Dlaczego musiałem wpaść na chyba najgłupszego szczeniaka w całym, pieprzonym Ventus.
Tylko ta myśl brzęczała w głowie Omszonej Łapy, kiedy on próbował ten jeden raz nie wpaść w kłopoty. To wręcz niespotykane, że to właśnie on, ze wszystkich, był tą osobą, która próbowała powstrzymać pogorszenie się sytuacji. Nigdy nie myślał pod tym względem, zawsze chciał ignorować ryzyko i wszelkie konsekwencje, by gnać do przodu, nie patrząc w tył. Ignorował swoje złe decyzje, zapominając o nich chwilę po tym, jak się wydarzyły. Nie lubił się skupiać na nich, ściągały go tylko w dół, a Mech chciał się piąć w górę, coraz wyżej i wyżej, dotykając łapami w końcu samych gwiazd. Zasługiwał przecież na to. Teraz jednak to wszystko nie miało znaczenia, wciskał się w kąt drewnianego pudła, jakby ono miało go ochronić przed wszelkimi problemami. Zachowywał się jak tchórz. Może powinien się jednak nazywać Stracony Honor? Za banie się ot co, jakiegoś byle wojownika na nie swoich terenach. Przecież nie był tutaj pierwszy raz, a zachowywał się gorzej niż najbardziej tchórzliwy uczeń. Gdyby jego brat go teraz zobaczył, na pewno by go wyśmiał. Bynajmniej tak zrobiłby Mech.
Stukot łap zbliżał się i zbliżał, a Omszona Łapa mimowolnie wstrzymał oddech, chcąc jak najbardziej uniknąć konfrontacji z wojownikiem Ventus. Powoli zaczynał się domyślać, o co chodziło dla niego samego. Pszczółek, ten mały imbecyl, mógłby na ściemniać, że Mech próbował go porwać. Brakowało mu tylko rzekomego uprowadzenia szczeniaka, który ledwo nauczył się chodzić i wciąż ściskał cycka matki. Mimo to wyglądał na takiego, co by kłamał w żywe oczy, tylko by się zemścić. Omszony nie dawał się zmylić dla tej uroczej, brązowo-białej mordki, która oczarowałaby nie jednego. Czuł, że za nią kryje się — może nie aż taki jaki był z niego — mały szatan, który tylko czeka, by rozpierdolić komuś życie. Mech po prostu nie miał na to czasu ani cierpliwości. Jego mały móżdżek pracował teraz na naprawdę wysokich obrotach, kalkulując, co powinien zrobić. Zablokował Pszczółka swoim ciałem, chcąc być pewnym, że temu nie uda się wyjść, jeśli wpadnie na jakiś genialny pomysł pobiegnięcia do wojownika i naskarżenia na wielkiego, złego przybysza. Już dostrzegał, jak ten miał zaprotestować, otwierał swój pysk, ale w ostatniej chwili, Omszony wysyczał ciche „sz!” przez zęby. Szczeniak, cudem się posłuchał.
Mchowi futro jeżyło się na grzbiecie, a on sam był coraz bardziej spięty i spięty, denerwując się z każdym momentem. Kto wie, kto to mógł być i jak skończyłoby się to spotkanie. Skupiony, patrzył się ciągle w przestrzeń przed nim. Nie spuszczał z niej oka, starając się nawet nie mrugać, jakby to miało w czymkolwiek pomóc poza spowodowaniem pieczenia w jego oczach. Czuł się gotowy na wszystko, jednak mimo to, podskoczył, gdy zobaczył przed sobą kremowy pysk.
— Pszczółek? — spytał wojownik.
Mech aż zdziwił się, jak spokojny był jego głos, patrzył się na niego tylko swoim głupim wzrokiem. Wojownik położył się na ziemi, by mieć lepszy widok na dwójkę szczeniaków.
— Pszczółek, co ty robisz tutaj w taką pogodę? Nie zauważyłeś, jak pada? — spytał powoli, zatroskanym głosem wietrzny. — Przeziębisz się zaraz maluchu... — Spojrzał potem na Omszoną Łapę. W jego wzroku można było dostrzec, że wyczuł, iż uczeń nie jest stąd. — Ty też powinieneś być w domu.
— Obłoczne Poroże... — jęknął Pszczółek.
— Pszczółek proszę.
— Obłoczne Poroże, bo... Bo ja usłyszałem dziwne odgłosy i znalazłem potem tego zgaszonego! — wybuchł Pszczółek. — Chciałem go przegonić, ale wtedy...
Zgaszonego?!
— Zgaszonego?! — parsknął Mech, przerywając mu. — Czy ciebie do reszty popierdoliło szczeniaku? W którym miejscu niby ci wyglądam na zgaszonego? Masz coś nie tak ze wzrokiem czy ptasim mózgiem?
— Tak właściwie to mój brat to Gołąbek... — mruknął pod nosem.
— Kompletnie mnie to nie obchodzi — warknął Omszony, zapominając o Obłocznym Porożu, który stał zaraz obok. Wojownik szybko jednak o sobie mu przypomniał, odchrząkając cicho.
— Uczniu Industrii — zaczął dość oficjalnie, mimo to kompletnie nie zmieniając tonu swojego głosu — uspokój się, proszę, Pszczółek to jeszcze mały szczeniak i to normalne, że się pomylił. Teraz, jednak jeśli mi pozwolisz, zabiorę go do jego mamy.
Mech miał już zaprotestować. Riposta wręcz cisnęła się na język, paląc go od środka żywym ogniem. Tak wiele miał mu do wygarnięcia, nie ważne, że spotkał wojownika dopiero chwilę temu. W jego głowie gotowało się już milion obelg, które mógł rzucić w jego stronę. Co tam, że mógł na siebie ściągnąć kłopoty, adrenalina płynęła w jego żyłach i to tylko go obchodziło. Był kompletnie zatracony w momencie, gotowy wręcz na wszystko, nie ważne, jaką cenę miał zapłacić. Liczyło się co tu i teraz.
Nim jednak zdążył się w ogóle odezwać, Pszczółek go wyprzedził.
— Nie! Ja jeszcze z nim nie skończyłem!
<Pszczółek?>
[751 słów: Omszona Łapa otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia i 1 Punkt Treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz