Szloch nie prosił o wiele. Cichy kąt, trochę spokoju i niezaczepianie go. Po prostu zostawienie go samemu. Czy aż tak trudno było wypełnić to życzenie? I tak nie był fajny do zabawy, wolniejszy i bardziej nieporadny niż reszta swojego rodzeństwa, lub prawdopodobnie każdy inny szczeniak na tym świecie. Nigdy nie udało mu się doganiać innych dzieciaków, zawsze był najgorszy w zabawach. Potykał się o własne łapy tylko, gdy próbował przebiec choćby kawałek. Dlaczego więc ciągle go męczyli?! Łzy zbierały się w jego oczach na samą myśl o tym. Biedaczek miał naprawdę dość, a ciągle było tylko gorzej.
Odszedł od reszty psów, chciał pobyć, choć chwilę samemu, bez martwienia się o dosłownie wszystko i wszystkich Chwila świętego spokoju. Odetchnął, kładąc się między krzakami pod jednym z drzew. Słońce chyliło się już powoli ku zachodowi, pierwszy śnieg powoli spadał z nieba, tworząc niewielki, biały puch na ziemi. Był chłodny, jednak Szloch się tym nie przejmował. Mógł w końcu zatopić się w swoich myślach.
Oczywiście, że nie.
— Szloch pewnie uciekł tu od reszty klanu — usłyszał nagle nad swoją głową.
Wystraszony, podskoczył. Szybko dojrzał swoją siostrę, Larwę. Naprawdę musiała go tutaj znaleźć? Nie mogli go zostawić samego, choć na chwilę? A może to on? Może się o niego martwili? Co jeśli go szukali?
— Przepraszam… ja… po prostu przepraszam — wydusił z siebie, wręcz łkając.
Nim się obejrzał, suczka już wsadziła pysk w ziemię, kopiąc łapami dookoła, jakby próbowała uciec. Szloch nie pierwszy raz widział, jak jego siostra tak robiła, jednak nie wiedział dlaczego. W jego głowie pojawiło się milion teorii, na temat tego co mogło się stać. Może to on coś znowu zepsuł? Nic nowego, ciągle był problemem dla każdego dookoła.
Nie zauważył nawet momentu, w którym poduszki jego łap powoli zaczęły się odmrażać.
— Patrz, co znalazłam! — zawołała w stronę Szlocha. Przysunęła się jak najbliżej swojego brata, wciskając mu robale na jej pysku wręcz w nos młodszego szczeniaka.
Wszystko wtedy go uderzyło w jednym momencie, sprawiając, że ciało małego corgiego zaczęło się niekontrolowanie trząść, a z jego oczu wypłynęły łzy, który zbierały się już od dłuższej chwili. Wybuchł, kompletnie wybuchł, zmieniając się w kupę emocji. Czuł się tak żałośnie, dlaczego musiał taki być? Starał się przecież, najbardziej mógł, a i tak, przewyższała go każda mała rzecz. Czuł się jeszcze mniejszy, niż naprawdę był.
Zaczął biec. Odwrócił się i ruszył przed siebie, uciekając na drugi koniec świata.
Oddalił się od tego wszystkiego. W końcu mógł się położyć na polanie, w końcu poczuł się, jakby gdzieś należał. To było jego miejsce, jego mała kryjówka przed całym światem. Słońce delikatnie muskało jego nos, a ciepły wiatr mierzwił sierść na jego ciele. Było cicho, tak miło cicho. Jedynie ptaki podśpiewywały w oddali. Szloch czuł się tak błogo, pierwszy raz od chyba... Kiedykolwiek. Nie pamiętałby był kiedykolwiek w takim stanie. By jego głowa nie przejmowała się zupełnie niczym, a myśli były puste i spokojne, a nie, rozszalałe jak morze podczas sztormu. Nawet pszczoła latająca blisko niego mu nie zawadzała, po prostu leniwie na nią spojrzał, zamykając zaraz znowu oczy.
Wpadł w rów.
Nie wiedział do końca, co się stało. W jednej chwili biegł a w drugiej... Jego głowa bolała, a on sam był umorusany w ziemi, leżąc gdzieś. Nie miał pojęcia, tylko gdzie. Cały obraz był rozmazany, w uszach mu szumiało. Znowu się bał, znów nie wiedział, co się dzieje, znów głowę zaprzątało mu tysiące myśli. Dopiero po chwili udało mu się z tego wszystko wyciągnąć głos Larwy.
— Ojeju, to nie wygląda dobrze! — mruczała pod nosem.
Szloch spróbował się ruszyć, ale wszystko go bolało.
— Żyjesz! — pisnęła natychmiast Larwa, wtulając pysk w jego ramie.
— To trochę boli... — wymamrotał Szloch.
Larwa natychmiast się odsunęła, spinając się.
— Co... Co tak właściwie się stało?
— Zacząłeś biec!
— Tyle wiem...
— I wtedy wpadłeś w ten rów!
— Rów?
Rozejrzał się. Rzeczywiście, leżał w rowie.
— Dlaczego uciekałeś? Coś się stało?
<Larwo, robaczku ty mój?>
[632 słowa: Szloch otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz