Zostałam uczennicą!
Już tak mało dzieli mnie od zostania wojowniczką. Już widzę moją ceremonię mianowania, zachwyt w oczach psów, moje nowe imię i całą masę pochlebstw i gratulacji!
Martwiło mnie tylko to, że jak na razie mało się nauczyłam, a minął już cały księżyc. To naprawdę sporo, dlatego postanowiłam dziś stawić się bez zbędnego gadania na treningu z moją mentorką, Małą Kroplą!
Tylko że jak szłam sobie do legowiska wojowników, by porozmawiać z czarną suczką, to zauważyłam, że Muszelkowy Nos coś słabo się czuje.
— Hop, hop, Muszelkowy Nosie! — zawołałam, wpadając do legowiska wojowników. — Ojej, bidulko, moja kochana suczko! Jak się czujesz? Dobrze, nie? Tak czy nie? Mam nadzieję, że dobrze! — pisnęłam, merdając ogonem i obserwując, jak wojowniczka właśnie zwraca pokarm. — O… To nie wygląda dobrze. Boli cię brzuszek, nie? Tak czy nie? Proszę o odpowiedź! Czy coś innego? Ale to nic dziwnego, nie martw się, proszę, bo będzie mi przykro! No więc to nic dziwnego, skoro jesteś w ciąży. To chyba naturalne. Znaczy, wiesz, ja nie wiem, bo nigdy nie miałam szczeniąt — jeszcze nie, niestety. Albo i stety, bo mam dopiero siedem księżyców! Więc może to być równie dobrze coś poważnego, więc ja cię… Znaczy nie „cię”, tylko… Więc ja Panią zaprowadzę do medyka — poprawiłam się, gdyż jestem wychowaną sunią. — A w ogóle, jak tam szczeniaczki? Martwi się pani o nie? Niech się pani nie martwi, wszystko będzie dobrze, naprawdę, naprawdę! Ja bym też chciała mieć bachorki, bo są naprawdę słodkie i takie puchate, i zabawne, no naprawdę. Tylko nie wiem, czy ktoś mnie pokocha, bo to trudna sztuka. — Muszelkowy Nos słuchała mnie w ciszy. Chciała chyba coś powiedzieć, ale w końcu się nie odezwała, ciekawe czemu. — Poza tym, jestem włóczęgą, niestety. Ale już włóczęgą-uczniem. To mnie pociesza, niech Pani mi uwierzy. Ogólnie, chciałabym mieć dzieci z jakimś fajnym psem. O, na przykład z rudym. Miałabym rude dzieci! Kocham rude, puchate dzieci. Tylko coś ostatnio zauważyłam, że mamy tutaj we Flumine dużo rudych dzieci. Znaczy już nie dzieci, bo dorosłych, ale wie Pani! Ale Pani dzieci będą rude, nie? Tak czy nie? Proszę o odpowiedź!
— Umm… Nie wiem — wystękała suczka, powoli wstając. Pozwoliłam, by się o mnie oparła, chociaż prawie mnie zmiażdżyła i ruszyłyśmy w drogę do medyka.
— No, ale wracając do tematu. Mam nadzieję, że Pani wszystko rozumie, co mówię. Bardzo mi szkoda z powodu pani zmarłych dzieci. Mam nadzieję, że te wymioty nie mają związku z nienarodzonymi rudymi szczeniaczkami, bo będzie mi przykro. I im chyba też. Jaka szkoda, że mogą umrzeć! Ale, oczywiście, nie umrą, bo ja Panią uratuję. Myśli Pani, że ile będzie tych szczeniąt? Mam nadzieję, że jak najwięcej! Z chęcią Pani pomogę się nimi zająć, jak się już narodzą. A właśnie, chyba coraz bliżej do ich narodzin, nie? Tak czy nie? Chyba że umrą, tak jak tamte umarły. Szkoda ich. Ale te, rude, chyba nie umrą. Mam nadzieję, ale jednak zawsze istnieje taka możliwość!
Nie wiedzieć czemu, Muszelkowy Nos cała się jakby napowietrzyła i sposępniała.
No, ale doszłyśmy do medyka, który pięknie się zajął ciężarną sunią. Dał jej jakąś papkę i coś tam doradził, a ja wdałam się z nim w miłą pogawędkę na temat szczeniaczków, jedzenia, suszy, wody i ros, a jakże by inaczej? Bardzo lubię rozmawiać z psami. To moje hobby.
Dopiero gdy Muszelkowy Nos przypomniała mi o mojej mentorce, zamilkłam, przerażona tą nagłą myślą. Czy ja się spóźniłam na trening? Jak burza wypadłam z legowiska medyka, biegnąc przed siebie w poszukiwaniu Małej Kropli. Na szczęście, dzięki mojemu noskowi szybko ją wyczułam, a dzięki oczom także dostrzegłam. Zahamowałam gwałtownie przed Kroplą, orząc pazurami ziemię.
— Mentorko moja! Droga, wspaniała, czarna wojowniczko, i to wcale nie jest obraza, jakby co! Ja jestem grzeczna i wychowana, i nie obrażam innych psów, nie? Tak czy nie? Bardzo się cieszę, że Panią zastałam, tak w ogóle. Przepraszam za spóźnienie, ale tylko Gwiezdni mogą wymierzać kary, nie? Tak czy nie? No oczywiście, że tak! A ja się do nich pomodlę i przeproszę ich za moje grzechy, więc Pani już nie musi mi dawać kary. Niech Pani słucha:
O moi Gwiezdni, wspaniali, kochani,
Tylko wy mnie znacie, tylko wy mnie kochacie,
Za wszystkie grzechy gorąco przepraszam,
Płaczę nocą i żałuję w dzień biały,
Gdyż wiem, że nade mną czuwacie, a wy także płaczecie,
Nad grzechami moimi, tymi złymi, i tymi małymi.
Zawsze to robicie, czy słońce, czy księżyc,
Zawsze i wszędzie.
Dziękuję.
I przepraszam, jakby co.
Amen.
Ojej, ale to było piękne! A przynajmniej ja tak uważam, Mała Kroplo. Bo wie Pani, ktoś mi kiedyś powiedział, że ja modlić się nie umiem, ale nie powiem jego imienia, bo jestem wychowana, Pani przecież wie. I mi się wtedy przykro zrobiło, no ale nic. — Zakończyłam moje przeprosiny i wpatrywałam się z nadzieją w Małą Kroplę. Oby mi wybaczyła i zabrała mnie na trening! Proooszę!
[794 słowa: Zroszona Łapa otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia i 2 Punkty Treningu]
PS. współczuję
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz