Przez ostatnie kilka dni Ciepły chodził poddenerwowany. Wiedział od dawna, że przez brak innych młodych to on oraz Omszona Łapa pójdą na zgromadzenie klanów w roli uczniów, ale im mniej czasu do niego pozostawało, tym bardziej odczuwał stres. Rzepakowa Gwiazda nadal nie czuła się lepiej, a również Sowi Pazur okazywał lekkie objawy zmęczenia, co, notabene, próbował za wszelką cenę ukrywać. Młodszy syn liderki bezustannie rozmyślał nad reakcją innych klanów na ich aktualne słabości. Oczywiście nie wiedzieli na pewno o wszystkim, ale wielu spraw można było się bez problemu domyślić. Równie mocno zastanawiał go fakt, że pójdzie tam bez swojego mentora. Chociaż nie chodziło tu nawet o potrzebę posiadania opiekuna, w końcu miał tam być także Sowi, którego traktował prawie jak drugiego nauczyciela. Zwyczajnie dziwiła go nietypowość tej sytuacji. Miał wrażenie, że przeważnie na pierwsze zgromadzenie powinno się iść z psem, prowadzącym trening.
Myślał o tym także, idąc już na zgromadzenie kilka kroków za swoją matką. Zastanawiał się jak będzie ono wyglądać. Czy pojawi się coś nietypowego? A może raczej wynudzą się na nim za wszystkie czasy? Jednego był pewien, on będzie słuchał z uwagą.
Z lekkiej nieobecności wyrwał go Omszona Łapa, który wcześniej szedł nieprzerwanie z przodu. Teraz jednak odwrócił się w stronę Ciepłego z kpiącym uśmiechem na pysku.
— Chodź, bo się spóźnisz! — parsknął.
Młodszy z braci zerknął ukradkiem na zastępcę ich klanu. Robił to co jakiś czas, ale w tym momencie próbował znaleźć jakąś naganę w jego wzroku, która nie pozwoliłaby mu odpowiedzieć na zaczepkę. Sowi nie wyglądał na zainteresowanego ich przepychankami, dlatego zainteresowanie Ciepłej Łapy skupiło się znów na Mchu.
— O to nie musisz się martwić — zauważył jak na siebie dość chłodno.
Martwiło go nieco, że naczelny edgelord Industrii może nawet przypadkowo zrobić coś niegrzecznego, czym urazi dosłownie każdego psa w obrębie kilkudziesięciu metrów. Modlił się do Gwiezdnych, by tym razem wszystko poszło gładko.
Kiedy zwrócił uwagę na Gwiazdę, stwierdził, że jak zwykle jest dość nieobecna. Niby wodziła co jakiś czas wzrokiem za swoimi dziećmi, ale nie zmusiło jej to do żadnej reakcji. Prawdopodobnie miała na głowie ważniejsze sprawy.
W końcu dotarli na górę i zajęli swoje miejsce. Młody nie rozpoznawał żadnego psa z innych klanów, ale lustrował ich zainteresowanym wzrokiem. Chciał zapamiętać jak najwięcej, a przynajmniej to, co było ważne. Początek zgromadzenia był nieco inny, niż Ciepły sobie wyobrażał. Zamiast przemów przywódców, znajomi zaczęli się ze sobą witać. Jakby nikt nie chciał zacząć, a może po prostu przejść do poważniejszych tematów. Trochę zdziwiło go, że Sowi także się nie odezwał. W końcu to wydawało się oczywiste, że on będzie musiał poprowadzić dzisiaj ich część. Tym większe było jego zaskoczenie oraz duma, kiedy to jego mama się odezwała. Nawet jeśli nie brzmiało to zbyt podniośle.
— No więc… no wiecie... no ja nie wiem, znaczy nic złego to chyba ostatnio się nie działo, tylko dziecko nam porwali — głos Rzepakowej był dość słaby, a po tych słowach od razu znów zamilkła.
Wydawała się jeszcze bardziej wycofana. Za to potrzebę aktywowania się poczuł Omszona Łapa.
— No i Malwowy Ogon nie żyje! — rzucił dość głośno w eter.
Ciepłego momentalnie lekko zmroziło. Dlaczego jego durny brat zawsze musiał z czymś takim wyskoczyć? Zirytowany palnął degenerata łapą w pusty łeb, chcąc nieco go ogarnąć.
— Cicho, jesteś tylko uczniem — przypomniał mu.
Skarcony jednak tylko wyszczerzył na niego ostrzegawczo zęby, ani trochę się tym nie przejmując. Przynajmniej faktycznie tymczasowo się przymknął. Niestety tylko do momentu, aż nie zauważył znajomej, rudej czupryny.
— O hej, Rumianek! — zaśmiał się, drąc prawdopodobnie tak głośno, że całe zgromadzenie go usłyszało.
Młodszy syn Rzepakowej był mocno rozdarty między chęcią uduszenia brata, a zapadnięciem się pod ziemię. Skłonił się dość szybko do opcji numer jeden, kiedy tylko pozostałe ryże psy Flumine zostały zaalarmowane. Jeden nawet zawołał w stronę Mcha dość niesympatycznym:
— Czego fajtusie chcesz od mojego rodzeństwa?!
Sama zainteresowana okrzykiem Omszonej Łapy osoba jednak wydawała się do niego nastawiona raczej pozytywnie, co Ciepłego nie mało zaskoczyło. Niemniej wolał załagodzić sytuację, zanim jego brat zaczął się pruć jak stare gacie, wywołując bójkę. W normalnych warunkach stanąłby pewnie po stronie rodziny, ale w tym wypadku chciał zdjąć część obowiązków z Gwiazdy oraz przy okazji uspokoić krzykacza wodnych. Wskoczył szybko przed Mcha, po czym rzucił ugodowo:
— Przepraszam za mojego brata, jest trochę nietaktowny.
To w połączeniu z uspokajającym działaniem Rumianku, pozwoliło im uniknąć konfliktu. Zamiast niego jednak Ciepły poczuł ciągnięcie za ucho w tył.
— Ugh, musisz mi ciągle przeszkadzać? Chciałem się tylko przywitać z kimś, kogo znam — warknął Omszony.
— Tak, bo zachowujesz się jak jakiś oszołom. Przestań przeszkadzać w zgromadzeniu — odsyknął mu wkurzonym półszeptem.
Prawdopodobnie kłóciliby się nieco dłużej, gdyby Rzepakowa im nie przerwała beznamiętnym głosem.
— Mech, nie krzycz tak, bo głowa od tego boli — rzuciła martwo.
Dopiero ta wymiana zdań obudziła Sowiego. Możliwe, że wcześniej po prostu zbierał myśli, o czym powinien mówić. Tak przynajmniej tłumaczył to sobie uczeń Lekkiego Serca.
— Dobra zamknijcie jadaczki już — rzucił, przerywając dalszej dyskusji — w Industrii została dokonana wymiana medyków. Jest nim teraz Szara Skała aka Peter. Szczeniaka nam ukradli i niektórzy nie żyją — podsumował krótko.
W następnej kolejności, po cichym odchrząknięciu, zabrała głos jasna suczka z Ventusu.
— Jak wiecie, ja, nie boję się ryzykować, by osiągnąć to, co chce. Tym razem moim celem było powiększenie klanów i opowiedzenie biednym, niewierzącym duszom o naszych przodkach w górze, Gwiezdnych — zrobiła pauzę — Dlatego właśnie, wysłałam moich wojowników, by zaprosili do naszego klanu pieszczochy jak i włóczęgów, niezależnie od ich wieku. Nawet nie wiecie, jak wiele psów się zgłosiło! A ja jeszcze nie skończyłam. Mogę wam obiecać, że od tego momentu, Ventus będzie silniejsze niż kiedykolwiek — spojrzała w oczy każdego z liderów i zastępców, wręcz wyzywająco.
Siedzący metr czy dwa od Ciepłego Pustynny Wiatr się ożywił.
— Że co? — rzucił, po czym zaczął szeptać o czymś z Fenkułową Plamką, rzucając wietrznym krzywe spojrzenia.
— Pieszczochy? Nie jesteś poważna Bryzowa Gwiazdo — parsknął Sowi Pazur, przewracając oczami.
Obwieszczenie liderki Ventusu wywołało dość spore poruszenie także wśród pozostałych klanów. Ciepły jednak, podobnie jak Rzepakowa, nie był tym zbytnio zainteresowany. Nie rozumiał do końca, jaki problem mieli z przyjmowaniem takiej ilości samotnych psów. Oczywiście nie byli to perfekcyjni kandydaci, których on sam wskazałby w pierwszej kolejności, ale na pewno nie widział w tym czegoś złego. W końcu nie łamało to w żaden sposób kodeksu.
Zerknął na matkę, a widząc jej przygaszenie, zapytał cicho, nieco zmartwionym głosem:
— Mamo, jak się czujesz?
Nie chciał przeszkadzać innym, ale chyba trochę przesadził, bo Gwiazdy wcale to nie otrzeźwiło. Możliwe również, że nie chciała na nie odpowiadać. Rzuciła krótkie spojrzenie swojemu synowi, po czym wyszeptała:
— Skup się na słowach Sowiego.
Młody nie wiedział za bardzo, co miała na myśli, gdyż zastępca najwidoczniej przestał być zainteresowany tematem, ale nie zamierzał jej więcej przeszkadzać. Dosłownie chwilę później podszedł do nich Peter.
— Słońce, czemu to jest taka wielka sprawa, że przygarnęła jakieś psy z ulicy?
Jego słowa dużo lepiej dotarły do suczki. Podniosła głowę i przyjrzała się rozmówcy.
— Tak naprawdę to sama nie wiem, bo w sumie nie mam nic przeciwko... ale to chyba wbrew jakimś zasadom, prawda Ciepła Łapo?
Wywołany do odpowiedzi zastanowił się chwilę. W myślach tak dla pewności przeleciał przez wszystkie reguły, jakie znał. Nie przypominał sobie nic takiego.
— Na pewno nie przeciw kodeksowi. Tam nic o tym nie ma — podał bezpieczną odpowiedź, pewny swego.
— Czyli teoretycznie nie jest zakazane, prawda? Inaczej byłbym nielegalny jak substancje, które kradnie mi twój brat — rzucił medyk wyzywająco.
Uczeń zakodował sobie, żeby poruszyć temat przywłaszczania sobie rzeczy Petera z Mchem i ewentualnie przypilnować go, by tego nie robił. Nie chciał jednak przyznawać, że za bardzo go to nie dziwi, dlatego udał, że puszcza tę uwagę mimo uszu i odpowiedział na zadane wcześniej pytanie:
— Chyba problem jest raczej w ilości, jaką chcą przyjąć. Nie w tym, że w ogóle o tym pomyśleli.
Wspomnianymi ziołami zainteresowała się za to Rzepakowa. Chociaż ciężko było młodemu odczytać z jej tonu czy było to spowodowane zmartwieniem o jej syna, czy może raczej samą w sobie ciekawością.
— Jakie substancje? — zapytała.
— A wiesz — zaczął Szara Skała — trawka na przykład. Taka zielona, rośnie niedaleko magazynu u ludzi. Odpowiednio przygotowana uśmierza ból, ale nie powinny jej jeść małe szczeniaki. Jeszcze zęby mu zazieleni na stałe.
— Zielony to bardzo ładny kolor... może wprowadzę to do kodeksu…?
— Nie wiem Słońce. Hej Ciepłek, co o tym sądzisz?
Zapytany odchrząknął cicho. Nie dość, że sam ten pomysł wydał mu się absurdalny, to jeszcze medyk użył jego szczenięcego imienia, które coraz mniej mu się podobało.
— Ciepły... — poprawił go cierpliwie, następnie udzielił dość dyplomatycznej odpowiedzi — Myślę, że nie ma sensu dodawać tego typu punkty do kodeksu. Wszyscy wiedzą, że zielony jest bardzo ładny.
Na tym skończyły się te dywagacje na temat unowocześniania zbioru zasad. Fakt ten był raczej optymistyczny. Aczkolwiek może znalazłoby się trochę psów, u których taka absurdalna reguła wywołałaby uśmiech, zamiast niechętnego grymasu, związanego z nauką tak niepotrzebnych rzeczy.
Niedługo później zgromadzenie zostało zakończone, a psy Industrii ruszyły w drogę powrotną. Na szczęście nikt nie wpadł na żaden absurdalny pomysł.
[1520 słów: Ciepła Łapa otrzymuje 15 Punktów Doświadczenia i 5 Punktów Treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz