Kolejny nudny dzień, podczas którego niańczę dzieci za Fenkułową, a ona sobie śpi, chichocze z przyjaciółkami i siedzi w milczeniu, nie wyściubiając nosa zza ściany żłobka.
Nie mam nic do dzieci — urocze, fajne kuleczki, i naprawdę je kocham, ale całodniowe słuchanie ich przepychanek i kłótni jest mocno wkurwiające. Z początku naprawdę byłem wyrozumiały i śmiałem się razem z nimi, ale po kilku godzinach tego samego mocno mi się to znudziło. Najgorsze, że nie mogłem ich spuścić z oka, bo wtedy wychodzą sobie z obozu, narażając się na wielkie niebezpieczeństwo albo przyklejają się do innych wojowników, którzy nie zawsze są dla nich cierpliwi.
— Tato! Ona mi zabrała mysz! — krzyczał Kruczek, drżąc z wściekłości na widok Dreszczki, która trzymała w pysku zwierzynę i raz za razem podrzucała ją w powietrze, by znów złapać ją w zęby.
— Kruczku, Dreszcz… — zacząłem, jednak szczeniaki znowu mi przerwały.
— Spokojnie, o co posz… — wtrącił Jazgotek, jednak i on nie mógł w spokoju dokończyć wypowiedzi. Przerwali mu jego dwaj młodsi bracia, którzy pochlipywali i krzyczeli.
— Tato, zrób coś z tym!!! — Kruczek próbował wyrwać siostrze mysz, ale ta rzuciła zdobyczą w stronę Promyczka i przewróciła oczami.
Jednak zanim zdążyłem zareagować, Promyczek wziął delikatnie zwierzynę i uśmiechnął się do najmłodszego brata, kładąc przed nim jedzenie. Kruczek wydawał się zaskoczony takim obrotem spraw i mamrocząc coś pod nosem, zaczął pożerać mięso.
— No nie, Promyczku! — jęczała Dreszczka, piorunując braci wzrokiem. — Dlaczego mu to oddałeś?!
— Bo…
— Ja nie mogę, naprawdę, wiesz co to…
Zacisnąłem zęby i wstrzymałem na chwilę oddech. Czy oni mogą się uspokoić, choć na chwilę? Rzuciłem rodzeństwu karcące spojrzenie, jednak zauważyła je jedynie Piasek, która niczym nie zawiniła. O dziwo. Wypuściłem ze świstem powietrze.
— Umiesz podziękować bratu? — zwróciłem się do czarno-białego szczeniaka i nie czekając na jego odpowiedź, kontynuowałem: — Swoją drogą, czy nie mówiłem wam, że jedzeniem się nie wolno bawić?
— Czemu niby? — prychnęła Dreszczka, jednak ja już dawno straciłem cierpliwość.
— Od samego rana, jedyne co robicie, to drzecie się bez powodu i marnujecie jedzenie, które zostało upolowane dla klanu. Tak się nie zachowują prawdziwi wojownicy! Marsz do żłobka i tam spędzicie resztę dnia. Matka was przypilnuje — syknąłem poirytowany, chociaż widząc zasmucone mordki dzieci, poczułem wyrzuty sumienia.
Odwróciłem się plecami do szczeniaków i udałem się w stronę wyjścia z obozu, by złapać nową zwierzynę i tym samym jakoś przeprosić klan za karygodne zachowanie moich dzieci, których — albo raczej tylko Kruczka i Dreszczki — nie umiałem przypilnować. Potem musiałem jeszcze pójść do Sowiego i Rzepakowej i ich przeprosić. Kto by pomyślał, że z tymi dziećmi będzie tyle problemu. Gdy się uspokoiłem, dotarło do mnie, że to wcale nie ich wina — z pewnością są po prostu głodne, czy coś takiego. W końcu są przecież tak grzeczne i idealne. Postanowiłem, że jak tylko wrócę z polowania, pozwolę szczeniakom na wyjście ze żłobka.
***
Położyłem na stosie zwierzyny kilka kawałków mięsa, które udało mi się zabrać dwunożnym i udałem się do żłobka, by sprawdzić, jak się mają dzieci i anulować im karę. W końcu chyba nie zrobiły tyle złego, by resztę dnia spędzić w towarzystwie Fenkułowej Plamki i jej koleżaneczek.
Stanąłem jak wryty. W pomieszczeniu nie było dzieci, a jedynie słodko drzemiąca karmicielka.
— Dzieci? — rzuciłem w przestrzeń. — To nie czas na żarty, wychodźcie!
Odpowiedziała mi cisza.
Nie chcąc panikować, wywąchałem zapach kaszojadów i podążyłem jego śladem. Trop jednak urwał się przy wyjściu z obozu. Ktoś musiał je ukraść, na pewno. Albo przekupić. Sprowokować. Cokolwiek.
<Dreszczka? Sorry że tak krótko, ale pisane na szybko>
[559 słów: Pustynny Wiatr otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz