Skoro jedna jaskółka wiosny nie czyni, to czy w takim razie, czy jeden bałwan zimę czyni? Nie mnie było to oceniać, lecz bez wątpliwości gdzie tylko udało mi się dostrzec, panowała ta chłodna pora roku. To nie tak, że jej nie lubiłam! Kochałam wszystkie pory roku, lecz pora nagich drzew miała w sobie coś wyjątkowego. I wcale nie było to spowodowane moją przewagą w zabawę w chowanego. W końcu każde stworzenie miało w sobie coś wyjątkowego.
Pomimo niesprzyjających warunków pogodowych nie miałam ochoty na bezczynne siedzenie w miejscu i grzanie swojego kupra. Świat, choć częściowo już został przeze mnie odkryty, dalej powodował u mnie szczenięcą ciekawość poznawania wszystkiego. W końcu taka poważna i dorosła sunia jak ja miałam więcej przywilejów niż moi młodsi znajomi. Z tego też powodu niemalże bez słowa w stronę mamy wyruszyłam na niezaplanowaną przez siebie wyprawę ku przygodzie. Nie miałam konkretnego celu, lecz gdzieś z tyłu głowy pojawiła mi się myśl niesamowicie-ważnej-misji-do-wykonania! Patrole! W końcu mój (jeszcze!) niewielki wzrost mógł zostać użyty do wciśnięcia się w miejsca, gdzie nie wszyscy daliby radę wejść. A kto wie, może akurat znalazłabym coś, czego nikt jeszcze nie znalazł i zostałabym okrzyknięta bohaterką? Mało by brakowało, żeby mój puchaty ogon oderwał się i odleciał w zupełnie inny świat. Ochoczo ruszyłam przed siebie. Ahoj, przygodo!
Śnieżnobiały śnieg ugniatał się pod naciskiem moich łap, pozostawiając za mną ślady. W niewielkiej odległości ode mnie rozlegał się wyłącznie dźwięk chrupania białej powierzchni. Z wielką ostrożnością rozglądałam się dookoła, co jakiś czas zbaczając z drogi z potrzebą włożenia łba w odkopaną przez siebie dziurę, czy też natarczywe obwąchiwanie każdego napotkanego otworu w drzewie. Poznawanie tych wszystkich zapachów sprawiało, że każdy kolejny krok był dla mnie nieziemsko interesujący. Jeśli ktokolwiek teraz na mnie wpadł, prawdopodobnie uznałby, że znajduję się w zupełnie innym świecie. I w jakimś stopniu mógłby mieć rację, gdyby nie to, że…
— Wiewiórka! — myśl łażąca po mojej głowie przestała być priorytetem. Z każdą chwilą mały futrzasty zwierzak oddalał się, a ja nie chciałam pozwolić, by przypadkiem ode mnie uciekła. Nie chciałam jej zjeść! Ja tylko… moim zamiarem była chęć pomocy. Właśnie, pomoc. W końcu takie niewielkie stworzenie jak ona na pewno miała problemy, by przetrwać porę nagich drzew.
Przebierałam łapami tak szybko, jak potrafiłam, z gracją omijałam przeszkody. Nie było to łatwe, w końcu biały puch z wielką dokładnością zasłonił każdy korzeń, który w jakiś sposób wydostał się nad ziemię. A ja byłam coraz bliżej! W myślach widziałam moment złapania tej wiewiórki, ale musiałam powstrzymać się z wiwatami, bo, niestety… zginęła. Nie umarła (a jeśli nawet to nie przeze mnie), po prostu ślad po niej zaginął. Zdesperowana wróciłam się kawałek drogi i tym razem powoli z nosem wbitym w ziemię szłam krok po kroku za jej śladami. Nie mogłam pozwolić, by taka szansa mi przepadła. Zwinnie omijałam drzewa, lecz chwilę później urwał mi się trop. Nieco niezdarnie wybiłam się w górę, a przednimi łapami oparłam się o korę i któryś raz z rzędu rozejrzałam się. Na moje nieszczęście, już więcej jej nie zobaczyłam.
Nie zniechęcając się, wróciłam na główną ścieżkę (albo tam, gdzie powinna ona iść) i powoli podeptałam dalej. Moja misja trwała! Wierzyłam, że odkryję coś lub kogoś, co lub kto sprawi, że nasz świat będzie lepszy. I wtedy, nagle, na moim horyzoncie pojawił się ogromny mur, a zaraz za nim jakiś budynek. Nigdy wcześniej nie widziałam tego miejsca. Dookoła nie znajdowała się ani jedna żywa dusza. To była idealna rzecz na nazwanie jej celem misji. Ogon ponownie uaktywnił się na myśl nowego odkrycia.
Zbliżyłam się do muru i dobiegłam do końca ściany, by odnaleźć cokolwiek co ułatwiłoby mi dostanie się na drugą stronę. I na szczęście za drugim rogiem znajdował się głaz, na który bez wahania wskoczyłam i niczym… koza czy cokolwiek innego zeskoczyłam na śnieg. Delikatnie stawiałam kolejne kroki, na wypadek, gdyby ktoś miał mnie odnaleźć. Nie wiedziałam w sumie, czego się obawiałam — wszędobylska cisza, brak jakiegokolwiek ruchu… Ale co to było za miejsce? Też nie miałam pojęcia. Ale było tu naprawdę ładnie.
Czego ja mogłam tam szukać? Ciężko mi było na to odpowiedzieć. Krążyłam dookoła budynku, co jakiś czas obwąchując przypadkowe przedmioty. I pewnie robiłabym to jeszcze przez dłuższą chwilę, lecz usłyszałam jakiś szelest i ugniatanie śniegu. Serce zabiło mi szybciej i poczułam, że nie powinnam tu być. Cicho drepcząc, wcisnęłam się w jakąś szparę w murze, a im dłużej się przeciskałam, tym dalej byłam od domu. W końcu, kiedy odważyłam się rozejrzeć dookoła, dotarło do mnie, że znajdowałam się w środku tego budynku otoczonego murem. Chyba miałam kłopoty.
<Fiołkowa Skałko?>
[753 słowa: Stopowa Ścieżka otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz