Nieduża puchata kulka przeistoczyła się w niedużą puchatą pręgę — młody piesek wyciągnął przednie łapy przed siebie, żegnając się na dobre ze słodkim snem. Rude szczenię ziewnęło głośno, otwierając szeroko oczy. Jeszcze na chwilę całe jego ciało zastygło w bezruchu, żeby już za moment poderwać się na równe łapy i doprowadzać do szału ukochaną matkę i siostrę.
Fiołkowa Skałka uśmiechnęła się pod nosem, najwidoczniej widok przebudzającego się syna musiał być dla niej bardzo ujmujący. Wyciągnęła szyję w stronę Karmazynka i czule liznęła go po czole, sprawiając, że futerko na jego głowie rozlazło się na wszystkie strony świata.
— Mamo! — zaprotestował młodzik, a jego łapka mechanicznie powędrowała w kierunku, bądź co bądź, chaotycznej fryzury. Piesek z całych sił starał się przyklepać futro, ale ciężko mu było dosięgnąć aż za uszy. Niewiele myśląc, otrzepał się cały, powodując, że teraz cały wyglądał bardzo oryginalnie. Karmazynek powinien dziękować Gwiezdnym, że psy nie używały przedmiotów, które mogłyby zdradzić, jak niegroźnie wygląda teraz piesek. Musiałby skorzystać z tafli wody, najlepiej rzeki lub jeziora, a wiadomo, że do tego czasu szczeniak na pewno zdąży zapomnieć o swoim wyglądzie.
— Coś ci się śniło, synu? — zapytała spokojnie Fiołkowa, z dumą obserwując niezgrabne starania własnego potomka, tak jakby było to osiągnięcie na miarę mianowania na lidera. Szczenię ożywiło się na to pytanie.
— Tak! — wykrzyknął radośnie, a dotychczasowe zmartwienia odeszły w niepamięć. — Śniło mi się, że pokonałem Śnieżkę!
Odwrócił się gwałtownie w poszukiwaniu starszej siostry. Usłyszał ciche prychnięcie pogardy dobiegające zza pleców matki. Bez trudów rozpoznał pozycję przeciwniczki.
— Nie chowaj się, Śnieżko! — zaśmiał się głośno, wskakując na bok Fiołkowej. Był jeszcze zbyt niezdarny, żeby pokonać przeszkodę za jednym ruchem. Odepchnął się więc tylnymi łapami, jednocześnie podciągając się na przednich i zsunął się na zimną ziemię po drugiej stronie. Zaowocowało to głośnym śmiechem obu suczek.
Nie przeszkadzało mu to jednak. W towarzystwie siostry i matki czuł się swobodnie i wiedział, że ma olbrzymi margines błędu. Jeśli ma się czegoś i od kogoś nauczyć, to są to te dwie istoty, najpiękniejsze, jakie w życiu spotkał. To jest ten jeden niepowtarzalny moment, później będzie mu już tylko ciężej. Podniósł się i zaatakował Śnieżkę — był od niej cięższy, więc pomijając kwestię umiejętności, oczywiście poradził sobie z przeciwniczką. Otrzymał parę celnych kopniaków w brzuch, siostra kąsała go także po uszach, ale ten uparcie podgryzał jej przednie łapy i szyję, uniemożliwiając jej wyślizgnięcie się spod jego ciężaru. Nienawidził przegrywać, toteż z całych sił starał się tego po prostu nie robić.
Rodzeństwo zajęło się sobą na chwilę — dosłownie. Niestety, Fiołkowa sprowadziła na świat jednego demona, domagającego się ciągle nowych wrażeń, a biednej suczce kończyły się pomysły, nie wspominając o cierpliwości. Dlatego coraz częściej pozwalała wychodzić szczeniętom samodzielnie i na własną łapę poznawać tereny i obyczaje panujące w Klanie. Wiązało się to z olbrzymim kredytem zaufania, którego rodzeństwo nie odważało się nadużywać. Śnieżka, choć spokojniejsza, korzystała z sytuacji, w której postawił ją los — a może Gwiezdni. Wraz z bratem chętnie wybierała się na spacery, żeby obserwować inne psy.
Tego ranka nie było inaczej. Po dziecinnych zapasach i jednej nieistotnej sprzeczce, o to, kto wygrał, wyszli na zimne powietrze, podziwiając, jak krajobraz topi się w białym puchu. Przyszli na świat w idealnym momencie, ich aparycja doskonale pasowała do pory nagich drzew. Mróz nie był aż tak uciążliwy, dzięki grubej sierści. Zaspy i lód nie stwarzały zagrożenia, ponieważ Karmazynek i Śnieżka byli obdarowani w duże i dosyć długie łapy. Idealnie, czyż nie?
Dzisiaj nastał ten dzień, w którym rodzeństwo po przejściu kilkunastu kroków zdecydowało się rozdzielić i samodzielnie poszukać przygód. Planowali to już od jakiegoś czasu, ale dopiero teraz odważyli się na wspomniane posunięcie.
Rude szczenię na rozwidleniu skręciło w prawo, jego siostra wybrała przeciwny kierunek. Piesek kilka razy obejrzał się za siebie, ale tylko po to, żeby sprawdzić, czy jego siostra zerka! Nie zerkała...
Przygnębiony odwagą siostry, postanowił, że sam już nigdy nie obejrzy się za siebie, bo i po co?! To tylko strata czasu! A jeśli skupi się na drodze, na pewno uda mu się dalej dotrzeć.
Co do tego chyba nikt nie ma wątpliwości, aczkolwiek niedane było mu samotne podróżowanie. Nie dziś. Przed nim wyrosła całkiem wysoka postać, z wysoko uniesionym pyskiem, po jego ruchach Karmazynek domyślił się, że pies czegoś nasłuchuje, a gdy łapa szczeniaka natrafiła na gałązkę, obca sylwetka napięła się znacząco. Odwróciła głowę w stronę hałasu.
Karmazynek zamarł. Nigdy nie widział czegoś podobnego. Krzyk dosłownie uwiązł mu w gardle, sam już nawet nie wiedział dlaczego. Gdyby krzyknął, Śnieżka jeszcze by go usłyszała, ale on przez kilkadziesiąt sekund nie był w stanie wykonać żadnego ruchu, ani wydać żadnego dźwięku. Suka zrobiła krok w jego stronę. Prawa strona jej głowy była kompletnie goła, aczkolwiek ten fakt Karmazynek starał się ignorować. Całą uwagę poświęcił białemu oku, które wyglądało, jakby należało do martwego już psa. Szczenię położyło uszy po sobie, strach powoli opuszczał jego ciało, a w jego miejsce pojawiła się ciekawość, a wraz z nią — tysiąc nowych pytań...
<Mleczne Oko?>
[808 słów: Karmazynek otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz