nigdy nie wątpiła.
Jednak kłamał. Wpychał jej do głowy, jak istotny jest honor rodziny. Jak dużo zależy od ich dwójki. Powinni pilnować siebie nawzajem, by przynieśli chwałę Tenebrisowi. Kiedy on powtarzał jej regułki o szanowaniu swojego klanu, o niezabijaniu i wiązaniu się wśród swoich, płodził szczeniaki i mordował błagające psy…
Nie chciała nawet o tym myśleć, więc dlaczego go śledziła. Może po prostu pragnęła zobaczyć, jak wygląda ten syn Jasnego, o którym nagle się dowiedzieli. Czy będzie podobny? Czy zobaczy małego klona Jasnego? A może po prostu wiodła nią ciekawość i chciała zobaczyć, jak ich interakcja będzie wyglądać. Jak bardzo będzie ją woleć.
Skryła się w krzakach, ale Jasny był zbyt przejęty, by ją wyczuć. Krążył, a jego oczy skakały po wzgórzach za drogą. Nawet by jej nie zauważył, gdyby stanęła za nim. W końcu jednak samiec wyłonił się zza granicy i już wiedziała, że coś jest nie tak.
W przeciwieństwie do podekscytowanego Jasnego ten wydawał się… zdenerwowany? Zdeterminowany? Nie umiała określić. Sama spięła się i wychyliła jeszcze trochę do przodu, by lepiej podsłuchiwać.
Pies przekroczył szybko drogę, unikając spotkania z potworem dwunogów i stanęli przed sobą. Żaden się nie odezwał, żaden nie spuścił wzroku. Stali i patrzyli na siebie w bezruchu. W końcu to Jasny postanowił być tym, który zrobi pierwszy krok.
— Jazgot… — powiedział delikatnie i tak cicho, że niemal go nie usłyszała. Samiec zadrżał i coś było w jego oczach, ale zaraz potrząsnął łbem i wrócił ten sam błysk, który niepokoił ją wcześniej.
— Czy zraniłeś Mlecza? — zapytał. Widziała, jak bardzo to pytanie zaskoczyło Jasne Serce.
— O czym ty...
— Czy zabiłeś Szyszkę?
— Nie, Jazgot, posłuchaj mnie... 
— Czy zabiłeś partnera Słonecznego Świtu?
Jasne Serce zatrzymał się. Otworzył i zamknął pysk kilkakrotnie, ale nie wydał żadnego dźwięku.
— Skąd o nim wiesz? — zapytał zdławionym głosem. — Kto ci o tym powiedział?
— Zabiłeś go z zimną krwią nad rzeką, tak czy nie?
Liczyła, że skłamie, ale zobaczyła, jak zmienia mu się ekspresja pyska. Pewnie nawet nie był świadom tego, jak wyprostował grzbiet i uniósł łeb wyżej.
— Synu posłuchaj…
Jasny nie, pomyślała.
Zaczęła biec, jeszcze zanim samiec zdążył zrobić pierwszy ruch. Jasne Serce nawet nie zareagował, zbyt zaskoczony, może zbyt zszokowany, że Jazgot go zaatakował. Dopiero gdy upadł na ziemię, a pazury wbiły się w jego ciało, zaczął wybudzać się z transu.
Była za wolna. Była za wolna, a Jasny ledwo się bronił. Jego ruchy zbyt wolne, za mało agresywne. Bardziej starał się odepchnąć samca, niż zranić. Ale ona była bliżej, widziała krew, czuła ją w nozdrzach. Nie starała się ukrywać. Skoczyła na samca, ściągając go z Jasnego i powalając na ziemię.
Nie spodziewał się jej, ale szybko spróbował obrócić sytuację na swoją korzyść. Poczuła pazury na ślepej stronie pyska, zanim zdążyła pomyśleć. Syknęła z bólu i odsunęła się. Wtedy tylna łapa kopnęła ją w brzuch. Spadła z niego. Samiec odwrócił się. Chciał znowu ruszyć na Jasnego. Chwyciła go zębami za łapę i przyciągnęła do siebie. Samiec wyszczerzył zęby. Był szybszy. Złapał ją za kark. Drasnęła go w bok.
Spróbowała wyciągnąć się, by zobaczyć, co się dzieje. Pies syknął i odrzucił ją, coś gruchnęło w jej kościach, ale nie miała czasu się tym przejmować. Krew zasłoniła jej zdrowe oko, otarła je szybko, by znów zobaczyć, jak Jazgot przygniata Jasnego do ziemi. 
Zawsze słyszała, że czas w trakcie walki zwalnia. To nie była dla niej prawda. Miała wrażenie, że za każdym uderzeniem kryły się trzy kolejne, pojawiające się znikąd. Jasny był bezużyteczny ze swoimi słabymi łapami i brakiem motywacji. Nie chciał go skrzywdzić. Nie chciał też dać skrzywdzić jej.
Powietrze pachniało krwią, a samiec upodobał sobie atakowanie jej prawej strony. Przeskakiwał tak, by nie mogła go widzieć i czuła tylko, jak próbuje ją unieruchomić. Raz udało jej się dorwać do jego karku, ale wyrwała tylko sierść.
Była słaba. Uderzało ją to bardziej i bardziej. Jasny miał prawo. Wojna zostawiła go z połamanymi łapami, które nigdy nie zrosły się odpowiednio. Ona miała być tą silną. Tą, która pociągnie rodzinę w stronę nowej przyszłości. A przegrywała z młodzikiem. 
Jeszcze jedna próba. Ostatnia. Zastrzygła uszami. Zebrała całą swoją siłę i pomimo drżących łap, rzuciła się na niego. Uderzenie było na tyle silne, że pies upadł i sturlał się z pagórka na drogę. 
Ogień jeszcze płonął w jego oczach. Zdążył podnieść się z łap, gdy do jego uszu też dotarł pisk opon. Zobaczyła, jak przez moment strach pojawił się na jego pysku. Zdążył tylko się skulić.
Nie odwróciła wzroku. To wydawałoby jej się to pozbawione szacunku. Ciało wyleciało w powietrze i uderzył z gruchotem o ziemię. Miała wrażenie, że na jeden krótki moment czas się zatrzymał. Zaraz jednak mrugnęła, potwór dwunogów ruszył dalej, a ona spojrzała na Jasnego.
— Jasny idziemy — poleciła, ciągnąć samca za sobą. Szedł z trudem, widziała, że nogi mu dokuczały.
Sama nie mogła przestać się odwracać. Zobaczyła jeszcze jak pies podnosi łeb. Błądził rozmytym wzrokiem po otoczeniu, zanim nie opadł na ziemię. Przestał się ruszać.
Wypuściła powietrze, które nie wiedziała, że wstrzymywała. 
Zemdlała po czterech krokach. Jasne Serce musiał ją zanieść do klanu, bo obudziła się u medyka. On sam leżał obok. Obudzony, milczący, wpatrzony w nią pustymi oczami. Nie miała siły na nic, więc kiwnęła mu tylko łbem.
Nie była gotowa zastanawiać się nad tym wszystkim. Nie w tym momencie. 
— Jestem pewna, że przeżył — mruknęła do samca, układając łeb na łapach. Nie odpowiedział, ale poczuła, jak dotyka ją w grzbiet.
— Odpoczywaj skarbie — powiedział smutno i pogłaskał ją po grzbiecie. Zamiast znajomego komfortu, przeszedł ją dreszcz. Mimo to zamknęła oczy i starała się udawać, że wszystko było w porządku.
 
[1006 słów: Mleczne Oko otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia - traci 75 pz, Jasny 65 pz a Jazgot 80 pz.]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz