22 czerwca 2021

Od Krzaczastej Łapy CD Chwasta

„Krzaczasta Łapa był wkurwiony” powinno rozpoczynać każde opowiadanie od niego CD Chwasta. Widzieli się jakieś, cholera, dwa razy, a jak na umiejętności społeczne Krzaczka, nawet dwa, teoretycznie przypadkowe spotkania były czymś wielkim w jego życiu. Cały problem leżał w tym, że Krzak na swoje życie towarzyskie wcale nie narzekał, a Chwast po raz drugi doprowadził go do kurwicy i zaczynał zajmować miejsce w rankingu zaraz za Brzozowym Kłem w kolejności „najbardziej wkurwiających osób, jakie Krzak znał”.
Ten przeklęty Brzozowy Kieł pojawiał się przed nim codziennie, a Chwast zjawił się dwa razy i dostał kamieniem w łeb.
— O-ona mnie zabije — wyszeptał Chwast, cholera wie, czy do rudzielca, czy do siebie samego. — Ja siebie zabiję. Skrzywdziłem kamienie.
— To tylko kamienie — odburknął.
— Aż kamienie! — Bezgwiezdny prawie wpadł w płacz, kiedy Słoneczny Pysk w milczeniu doglądała okazanych zniszczeń w swoim legowisku, lustrując wzrokiem kolejne pojedyncze kamyczki, a każde wyglądające identycznie. — To były jedyne takie, najbardziej wypolerowane, umyte w wodach Płycizny kamienie, takie, które odbijały się w słońcu, emanowały tęczą i-i Laurency powiedział, że to prawdziwy diament dla queerowego dziedzictwa!
— Och — westchnęła Słoneczko — kamyczki się rozsypały.
— S-Słoneczny Pysku! — wydukał Chwast, akcentując każdą literkę, ale Krzaczek skupił się na tym, że skąd do cholery uczeń Bezgwiezdnych zna imię tutejszej wojowniczki. — Znajdę ci inne takie. Lepsze. Przysięgam na kamień, który znalazłem trzy dni temu, ten, który miał na sobie ptasie guano.
— Przecież mówiłeś, że to jedyny taki na świecie — powiedział teatralnie Krzaczasta Łapa, po raz pierwszy od dawna uśmiechając się z tak głupiego powodu, jakby był, no nie wiem, może najzwyczajniejszym w świecie szczeniakiem, odczuwającym uczucia i robiącym sobie głupie żarty, niż przedwcześnie dojrzałym uczniakiem, który ma na koncie przynajmniej jedno morderstwo. — Jedyny. Tęczowy. Queerowy. Co zrobi Leu… Liru… La… — wzdrygnął się — ja pieprzę, te dziwne imiona. Co zrobi Laurowy Radosny, jeśli się dowie, że zarysowałeś dziedzictwo queerowej historii?
— Spokojnie, dzieciaki, nic się nie sta-
— Laurency! — zawył Chwaścik. — O nie, Laurency! On się załamie! Parówki Ciernia mu nie pomogą! Jak ja mu niby powiem, że zgubiłem tak ważną rzecz dla jego gejostwa?
— Nie mów? — zaproponował.
— Dzieciaki, to tylko ka-
— Karygodny czyn łamiący Kodeks Wojownika? — rzucił Krzak.
Chwila nowego dla Krzaczastej Łapy szczęścia rozmyła się wraz z pierwszym zawołaniem wojownika Flumine. Nagle przypomniał sobie, jak bardzo nienawidzi tracić czujności; jak bardzo nienawidził sam siebie, że nie potrafił zawsze być idealny.
— Słoneczny Pysku! — Do legowiska wojowników zajrzał Puchate Serce, wyszczerzając niewielkie, wykruszone ząbki w przyjaznym uśmiechu. — Mamy… malusi problem. Malusi, naprawdę.
— Czy może być większy problem od brzydkich kamieni? — westchnął Chwast.
Słoneczny Pysk i Krzaczasta Łapa znali swoje obowiązki równie dobrze, jak Chwaścik znał się na kamieniach. Zostawili go samego z żałobą po queerowym dziedzictwie, kierując się za Puchatym Sercem, który naprędce tłumaczył coś nieśmiało, ale jego puchaty ogonek drgał nerwowo, nie pokrywając się z entuzjazmem.
— Więc — nawijał — byliśmy na małym patrolu i Dyniowa Łapa wyczuł jakiś zapach. No i poszliśmy za tym smrodem, który doprowadził nas do jakichś dwóch psów, dajesz wiarę, że nawet nie próbowali się schować? Znaczy, jeden się zarzekał, że próbował, taki, wysoki, no, jasny, kudłaty, powiedział, że jakiś Lau… Lei… że jakiś pies kazał mu się nasmarować gołębim gównem, żeby zamaskować zapach.
— Mhm — przytakiwała Słoneczko ochoczo, podczas gdy Krzaczasta Łapa miał wrażenie, że każdy schodek na dolne piętro dłuży się coraz bardziej.
— Poszliśmy, gdzie pokazał, a był tam ten Li… Lemur? Porozmawialiśmy z nim, fajny nawet, uznaliśmy, że możemy ich puścić wolno, bo trochę głupiutcy się wydawali, ale Lemur się uparł, że nie wyjdzie stąd bez Chwasta.
— Och. — Słoneczny Pysk i Krzaczasta Łapa spojrzeli po sobie równocześnie. — Mamy Chwasta.
— Macie Chwasta? — Puchate Serce zamrugał. — Powinienem zawołać Podgrzybkową Sierść? Co prawda leżał w legowisku trochę zmęczony, cały taki, napuchnięty, ale może chociaż Rumiankowa Łapa z nimi porozmawia. Poza tym przecież nie jesteście medykami, skąd możecie…
— To imię, skarbie — westchnęła Słoneczko, zaglądając przez ramię, jakby ze schodów zaraz miała stoczyć się górka kamieni.
— Dziwne imiona — wymamrotał Puchate Serce, odchodząc w bok, kiedy cała trójka minęła ostatni schodek.
Krzaczasta Łapa nigdy nie narzekał na szczególnie nudne życie, ale wielokolorowy, ubrudzony w białym guano pies, który tarzał się po ziemi, podczas gdy wojownik Flumine gilgotał go po brzuchu, był zdecydowanie najdziwniejszym zjawiskiem.
— Ha-ha… przestań, nie mogę oddycha-ha-ha-ć! — piszczał.
— Mów! — syczał Brzozowy Kieł, nie przestając go torturować nawet na sekundę. — Jak masz na imię naprawdę, Lemurze?!
— Laurency!
— To nawet nie ma drugiego członu!
— Laur Ency? — jęknął.
— Mamy Chwasta — odparowali Krzaczek i Słoneczko.
— Chwaścik? — Wysoki, jasny pies zamerdał ogonem jak skończony idiota, ale Krzak nie mógł powiedzieć tego głośno, bo zarówno wyglądem, jak i energią, cholernie przypominał Słoneczny Pysk.
— Oddamy go wam za minutkę. — Słoneczny Pysk odwzajemniła merdanie ogonem.
— Oddamy go wam, jeśli złożycie nam ofiarę w postaci jednego z was — dodał Krzaczasta Łapa.
— Za minutkę.
— Jeśli za minutkę złożycie nam ofiarę w posta-
— LAURENCY!
— CHWAST!
— LAU-REN-CY!
Wyglądali jak scena z westernowego filmu ustawiona w slow motion, ale przynajmniej skutecznie zatkali Krzaka, który wolał śmiać się jak Mlecz — to jest: jak skończony idiota — z tego, że Chwast rzucił się prosto w ramiona (łapy?) Laurencego, przytulając do jego brudnego, ociekającego ptasim gównem futra.
— Myślałem, że już nigdy cię nie zobaczę!
— Super — burknął Krzaczasta Łapa — pozbyliśmy się obu problemów na raz.
Odwrócił się i już miał odejść w kierunku legowiska uczniów, żeby rozkoszować się chociaż przez chwilkę, wspomnianą wcześniej minutkę odpocząć z daleka od Chwasta. Albo z daleka od idiotów, ale to zdawało się synonimami.
Nie odszedł daleko, bo dość brutalnie został zatrzymany nadepnięciem na ogon, a choćby dotknięciem pojedynczego włoska na futrze był w stanie rozpoznać, kto to był.
— Mamo — mruknął, pochylając łeb z niechętnym szacunkiem.
— Krzaczasta Łapo — potaknęła, uśmiechając się ukradkiem — mam zadanie bojowe dla ciebie.
— Mhm.
— Odprowadzisz, proszę, tych panów, do ich obozu?
Sierść zjeżyła mu się na karku, ale odpowiedział najbardziej nienawistnym „mhm”, jakie w życiu przyszło mu było wymruczeć.
 
Skończył, idąc gęsiego ze Słonecznym Pyskiem, Puchatym Sercem i nienadgryzioną trójką idiotów z Bezgwiezdnych.
Bądźmy szczerzy, każdego z nich uważał za mniejszego lub większego idiotę — może poza Słonecznym Pyskiem i Puchatem Sercem, do których zachowywał własny, klanowy szacunek, ale optymizm i przyjacielskość nie mieściły się w jego małym móżdżku, więc musiał zaliczyć ich do jakiejkolwiek kategorii. Scenka nie przypominała już western, a kanał Mini Mini. Albo ID, gdzie Krzaczek mordował przedszkolaki pod mostem.
— No i wtedy on mi mówi, że zapomniał o naszej rocznicy — nawijał Puchate Serce, machając na boki swoim krótkim ogonkiem. — A potem, poteeem — przeciągał dramatycznie — potem zabrał mnie na randkę do parku, i wiecie co? Przyniósł mi dwa, takie śliczne ślimaczki. Czaicie? Bo nazywa się Rogaty Ślimak. Miały kolorowe skorupki i, Gwiezdni, nie wiedziałem, że ślimaki mogą być tak dobre.
— Zawsze się tak nie odzywasz?
Prawie podskoczył, kiedy poczuł na karku oddech Bezgwiezdnego wojownika.
Czy wszyscy Bezgwiezdni byli tacy sami?
— Mhm.
— Wiesz, Chwast mi o tobie mówił. W sensie niekoniecznie Chwast. Chwast powiedział Laurencemu, a Laurency powiedział mnie, więc tak jakby mi powiedział. I wiesz, co? Strasznie dużo o tobie mówił. Jakieś całe trzy słowa, jeśli tata tego nie przekręcił. Myślę, że się w tobie zakochał.
— Mhm.
Powinieneś do niego zagadać. Naprawdę, myślę, że pasowalibyście do siebie. W sensie powinieneś przestać być trochę emo, edgy, wiesz, taki vibe od ciebie zalatuje, jakbyś kogoś zabił, ale nie zabijesz mi przyszywanego brata, prawda? — zaśmiał się sucho.
Krzaczasta Łapa miał bardzo dziwne sposoby odpowiadania rodzinie swojego przyszłego chłopaka.
Doskoczył do Mlecza i zacisnął szczękę na jego łopatce. Zanim smród krwi w ogóle dotarł do jego nozdrzy, Mlecz, zaskoczony atakiem, upadł, machając przednimi łapami, żeby odepchnąć od siebie Krzaka, który dociskał go do ziemi w bardzo dziwnej metodzie BDSM, której Laurency i Cierń już nie praktykowali.
— Nie mów mi co mam robić.
Zanim Krzaczasta Łapa został odepchnięty przez resztę, pozostawił na pysku Mlecza krwawą bliznę od pazurów.
<Chwaście?>
[1277 słów: Krzaczasta Łapa otrzymuje 12 Punktów Doświadczenia i 3 Punkty Treningu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz