Fenkułowa Plamka była niemal pewna, że ślad potwora doprowadzi ich do czegoś niesamowitego. Bardzo zawiodła się, kiedy jej oczom ukazał się zwykły, zaparkowany sprzęt w środku miasta.
— Naprawdę? — sapnęła, dysząc z wysiłku. — Tyle biegniemy, aby dotrzeć do … tego?
— To był twój pomysł. — Jej partner nie wyglądał na szczególnie zadowolonego.
— Wiem. — Otworzyła oczy ze zdumienia. Jak mogła tego nie pamiętać?
Obeszli pojazd dookoła, a w zasadzie zrobił to Pustynny Wiatr. Fenkułowa tymczasem obserwowała znudzonym wzrokiem otoczenie. Wszystko wyglądało jak zawsze — nudno. Terytorium wydawało się niegodne tej wspaniałej suki, a ona zdawała sobie z tego sprawę. Jakie zwyczajne były te budynki, jakie zwyczajne były te łyse zwierzęta, z jakimiś włosami na czubki głowy!
Jej towarzysz odskoczył, kiedy ze środka potwora wysiadły dwie karykatury. Zaczęły wołać coś w ludzkim języku.
— Dwunożni! Nie wierzę! — Podekscytowana suczka zakręciła się wokoło.
— A co myślałaś? — prychnął, z każdą chwilą mniej zachwycony Pustynny. — Że będą w nim króliki?
Ludzie natomiast zignorowali przedstawicieli mniej inteligentnego gatunku i podążyli ścieżką w głąb miasta.
— Chodźmy za nimi — oznajmiła Fenkułowa i odeszła, zanim Pustynny spróbowałby ją od tego odwieść.
Zrezygnowany pies poszedł za nią.
W miarę jak przybliżali się do serca miasta, wokół nich pojawiały się coraz to nowe pokłady ludności. Zdezorientowane psy, pełne wątpliwości, wciąż podążały za swoimi nieznajomymi przewodnikami po kamiennych płytach, jakimi wyłożono podłoże. Fenkułowej Plamce wydawało się, że złowrogo górujące nad nimi budynki śmieją się z zagubienia wojowników. Słowami wyobraźni kazała im zamilknąć, ale niepokój tylko narastał. Dwunożni wpatrywali się w nich, jakby nigdy wcześniej psów nie widzieli — zostało im tylko iść obok nich i udawać pieszczoszki.
— Może wrócimy… — zaproponował Pustynny, siląc się na pewny siebie ton głosu. Nie zdołał jednak ukryć własnego zaniepokojenia.
— Nie. — Jego partnerka zacisnęła zęby. Postanowiła, że zobaczą, co się wyrabia! Tak się musi stać, nie może się wycofać!
Prędko zgubili swój kompas — obcych im właścicieli potwora. Teraz tłoczyli się i pogubili w tłumie kończyn. Fenkułowa przeniosła swój wzrok w niebo i poczuła się strasznie mała na tak wielkim świecie. Wszędzie widziała ludzi. Dwunożni wydawali się czerpać satysfakcję, z tego, że ich ogrom pochłonął psy. Wojowniczka miała nadzieję, że to była tylko jej wyobraźnia.
Nie miała bladego pojęcia, co też się dzieje, ale dochodziły coraz to nowe stworzenia: gdzieś z boku szczekały na nich pieszczochy, ktoś krzyczał, młody dwunożnego płakał. O mało nie zostali podeptani przed te tysiące stóp. Nieznajomy krzyczał, wskazując na nich łapą.
Powietrze przeszyła seria krzyków. Pustynny i jego partnerka nie mogli ukryć przed sobą nawzajem paniki. Dwunożni zaczęli szczekać i się kręcić, podczas gdy wojownicy próbowali wyjść z tłumu. Jeden z ludzi nadepnął na Fenkułową, co powitała głośnym piskiem.
— Przepraszam, Pustynny — cicho powiedziała. — Możemy wracać… o ile znajdziemy drogę.
Jej partner jednak jej nie usłyszał. Gotował się ze złości.
<Pustynny Wietrze?>
[449 słów: Fenkułowa Plamka otrzymuje 4 Punkty Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz