a no i to chyba dzieje sie latem idk
Był tutaj wiele razy, tak wiele razy. Palące go w kark słońce co rusz zmuszało go do schowania się w zimnej tafli wody, by choć na chwilę się schłodzić i uniknąć udaru słonecznego, kończąc trzy metry pod ziemią. W tym momencie jednak to jego towarzysz miał szansę tam skończyć i to wcale nie przez byle ciepło. Mech, logicznie, nauczył się podstaw pływania. Nie szło mu to okropnie, jednak efekty są takie jak przy większości rzeczy nauczonych przez samouków, nigdy niewidzących jak ktoś inny to robi. Pływa na tyle dobrze by się samemu nie utopić, ale daleko mu do nazwania tego nawet „akceptowanym” poziomem. Na pewno nie dałby rady pomóc dla Miodowej Łapy, najwyżej by mu tylko zaszkodził. Nie powinno go tu nawet być.
Cofnął się o dwa kroki.
Ucieknie, zrobi to. Jak jakiś tchórz, podkuli ogon i ucieknie przed konsekwencjami, prychając pod nosem. Tak właściwie to, co niby by mu mieli zrobić? Sam tam wlazł, to jego wina, że się topi, Mech nie ma z tym nic wspólnego. Jakby go wepchnął, wtedy byłoby to co innego. W takim wypadku może i by coś zrobił, jednak teraz? Na cholerę ma się wysilać? Zrobiłby jeszcze coś dla siebie, a wtedy liczba zwłok mogłaby się powiększyć o jedno, a o to raczej mu nie chodziło. To byłby okropnie nudny sposób na śmierć
Usłyszał plusk wody. Zrobił kolejne dwa kroki w tył.
Nie chciał być osobą, która jako pierwsza znajdzie jego ciało, dryfujące na powierzchni tafli wodnej. Co, jeśli posądzą go o morderstwo? To byłoby takie idiotyczne. Brać odpowiedzialność za głupotę kogoś, kto nie patrzył pod łapy i się przez to utopił. Nie odpowiada za to, co on odpierdala, a co dopiero za coś, co odpierdalają inni. W jego głowie nawet nie pojawiła się myśl, że Miodowa Łapa jest z Flumine, przez co teoretycznie powinien móc pływać. Jego ciało pompowało adrenaliną, a w głowie powtarzała się tylko jedna myśl — „uciekaj”. Uciekaj w dal i nie patrz się do tyłu, schował się w legowisku i udawaj chorego, nie wychodząc przez następne parę tygodni, aż wszyscy zapomną o śmierci ucznia.
Usłyszał kolejny plusk, a potem kolejny i kolejny. Nie ustawały, więc Mech po prostu odwrócił się i zaczął biec przed siebie, w stronę obozu ognistych.
— O-Omszona Łapo!
Zatrzymał się. Czy słyszał martwych? Odbiło mu kompletnie, czy to Gwiezdni nawiedzają go, próbując wybudzić jego sumienie? Odwrócił się powoli, dostrzegając rudy łeb pośród tafli wody. Pies próbował dopłynąć do brzegu, jednak najwyraźniej wciąż był na tyle zszokowany całym zdarzeniem, by szło mu to dość marnie. Mech w końcu zaczął biec w stronę jeziora, prawie potykając się o własne łapy. Ten moment był dla niego tak stresujący i sam nie wiedział nawet dlaczego. To nie była nawet jego wina.
— Jednak umiesz pływać! — krzyknął Omszony, hamując przed taflą wody. — Nie spodziewałem się.
Miodowa Łapa wyczołgał się z jeziora, kaszlając wodą przez dobre parę minut. Brzmiał jakby w każdym momencie, miał wypluć swoje płuca, wraz z litrami płynu z jeziora. Mech nie wiedział, czy śmiech w tym momencie jest zbyt okropny nawet jak na niego, więc po prostu się powstrzymał, siedząc cicho. Ale tylko tym razem, taki mały wyjątek.
— Chciałeś m-mnie zostawić? — wydusił z siebie, ciągle cicho kaszląc.
— No co ty — mruknął Mech, wywracając oczami. — Chciałem po prostu pobiec po pomoc, ale najwyraźniej te twoje szczudła na coś się przydają.
— Mogłeś m-mi pomóc — powiedział z wyrzutem.
— Czy ty siebie słyszysz? Woda ci zalała mózg czy uszy? Pływam gorzej niż topiący się kot, szybciej to dzięki mnie oboje byśmy skończyli na dnie.
— N-No dobra, może i m-masz rację, ale...
— Jasne, że mam. Czemu w ogóle tam wpadłeś, co? Chciałeś się pochwalić swoimi umiejętnościami? — zaśmiał się pod nosem.
— To był w-wypadek! — Miodek spiął się, marszcząc lekko swoje brwi. — Grunt mi n-nagle zniknął spod łap.
Mech tylko westchnął, wzdrygając się lekko, gdy wiatr zawiał mocniej.
— Po prostu stąd chodźmy, zaraz jeszcze se złapiesz katar i Szara Skała mnie zamorduje. — Wywrócił oczami, ruszając przed siebie, znowu nawet nie czekając na swojego nowego kolegę. Po prostu oczekiwał, że ten go dogoni.
Nie musiał długo czekać, u jego boku już po chwili znalazła się kupa rudego futra, idąca krok w krok. Wciąż cicho pokasływał, wzdrygając się co jakiś czas. Omszoną Łapę jedynie ciekawiło, jak długo mu to jeszcze zajmie. Wolałby, żeby drugi uczeń nie dusił się przed panem Piotrkiem. Nie chciał dodawać kolejnego nieprzyjemnego wrażenia dla medyka Industrii. Już i tak wyrzygał mu się pod nogi, wystarczy już tego. Dlatego właśnie, chciał zrobić jedną dobrą rzecz w swoim życiu — pomóc dla Miodka.
Prowadził go w najcieplejsze miejsce, jakie tylko znał, by ten mógł wyschnąć przed powrotem do obozu Industrii. Nawet pomimo porządnego wytrzepania, woda lała się z niego litrami, a brzuch ucznia Flumine zmienił się w małą, rudą chmurę deszczową, która nie miała zamiaru przestawać. Mech zerkał na niego co chwilę, jakby się upewniając czy ten na pewno nie zdechnie po drodze. Wszystko było możliwe. To naprawdę byłoby ostatnią rzeczą, jaką chciałby przeżyć w tym momencie, jeden moment prawie bliskiej śmierci jego towarzysza mu wystarczył na ten dzień. Albo tydzień. To naprawdę nie był typ przygody, jaką chciał przeżywać. Chciał śmiać się w twarz niebezpieczeństwa, prychając na odpowiedzialność i odwracając głowę od krzyków sumienia, a nie przeżywać takie gówno, jakie stało się teraz. Był pojebany, ale nie aż tak, szanujmy się.
Droga nie była krótka, to miejsce znajdowało się w połowie drogi od jeziora do kempingu. Małe miejsce, z kamieniami, gdzie idealnie padało słońce, nagrzewając kamienie i ziemie dookoła, tworząc z tego miejsce do odpoczynku, jak i wyschnięcia po wpadnięciu jak debil do jeziora. Na pysku Omszonego pojawił się lekki uśmiech, gdy ten padł po prostu na trawę, wygrzewając się. Dopiero po chwili zrozumiał, że jego towarzysz patrzy się na niego, stojąc jak słup.
— No co? Nogi ci wrosły w ziemię?
— C-Co?
— Kładź się, wychniesz szybciej — parsknął z głupim uśmiechem.
Nim Miodowa Łapa zdążył w ogóle odpowiedzieć, oboje się odwrócili w stronę krzyku, jakim był wrzask człowieka, a dokładniej idealnego przykładu blondwłosej karen z jej bąbelkiem u boku. Płaczącym bąbelkiem. Bąbelkiem z ugryzieniem na ręku, które idealnie pasowało do zębów ucznia Flumine. Mech od razu wyczuł kłopoty, więc poderwał się na łapy, niezbyt zadowolony z przerwania jego wylegiwania się.
— Coś ty odpierdolił? — warknął w stronę Miodka.
— U-Ugryzłem tego dzieciaka.
Wtedy właśnie, dwójka ludzi zaczęła na nich szarżować.
<no i jak to odkręcisz, co panie miodku?>
[1049 słów: Omszona Łapa otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia i 2 Punkty Treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz