1 lipca 2021

Od Cytrynowego Liścia do Stokrotkowego Płatka

Kręciłem się wokół legowiska wojowników, nerwowo przygryzając wargę. Wiem, wiem, że Bolesny zabronił mi wchodzić na tereny jego klanu, ale musiało coś być na rzeczy. Mógł być chory i samotny albo potrącił go potwór dwunożnych i właśnie umiera. Może ktoś go zaatakował i potrzebuje mojej natychmiastowej pomocy?
Już od jakiegoś czasu planowałem, że go odwiedzę w magazynie, skoro na opuszczony dworzec przestał przychodzić. Cały czas jednak rezygnowałem, a raz, gdy już niemal wszedłem na tereny Płomiennych, wywąchałem patrol i czym prędzej — choć z niechęcią — wróciłem do ruin.
Potrząsnąłem głową, próbując oczyścić umysł. Szybko zaglądnąłem do legowiska wojowników, sprawdzając, czy wszyscy śpią. Gdy moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności, zauważyłem kilkanaście zwiniętych w kłębek psów, pogrążonych w śnie. Odetchnąłem z ulgą.
Wtem dostrzegłem psa, który stał i wpatrywał się we mnie. Cofnąłem się przestraszony, a do moich nozdrzy wleciał zapach Stokrotki. Suczka podeszła parę kroków do przodu, wpadając na mnie.
Poczułem zażenowanie, gdy samica zaczęła coś bełkotać i cofnęła się pośpiesznie, spuszczając na chwilę wzrok.
— Eee… Musiałem… Znaczy się… — usiłowałem wyjść z zaistniałej sytuacji z godnością. Po chwili wahania zdecydowałem się na kłamstwo. — Chcę pójść na nocne polowanie. A ty…? C-czemu nie spałaś?
Śnieżnobiała samica uniosła głowę, wgapiając się we mnie oczami w kolorze oszałamiającego, ciepłego brązu.
— Dopiero się kładłam — zaśmiała się, przystępując z łapy na łapę. — Lubię czasem odetchnąć świeżym, nocnym powietrzem i chodzić spać ostatnia. Poza tym wyglądałeś na zdenerwowanego. Zaciekawiłam się — wyznała, a ja już wiedziałem, że nie powstrzymam jej gadulstwa. — Wiesz co, jak idziesz na te nocne polowanie, to pójdę z tobą. Dawno na takim nie byłam, a to świetna okazja. Będzie nawet lepiej we dwie osoby, bo jak coś się stanie, to ktoś poleci po pomoc. Zawsze razem raźniej, czyż nie?
Przełknąłem ślinę, autentycznie przerażony.
— Mam nadzieję, że upolujemy dużo zwierzyny — zaszczebiotała, merdając ogonem.
Pokiwałem w milczeniu głową.
Stokrotka nawijała w kółko, a ja co chwila kiwałem głową i rzucałem jakieś „yhmm… to ciekawe, ciekawe, mów dalej”, jednak moje myśli krążyły wokół Bolesnego. Co ja najlepszego zrobiłem? Jak niby teraz wejdę na teren Industrii? Może ją gdzieś zgubię? Powiem jej, żebyśmy się rozdzielili, ona zacznie polować, a ja pójdę prosto do Bolesnego? To chyba najrozsądniejsze rozwiązanie — myślałem.
Wyszliśmy z obozu pod osłoną nocy. Mijając Fiołkową Skałkę, która stała na warcie, zakomunikowałem jej, że wybieramy się na polowanie.
W milczeniu obrałem drogę, idąc w stronę Ogrodów. Zamyślony potykałem się co chwila, ignorowałem gadulstwo niechcianej towarzyszki podróży, a gdy w oddali odezwał się nocny ptak, podskoczyłem przestraszony, jeżąc sierść.
— Słuchaj, o co chodzi? — Stokrotka zatrzymała się, przyglądając mi się uważnie. W myślach przeklinałem bez opamiętania. Musiałem się zachowywać jak idiota.
Zainteresowałem się moimi łapami, jednak po chwili uniosłem głowę, niepewnie patrząc na suczkę. Przecież jej nie okłamię drugi raz. Zacisnąłem zęby, a pazury wbiłem w rozmokłą ziemię. Nie mam innego wyjścia.
— Rozdzielmy się — odezwał się ktoś, a ja po chwili zrozumiałem, że to mój głos. — Ty pójdziesz do ogrodów, a ja… eee… gdzieś indziej, dobrze?
Nie kłamałem zbyt dobrze, dlatego bojąc się, że z mojego wzroku wyczyta prawdę, unikałem jej spojrzenia. Po niekończącej się chwili Stokrotkowy Płatek odezwała się, a ja odetchnąłem z ulgą.
— Cóż… — Suczka przyglądała mi się, przekrzywiając głowę. — Skoro chcesz…
Posłałem jej niepewny, krzywy uśmiech i szybko ją wyminąłem. Nie spoglądając za siebie, potruchtałem w stronę granicy terytorium Industrii. Ledwo powstrzymywałem się od przyśpieszenia do szalonego pędu. Zrobiłem głupio, idąc prosto do granicy po tak żałosnym kłamstwie, jednak wtedy nie miałem czasu na żadne sensowne przemyślenia. 
***
W magazynie było przerażająco ciemno, mój oddech wśród nocnej ciszy wydawał się głośny niczym ryk potworów, a serce biło mi tak głośno, że pewnie obudziło wszystkich wojowników. Wartownik chodził zamyślony po korytarzu, co chwila, zaglądając do różnych legowisk. Skuliłem się w rogu, modląc się, by wytarzanie się w znaczeniach zapachowych Płomiennych było wystarczającym kamuflażem.
Przywarłem do ściany i szurając brzuchem o podłoże, zacząłem się skradać. Sierść stawała mi dęba, a po kręgosłupie rozchodził się nieprzyjemny dreszcz. Co chwila rozglądałem się w panice po otoczeniu, a do uszu dolatywały równomierne, spokojne oddechy śpiących wojowników. Wartownik nagle zatrzymał się, węsząc w powietrzu. Wstrzymałem oddech i przywarłem do ziemi, nie wydając najmniejszego szelestu.
— Tenebris…? — wyjąkał pies pełniący straż, a ja zrozumiałem, że jest to suczka. Jej głos i zapach wydawały się dziwnie znajome.
Z łomoczącym sercem posuwałem się wzdłuż ściany. Już niemal skręciłem do legowiska Bolesnego, gdy na moim karku zacisnęły się szczęki. Byłem tak przerażony i zaskoczony równocześnie, że omal nie dostałem zawału.
— Co tutaj robisz? — warknęła wojowniczka, zaciskając mocniej zęby na mojej skórze. Nie mogłem się odwrócić, jednak wyczułem, że jest to Stopowa Łapa, przyjaciółka Bolesnego.
— Stopowa Łapo! — niemal krzyknąłem, lecz w porę się opanowałem. — Ja…
— Już Stopowa Ścieżka — doprecyzowała biała wojowniczka, puszczając moją skórę. Skrzywiłem się, a na karku zostały mi piekące ślady po zębach. — Ponawiam pytanie. Co tutaj robisz?
— Chciałem się dowiedzieć, jak się czuje Bolesna Łapa. Ostatnio… Nie przychodził na miejsce naszego spotkania. Dostał imię wojownika? Mogę się z nim zobaczyć? — Zamerdałem lekko ogonem.
Cisza, która zapadła po moim pytaniu, nie wróżyła nic dobrego. Tknięty nagłym niepokojem, wlepiłem w Stopową błagalne spojrzenie.
— Coś mu się stało, prawda? Ja… Nie powinienem się tak…
— Cytrynowy… — Ścieżka, świeżo upieczona wojowniczka zmieszała się, spuszczając wzrok. — Słuchaj…
— CO MU JEST?! MÓW! MUSZĘ SIĘ Z NIM…
Suczka pokręciła gwałtownie głową, nakazując ciszę.
— Cicho… — westchnęła. — On nie żyje.
Poczułem się, jakbym dostał obuchem w łeb. Zszokowany wwiercałem się w Stopową przerażonym spojrzeniem, jednak w głębi duszy wiedziałem, że mówi prawdę. Te wszystkie chwile z Bolesnym… Czy to tak miało się skończyć? Że go już nie ma? Po co Gwiezdni go zabrali? DLACZEGO?
— K-kłamiesz… — wyjąkałem, a po moim pysku spłynęły łzy.
Stopowa Ścieżka z początku nie odpowiedziała. Ze współczuciem zanurzyła pysk w mojej sierści, próbując mnie pocieszyć.
— Przykro mi. 
***
Zmuszałem łapy, by stale poruszały się do przodu. Nieobecnym wzrokiem wodziłem po okolicy, w końcu jednak utkwiłem go w moich pazurach, a jedyne co mi przyszło do głowy, to ich bezsensowne liczenie. W kółko i w kółko i w kółko…
W końcu dotarłem do ruin. Moja droga powrotna trwała zdecydowanie dłużej — szedłem w żółwim tempie i robiłem nieregularne postoje, podczas których kuliłem się w kłębek, miotałem w rozpaczy po okolicy i głośno szlochałem.
Przez dłuższą chwilę nadal wgapiałem się w moje łapy, jednak z wielkim wysiłkiem udało mi się unieść głowę, utkwiwszy wzrok w ścianę ruin.
— Cytrynowy Liściu! — usłyszałem z oddali wołanie Stokrotki. — Wiesz, ile cię szukałam?!
Nie ruszałem się i milczałem. Wojowniczka podbiegła do mnie, mrucząc coś zdenerwowana. Gdy tylko zobaczyła moją minę zamilkła, próbując połączyć fakty.
— Do jasnej cholery, co się stało…?
<Stokrotkowy Płatku?>
[1080 słów: Cytrynowy Liść otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz