19 lipca 2021

Od Cichociemnego

Jego dzień rozpoczął się dobrze. Niewiele dni rozpoczynało się do Cichociemnego źle, ponieważ był wspaniały. Tak właśnie mówił sobie codziennie rano, gdy patrzył w kałużę, jeśli udało mu się jakąś znaleźć. Grunt to utrzymanie samooceny na stabilnym i wysokim poziomie. Te dramaty rodzinne i granie posłańca go męczyło. Potrzebował odpocząć od tego wszystkiego.
Naturalnie, postanowił wyruszyć poza tereny klanu. Kwestia granic nigdy nie była dla niego szczególnie istotna. Oczywiście nie wparowywał, gdzie chciał, ale uznawał je raczej za ramy, które można było naginać. Tenebris dla niego był jak drugi dom. Ventus i Industria nie wymagały trochę więcej problemów i wymysłów, ale jego łapy tam też postanęły. Nie w Flumine. Nie zbliżał się nawet do ich granic.
Wypełnił grzecznie swój obowiązek patrolowy, bo siostra patrzyła na niego wilkiem, jak tylko spróbował się wymigać. Jeżogłówka odziedziczyła z pewnością całe możliwości terroru, jakie były w ich rodzinie.
Ale poprawiła mu szaliczek przed drogą, co uznał za naprawdę urocze. Zrobiła to źle i musiał poprawić, ale i tak absolutnie urocze.
Szedł powoli, bo nie miał gdzie się spieszyć. Znał to miasto lepiej niż te wszystkie przerażone psy, które bały się wychylać łba za tereny. On spędził rok poza nimi, obeznał się już.
Przekroczył ulice, gdy nie było żadnych potworów przejeżdżających przez nią. W głowie nucił sobie radośnie Przez twe oczy brązowe, piosenkę swojego autorstwa. Treść przypadkowa.
Zatrzymał się, widząc ładne kwiatki. Był trochę romantykiem w duszy, naprawdę lubił kwiatki. Szedł przez moment za ich zapachem. Skoro los skierował go w tamtą stronę, to nie było co się kłócić. Dotarł aż do dworca.
Dawno tam nie bywał, więc czemu nie zajrzeć do środka. Chyba to było jeszcze na wiosnę. Przechodząc z nucenia na śpiew, czaczaczował przez zarośnięte tory. Chciałby zobaczyć monstrum, które po nim jeździło. Wskoczył na podniszczone stopnie, by dostać się wyżej. Zdążył tylko znaleźć się na pięterku, gdy usłyszał, że ktoś też postanowił odwiedzić to miejsce.
— Witaj w moich skromnych progach. Nazywam się Cichociemny i żadnego dowodu własności nie mam, ale uwierz mi na słowo — zawołał radośnie. Oparł się przednimi łapami o barierkę i spojrzał w dół.
<ktoś?>
[Punkty niewpisane]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz