TW: wymioty
Mech po raz pierwszy wiedział, jak duży błąd popełnił i czuł się z tym idiotycznie. Nie znał tego uczucia aż tak dobrze, jego duma i ego wyjebane w kosmos, zwykle tworzyły zbyt twardą ścianę przed jego świadomością i moralnością, by cokolwiek przez nią przeszło. Budował ją od chyba początków swoich dni, dokładając do niej każdy komplement, które czasem dostawał lub po prostu mówił sobie w głowie. Każdą pomyłkę brał za coś, co nie było jego winą, lecz zdarzeniem losu, które przecież mogło się przydarzyć dla każdego, a na jego kości po prostu wypadło akurat jeden. Bob Ross mówił, że coś takiego jak pomyłka nie istnieje i są tylko „szczęśliwe przypadki”. Myślenie tego ucznia, było o wiele bardziej pokrętne i momentami wręcz krzywdzące, nawet jeśli ten — w tym momencie — tego nie miał na myśli. Najprościej mówiąc, czasem każdy jest przegrywem, nawet ktoś tak wspaniały jak Omszona Łapa, który przecież przez dziewięćdziesiąt procent czasu nim oczywiście nie był. Był sobą.
Jednak skupmy się na tym co nasz ulubiony uczeń Industrii zrobił tym razem. Nikt z was, kto śledzi jego przygody, najprawdopodobniej nie jest zdziwiony, że jest w niej idiotą. Że robi coś głupiego i nieodpowiedzialnego, za co powinien być ukarany, jednak to się nie stanie, ponieważ jego cudowna matka, Rzepakowa, jest liderką, której nie jest zbyt równo pod sufitem. Nawet gdyby chciał, Omszony wątpił, że umiałaby dać mu jakąkolwiek karę. Jego brat był bardziej wrzodem na dupie, niż prawdziwym zagrożeniem. Ciepły był denerwujący i to tyle. Oczywiście, że istniał Sowi Pazur, ale kogo by obchodziło jego zdanie, na pewno nie Mcha, który mógłby rzygać już od patrzenia na jego pysk. Tak właściwie to dość ironiczne, że o tym wspomniałem, nie żebym oczywiście zrobił to specjalnie. Ale przejdźmy do rzeczy. Mech kulił się właśnie z mdłości w legowisku medyka, z własnego błędu. Buszując wśród ziół, jagód i innych liści pana Piotrka, wziął nie te, które miał zamiar zabrać, przez co teraz czuł swoje śniadanie w gardle. Za cholernie nie wiedział, co zeżarł, jednak teraz czuł się gorzej niż kiedykolwiek.
— Szczeniaku, co ty tutaj robisz?
Wręcz podskoczył na ten głos. Szara Skała wrócił, gdy Omszona Łapa wyglądał jak kot z kłaczkiem w gardle, mający zbyt wielkie problemy z wypluciem go. Musiało to być naprawdę komiczne dla osoby trzeciej, jednak nie dla młodego ucznia. Niefortunna sytuacja, jednak teraz musiał udawać, że wszystko jest okay.
— O-och, to ty! — zaśmiał się, z najmilszym uśmiechem, jaki tylko umiał wsadzić na swój pysk. Wyszedł dość krzywo, mimo całego cukru, w jakim się obtoczył. — Czekałem na ciebie.
Zamachał ogonem, próbując ciągle utrzymać wnętrze swojego żołądka w środku. Z każdą chwilą stawało się to jednak coraz trudniejsze, a sam Mech czuł bulgotanie w swoim brzuchu.
— Co tutaj robisz? — medyk się powtórzył, wpatrzony swoimi ciemnymi oczami w szczeniaka.
— Pomyślałem, że... — rozejrzał się nerwowo, czując ciągle na sobie przeszywający wzrok Petera — że wiesz... Skoro nie masz żadnego ucznia, to może potrzebujesz pomocy przy czymś. Chciałem ci tylko pomóc.
Chyba nigdy nie był dla nikogo tak miły.
— Grzebałeś tutaj.
— Wcale nie — burknął.
— Grzebałeś tutaj i to widzę. Co mi zabrałeś?
— Nic ci nie ukradłem! Czemu mnie o to posądzasz? — Zmarszczył brwi, a cały jego urok zniknął w ciągu chwili.
W tamtym momencie już nie wytrzymał, a z jego pyska wyleciały resztki jego śniadania, wraz z ziołami. Wszystko wylądowało u jego łap, a sam Mech wzdrygnął się, mając zaszklone oczy. Czuł gorzki smak żółci w swoim pysku, który go wręcz wykręcał. Całe jego gardło płonęło żywym ogniem, sprawiając, że nie wiedział, czy czuł się gorzej, czy lepiej niż wcześniej. Zakaszlał po raz ostatni, podnosząc powoli wzrok na Petera, myśląc, jak powinien wytłumaczyć tę sytuację.
<Pan Piotrek?>
[600 słów: Omszona Łapa otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia i 2 Punkty Treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz