Uważnie rozglądnęłam się na boki, upewniając, iż nikt mnie nie widzi. W żyłach buzowała mi adrenalina, kiedy wzrokiem szukałam mojego rodzeństwa.
Prędko dostrzegłam Piasek, znikającą za żłobkiem. Tuż za nią biegł Jazgotek. Kiedy mój młodszy brat zauważył mnie, zamachnął się swoim ogonem, zapraszając, abym dołączyła do ich dwójki. Drżąc z niecierpliwości, pomknęłam za szczeniętami.
Dotarłam na miejsce zebrania mojego rodzeństwa. Nie zważając się na otoczenie, usiadłam obok Kruczka. Przygniotłam mu tym ruchem ogon, jednak pies nawet tego nie zauważył. Szczeniak mamrotał coś pod nosem, o przerwanej drzemce.
Nie było tutaj zbyt sucho, jednak nie znaliśmy innego miejsca, w które tak rzadko zapuszczają się inne psy. Piasek strzepnęła z obrzydzeniem błoto, które weszło jej do uszu. Oburzona zaczęła lizać swoją łapę.
— Super, że jesteśmy w komplecie — zaczął Jazgotek, merdając ogonem. Nie mógł ukryć szczęścia. Zamierzał przeprowadzić zebranie na wzór Zebrania Klanów, a jak na razie zapowiadało się bardzo profesjonalnie.
— Mogę pójść na chwilę zrobić siku? — spytał się Promyczek, który już od dłuższej chwili przystępował z nogi na nogę.
— A co ty robiłeś do tego czasu? — Przewróciłam oczami. — Idź.
Jazgotek popatrzył się na mnie, jednoznacznie prosząc, abym przestała mu się wcinać w paradę. No dobrze, ale czy ktoś wybrał go na prowadzącego zebranie? Skąd wie, że to pytanie nie było skierowane do mnie? Chociaż dopiero co rozpoczęliśmy posiedzenie, konflikt okazał się nieunikniony.
Promyczek wrócił po chwili, uradowany niezmiernie. W ciszy przyglądaliśmy się, jak zajmuje swoje poprzednie miejsce.
— Zebraliśmy się tu, aby przedyskutować pomysł wyprawy poza obóz — Przywódca Klanu Idiotów zaczął, mierząc nas spojrzeniem. — Na początku ustalmy nasze role. Ustawcie się w szeregu. Zrobimy to sprawnie, i już za chwilę wyruszymy po przygodę.
Prychnęłam, ale posłusznie usiadłam obok mojego rodzeństwa. Grupka wyprostowanych szczeniaków ze zdziwieniem patrzyła na moje luźne podejście do tematu. Promyczkowi oczy niemal wyszły z orbit, kiedy dostrzegł, jak kładąc się, ochlapałam go błotem.
— Wpierw wybierzmy przywódcę wyprawy — ze spokojem w oczach powiedział, pewny wyników wyborów. — Kto chce się zgłosić?
— Ja — oznajmiłam.
Wszyscy jak na zawołanie popatrzyli się na mnie, łącznie z Jazgotkiem. Mój brat widocznie nie dowierzał, że ktoś odważy się kwestionować jego rolę w tym składzie. Zdziwiony popatrzył mi się w oczy, a jego ogon lekko opadł. Dumnie podniosłam głowę.
— Och, ja też mogę nim być — powiedział cicho. Zaraz dodał głośniej: — Kto jest za Dreszczką?
Patrzyłam przed siebie, nie chcąc wywierać presji na rodzeństwie. Z góry znałam rezultat głosowania. Zaległa głucha cisza.
— Więc będę nim ja — chrząknął nasz dowódca. — Strateg?
— Ja — ponownie się zgłosiłam, czując ukłucie zażenowania. Przerwałam tym zdaniem Promyczkowi wpół słowa.
— Mów, Promyczku. Co, księżniczki się wstydzisz? Masz do tej roli takie samo prawo jak ona, o ile nie większe — Kruczek stawił się za Promyczkiem, ale byłam pewna, iż nie zrobił tego z dobroci. Szukał okazji, aby móc mnie wyzwać i upokorzyć. Ponieważ znałam jego ukryty cel, udawałam, że nie usłyszałam zaczepki.
— Ja tylko siku chciałem. — Uśmiechnął się lekko, i zanim ktoś z nas zdążył zareagować, zniknął.
— Ten to ma problem z pęcherzem — powiedziałam i przewróciłam oczami.
Przebywaliśmy w ciszy, którą przerwało pojawienie się zagubionego w akcji.
— Zapraszam członków. — Jazgotek się uśmiechnął, patrząc na wychodzących parę kroków do przodu Promyczka i Piasek. Moja jedyna siostra jako jedyna wydawała się obojętna obecnym wydarzeniom. Nie zdołała z siebie wykrzesać ani jednej iskry wesołości.
— Kim w takim razie będzie Kruczek? — Piasek spytała, a następnie posłała bratu spojrzenie pełne pogardy. Kruk właśnie otrząsnął się z drzemki, wodząc po nas zdezorientowanym wzrokiem.
— Ee co my właściwie robimy…?
— Będziesz przynętą — ze spokojem oznajmiłam bratu, który dosłownie obudził się w trakcie ustaleń.
— CO MY WŁAŚCIWIE…?! — chciał wydrzeć się Kruczek, ale Piasek włożyła mu ogon do pyska.
— Zamknij się — powiedziałam. — Ktoś nas usłyszy.
— Gwiezdni i Zgaszeni, ja będę przynętą. Tylko dajcie mi wszyscy spokój — zwróciła się z kolei do Mojego Najmniej Ulubionego Brata Moja Najbardziej Ulubiona (bo Jedyna) Siostra.
— Nie! — stanowczo oznajmiłam. — Kruczek zaspał, teraz poniesie karę.
— Zaspałem! Wielkie mi halo… Dobra, no — wydukała ze złością przynęta. — Ale co my do jasnej ciasnej robimy?
— Zaraz to ustalimy. — Jazgotek zrobił pewną siebie minę, a następnie skinął na mnie łbem.
— Jako oficjalny strateg — zaczęłam — proponuję poznanie dwunożnych. Dużo słuchamy o nich, jednak nie widzieliśmy nigdy żadnego na oczy. Skąd wiemy, że nasi rodzice nie chcą nas nastraszyć, i w ten sposób kontrolować?
— Oni nie zrobiliby nam czegoś takiego — nieśmiało wtrącił Promyczek. — Mają na uwadze tylko nasze bezpieczeństwo (widzicie? Wiadomo, że jest świrem).
Reszta zgromadzonych natomiast przystanęła na moją propozycję, chociaż Jazgotek zwlekał z przyznaniem mi racji. Ja sama zaraz po wymówieniu celu wyprawy o mało nie krzyknęłam, że się przejęzyczyłam. Strach prawie mnie obezwładnił, kiedy patrzyłam w oczy czterem podekscytowanym psom. Podskoczyłam pionowo do góry, kiedy nagle kropla deszczu opadła na mój kark. Kruczek zaśmiał się cicho.
— Ale jak uciekniemy od Fenkułowej i Pustynnego? — sama sobie zadałam pytanie, czując kulę w gardle i będąc świadoma wyczekujących spojrzeń mojej siostry oraz braci, tkwiących na mnie. — Wykonamy ów plan podczas dzielenia się zapachami. Myślę, że Kruczek powinien zająć odwróceniem uwagi Pustynnego Wiatru. Upewni on się też, że nasza matka zajęła się własnymi sprawami i plotkuje z przyjaciółkami. Z nią nie powinno być problemu, bo kiedy usłyszy jakąś plotkę, przestaje zwracać uwagi na otoczenie. Wtedy wkroczymy my. Korzystając, że nikt nie pilnuje szczeniąt, wymkniemy się z obozu i będziemy zmierzać do … — zająknęłam się, próbując przypomnieć sobie wypowiedź Omszonej Łapy, na temat siedlisk dwunożnych — na targ, znaczy się. To gdzieś w na północ, o tam. — Wskazałam nosem kierunek. — Oczywiście wytarzamy się w błocie, aby maksymalnie zniwelować nasz zapach. Pozbieramy przed wyruszeniem w drogę kilkanaście identycznych kamieni, pobrudzimy je własnym gównem i będziemy za sobą kłaść, co jakiś czas. Oznaczymy sobie tak drogę powrotną. Ach, a co do Kruczego — zamyśliłam się, i ze złośliwością spojrzałam na rozdziawiony pysk brata. — Zbierzesz kamienie i zajmiesz się ich obróbką. Prawda, braciszku? Zrobisz to dla nas?
Cóż, nabrałam trochę pewności siebie.
Zaległa cisza.
Jazgotek zamrugał trzy razy.
— Em tak — powiedział wreszcie przywódca wyprawy. — Dobry plan. No to co, mamy jeszcze chwilę czasu, więc…
— Pójdę dowiedzieć się więcej o trasie, którą pójdziemy — z uśmiechem oznajmiłam, po czym zniknęłam, aby móc jeszcze zaczerpnąć parę informacji od Meszka.
***
— No cześć, tato. — Zawstydzony Kruczek podszedł do rodziciela. Czujnie obserwowałam każdy ruch szczeniaka, razem z resztą kaszojadów. — Pomożesz mi? Chciałbym trochę przygotować się do bycia uczniem, i myślę, że mogę już teraz nauczyć się parę chwytów…
Słabo kłamał, ale moi tępi rodzice oczywiście nic nie zwietrzyli.
— Och, Kruczku, to cudownie! — mój ojciec próbował ukryć zdziwienie. Zapewne uważał, że Kruczek woli spać, a ta miła (i fałszywa) odmiana go niezmiernie zdziwiła. — Cieszę się, że mam takiego pilnego synka!
— Skąd takie podejście, Kruczku? — Fenkułowa Plamka przerwała rozmowę z koleżankami. — Spodobała ci się jakaś pannica, co? — zapewne ledwie powstrzymała się przed dodaniem pytania o planowany miot.
— Ee… No… — zmieszał się.
Cicho zachichotałam, a następnie wydałam znak rozpoczęcia misji. W myślach powtarzałam trasę na targ, i niebezpieczeństwa, jakie mogą czekać po drodze. Wątpiłam wprawdzie, abyśmy faktycznie spotkali te sławne Potwory dwunogów. Należy jednak przyjąć każdą możliwą wpadkę, tym bardziej że to ja będę przewodnikiem wyprawy. Oczywiście specjalnie nie powiedziałam, skąd mam informacje, bo zapewne Jazgotek sam wydobyłby je z Omszonego. Rozumiecie, musiałam pozyskać jak najwięcej przywództwa. Co prawda, to ten wnerwiający kurdupel będzie podejmował wszystkie istotne decyzje, ale ode mnie w każdym razie będzie zależało, czy dojdziemy na miejsce. Co za odpowiedzialność!
— Po co my to robimy? — Piasek z niedowierzaniem posłała spojrzenie powietrzu. — Jak myślicie? W końcu i tak zostaniemy uczniami — zapytała się swoich przyjaciół. Tylko ja w tym miocie jestem normalna.
— Po co się rodzisz, skoro i tak umrzesz — mruknęłam.
Ruszyliśmy. A raczej ruszylibyśmy, gdyby nie fakt, że Promyczek w tym momencie rozsypał kamienie umoczone w kału.
— Hej! — krzyknęłam. — Jak zejdzie z nich zapach, to sam zrobisz dwójeczkę.
Promyczek, przestraszony nie na żarty, zaczął brać do pyska kamienie, prawie się nimi dławiąc, zważając na ich ilość. W końcu Jazgotek (chociaż z obrzydzeniem) pomógł mu nieść parę naszych skarbów.
— Chodźcie tędy. — Zawęszyłam w powietrzu, aby upewnić się co do trasy. — Chyba o tę drogę chodziło … mi.
— Chyba? — Jazgotek z namysłem zwrócił na mnie swój wzrok, ciesząc się, że może uwolnić myśli od trzymanego w ryju gównie. — Ktoś cię nawigował, czy jak?
— A co myślisz, mysi móżdżku? Że Gwiezdni ześlą nam znak, którędy mamy iść? Nigdy nie wychodziłam poza żłobek, przecież musiałam poznać trasę.
— Kto ci ją podał? — Moja siostra, jak zawsze podejrzliwa, wypatrywała coś w powietrzu. — Wiecie, kto to zrobił?
— Ja myślę — zaczął Promyczek, z niechęcią. — Że tu coś śmierdzi.
— Prawdopodobnie chodzi ci o te kamienie, które trzymasz w pysku — wtrąciłam się, zdenerwowana, że nie wierzy w pomyślność mojego planu. — Faktycznie, trochę walą.
— Dreszczkczko! — zdrobnił moje zdrobnione imię Promyczek, utwierdzając mnie w przekonaniu, że jest walnięty. — Nie możesz tak mówić! Co pomyśli nasza mama? Ona tak bardzo dbała, aby nas… — trajkotał przerażony, aż dopiero brudna woda kałuży, w którą wpadł ryjem na przód, go zamknęła. Z ulgą odetchnęłam, uświadamiając sobie, że może się utopi.
— Wychować na arsenał produkujący szczenięta — dokończyłam jego zdanie, podczas gdy Jazgotek wyłowił brata z toni błota.
Promyczek posłał mi niedowierzające spojrzenie, lecz zaraz przestał. Utwierdził się w przekonaniu, że przez błoto, które wpadło mu do uszu, się przesłyszał. Jazgotka natomiast polizał swoim brudnym jęzorem po pysku, na co tamten się obruszył.
— O nie! — jęknął anioł, spoglądając na dno kałuży. — Tam zostały nasze kamienie.
— To musisz je wyłowić, zrobić to gówno i wytaplać w nim kamienie. — Przewróciłam oczami.
<Masz pracowity dzień. Jazgotku?>
[1536 słów: Dreszczka otrzymuje 15 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz