8 czerwca 2021

Od Rzepakowej Gwiazdy

TW: ed
Akcja dzieje się przed śmiercią Sroczej i zanim szczyle zostały uczniami.

 Jeżeli któryś z tych tutaj obecnych farfocli, przez które nie mogę spokojnie odpocząć w niedzielę, skłonił się do przeczytania poprzedniego opowiadania o niesamowicie tragicznym przeżyciu naszej Gwiazdki, to powinien wiedzieć, że ta raczej szybko nie powstanie na nogi. Każdy następny dzień jest przez nią spędzany tak samo; Rzepakowa budzi się, układa wygodniej i idzie spać dalej, no może czasami coś zje, jednakże taka sytuacja niebywale graniczy z cudem. Z liderki kochającej poranki, rutynowy śpiew ptaków i małe szczeniaczki zmieniła się w postać nie do poznania. Nie bawiły jej już głupie słowa Sowiego, humoru nie poprawiał także widok uśmiechniętych dzieci, bawiących się tuż przed nią. Całkowicie odcięła się od tego, co ją otacza, całego klanu, świata i wszechświata, o ile to w ogóle możliwe. Przez pierwsze parę godzin po zdarzeniu nie miała pojęcia co się z nią dzieje, jakby kompletnie wyparowała albo straciła wzrok, słuch i dotyk na raz. Rzepakowa wpadła w swego rodzaju trans, trzymający ją wciąż w tej samej, równie strasznej chwili. I ona się tak przewija, przewija i przewija, robiąc z suki bardziej zwykłą skorupę, taką pustą i bez ślimaka w środku, a co za tym idzie nasz mężny Sowi Pazur, któremu jeszcze parę księżyców temu nawet przez myśl by nie przeszło, że zostałby tak znieważony, zmuszony był do przejęcia wszelkich obowiązków matki — w ciągu jednego, okrągłego dnia zmienił profesję, stając się jednocześnie kucharką, sprzątaczką i nianią, opiekującą się Meszkiem i tym drugim szczeniakiem, którego imienia nie pamiętam. I nie, żeby ktoś narzekał, bo zastępca okazał się nad podziw dobrze sprawować w swojej nowej roli, a liderka, mimo że nie potrafiła tego w żaden sposób wyrazić, szczerze była wdzięczna za jego wysiłek, to jednak atmosfera panująca w domowym legowisku nie przypominała tej sprzed paru dni. Żadna podjęta próba rozmowy z Rzepakową zazwyczaj kończyła się głuchą ciszą, co z upływem czasu dzieciaki zaczęły zauważać. Nie musiały minąć nawet dwa dni, a te zdążyły się domyślić, że to chyba nie są pospolite humory mamusi, a coś znacznie większego i poważniejszego, takie z nich sprytne szczury.
— Może jednak coś zjesz? — zapytał, przybliżając posiłek do jej zasmarkanego nosa. — Nic nie tknęłaś od dawna.
Nawet na niego nie spojrzała, chociaż dotarły do niej wszystkie wypowiedziane słowa. Gwiazdka nie wyglądała już wtedy jak Gwiazdka, nie mogła znaleźć w sobie siły, żeby chociażby podnieść wzrok na siedzącego obok rozmówcę.
— Zostawię to, jakbyś zmieniła zdanie.
Sowi Pazur westchnął cicho na pożegnanie, podnosząc się powoli z ugniecionej przez jego tyłek zielonkawej trawy. Poprzez absencję w Rzepakowej w życiu jej malutkich, chociaż już może wcale nie takich malutkich, ponieważ jak to powiedział pan maruda — już niedługo zostaną uczniami, psic (w sensie zastępca, gdyby ktoś się pogubił) został zmuszony do aktywnego w nim udziału. Takim sposobem znalazł się w sytuacji, w której, a to się z nimi bawił, chociaż nie wiem, czy siedzenie i patrzenie na to, jak dzieci się na siebie rzucają, można nazwać wspólną zabawą, a to w takiej, w której zobowiązany był do wzięcia Meszka do medyka, bo ten mały brzdąc jakimś, nikt, kurde bele, nie wie jakim cudem omal nie utopił się w kałuży. Nie wiadomo, czy zrobił to specjalnie, czy po prostu sobie szedł i ni stąd, ni zowąd do niej wpadł, jednak razem z mijającymi minutami ten czuł się coraz gorzej, tak więc interwencja Sroczej Łapy bardzo by pomogła.
W swój brązowy, ciągle niezadowolony pysk złapał chorego skrzata, natomiast drugiego wziął pod pachę, bojąc się zostawić go z załamaną matką. Kto wie, czy drugi nie skończyłby tak samo? W końcu jeszcze rankiem padał dość mocny deszcz i dookoła jest mnóstwo innych, głębokich jak na takiego szczyla kałuż…
Ile czasu już minęło, odkąd ostatni raz widziała Żabkę? Nikt normalny by tego nie liczył, jednak Rzepakowa Gwiazda nie potrafiła sobie inaczej pomóc i z każdym mijającym wiatrem, przechodzącym promieniem słońca, czy opadniętym na ziemię liściem dodawała do siebie kolejno godziny, próbując odeprzeć od siebie to, co ją spotkało. Niestety, w taki sposób jedynie przypominała sobie o tamtym dniu, uświadamiając sobie coraz bardziej, że nie, to nie był gorzki koszmar, to wydarzyło się tym razem naprawdę.
Gdy ukochany liderki zdążył wrócić z jednym z pozostałych przy życiu szczeniaków, ponieważ drugiemu kazano zostać wraz z medykiem, ze względu na jego dość ciężki stan, na niebo powoli wschodziły srebrzyste gwiazdy. Były to te same punkty na ciemnym horyzoncie, które jeszcze niedawno sprawiały jej tak wielką radość, gdy na nie patrzyła wraz z poprzednim partnerem. Wiązały się z nimi szczere, silne wspomnienia, powoli zanikające w pamięci suki. Zakrywała je niezdzierająca się płachta, zimne okrycie, a mianowicie nowa, niepohamowana i naładowana szorstkimi emocjami przewijająca się w pamięci chwila — reminiscencja. I wydaje się, że nikt, ani odwzajemniona miłość, ani nawet najlepszy medyk nie potrafiłby temu skutecznie zaradzić.
— Nie zjadłaś — mruknął, gdy tylko położył brzdąca spać. — Co mogę zrobić, żebyś przełknęła choć trochę?
To nie był pierwszy raz, kiedy próbował sprawić, aby ta poczuła chęć do chociażby, ugryzienia kawałka starannie przygotowanego przez Sowiego „dania” (w cudzysłowie, bo kto normalny nazwałby dziwną, szaroburą mieszaninę chaszczy, padliny i innych dobroci lasu daniem?!). W rzeczywistości jako ostatni raz, gdy suka odnalazła jakąkolwiek siłę do pochylenia pyska i wsunięcia do niego czegokolwiek, prawdopodobnie można zaliczyć spożycie tamtej wydeptanej przez zastępcę trawy jakieś dwie pory obiadowe temu.
Samiec delikatnie pochylił się nad leżącą Rzepakową, spoglądając na jej oczy, aby mieć stuprocentową pewność, że ta w ogóle go słucha. Stał w ten sposób przez kilka sekund, dochodząc w końcu do wniosku, iż tak, Gwiazdka jeszcze posiada sprawny słuch i najzwyczajniej w świecie go ignoruje. Cicho wzdychając, przeszedł na jej prawą stronę i usiadłszy przy jej boku, przechylił należący do niego ciemny jak otaczająca ich noc łeb. Sowi zastanawiał się wtedy przez krótką chwilę, co mądrego mógłby z siebie wydusić.
Po jej minięciu uznał natomiast, że lepiej byłoby przebywać z nią w ciszy, bo raczej i tak by mu na nic nie odpowiedziała. Wciąż trzymając swój czujny wzrok na leżącej, nieporuszonej głowie suki, wyciągnął brunatną łapę, przysuwając do niej bliżej pozostawiony wcześniej posiłek. Chciał tym gestem zachęcić sukę do spróbowania, jednak jego ruch niezbyt poskutkował. Teraz zamiast jedzącej Rzepakowej, miał przed sobą liderkę z prawie wciśniętym w nos jedzeniem. Ciekawy widok. Na jego zachowanie zareagowała w sposób, który można było z łatwością przewidzieć; zamknęła puste oczy, nie zawracając sobie głowy staraniami partnera.
[1033 słów: Rzepakowa Gwiazda otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia, Mech zostaje wyleczony]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz