Odkąd rozdzielili się z wojownikiem, Stokrotkowemu Płatkowi polowanie nie szło zbyt dobrze. Prawdę mówiąc, w ogóle. Podobno zdolnością kotów jest widzenie w ciemnościach. Jeśli jest to też zdolność psów, na sto procent nie jest to zdolność akurat tej wojowniczki. Nadepnęła parę razy na gałęzie, miliony razy gałęzie waliły ją po pysku, strząsając na nią śnieg. Było zimno, ciemno. Tylko gwiazdy połyskiwały wyraźnie w górze. Patrząc na nie, poczuła złość. Gwiezdni podobno mieszczą się w gwiazdach. Jeśli by naprawdę istnieli, pomogliby klanom. A tak, tylko gwiazdy mrugają irytująco. Już księżyc jest bardziej przydatny, daje przynajmniej odrobinę światła. Choć trzeba przyznać, gwiazdy ładnie wyglądają tak w nocy. Kolejny płatek śniegu spadł jej na nos. Czy będzie ich więcej? Może będzie śnieżyca? Stokrotka nie była tchórzliwą sunią, ale wizja wracania do obozu po ciemku i w zasobach niezbyt przypadała jej do gustu. Gdzie jest Cytrynowy Liść? Próbowała złapać nosem jego zapach. Szła po nim. Chwilowo znikał, zasypany śniegiem, jednak w końcu zauważyła ciemną sylwetkę na tle śnieżnobiałego puchu.
Oczy Cytrynowego Liścia połyskiwały w ciemnościach drżącymi punkcikami odbitego od gwiazd światła. On... Płakał? Niewątpliwie był mocno wzruszony.
— Cytrynowy Liściu, nic ci nie jest? Co się stało?
Jej złość spowodowana długimi poszukiwaniami zniknęła bez śladu jak pierwszy zimowy płatek śniegu. Teraz czuła odrobinę ciekawości — co on robił, gdzie był? — i troskę. Tak. Chyba to troska. Taka jak matki o szczenięta... lub partnerki o partnera. To były takie myśli, które przychodzą same, odruchowo na czyiś widok. Tak, martwiła się o Cytrynowego Liścia, ale nie wiedziała, czym to było spowodowane. Przy wojowniku język się jej plątał, gadała jak najęta. O wszystkim — ale jeszcze bardziej o niczym. Próbowała sobie tłumaczyć to zachowanie, ale nie umiała. Na widok psa jej serce przyspieszało i traciła panowanie nad słowami. Skąd to się brało? I czemu?
A może to miało jakiś związek z wcześniej wymienioną troską? Jak matki o szczenięta. I partnerki o partnera. Nie myślała tak o Cytrynowym Liściu — jeszcze, dodała w myślach mimowolnie.
Postanowiła odłożyć te rozmyślania na potem. Cytrynowy Liść stał tu, teraz. Teraz musi z nim porozmawiać. Zapytać. Czemu jest taki wzruszony, gdzie był, co robił. Postarała się skupić. Chyba po raz pierwszy zdołała opanować ekscytację przy mówieniu do wojownika. Podeszła nieco bliżej, aż jej nozdrza wypełnił kojący zapach Cytrynowego Liścia. Błękitne oczy, błyszczące od łez lub gwiazd. Może tych obu rzeczy. Futro, połyskujące różnymi kolorami — od brązowego po rudy. Wszystkie te znane elementy, składające się na postać wojownika. Jednak nie mogła zrozumieć tego dziwnego wzruszenia czy łez. Czym on mógł się wzruszyć? Płaczącą wiewiórką? Małymi boberkami? Jakimś szczególnie pięknym liściem? Może tajemniczy Gwiezdni (o ile istnieją) coś mu zrobili? Mimowolnie zmarszczyła wargi, na myśl, że ktoś mógłby zagrozić Cytrynowemu Liściowi.
W zapachu Cytrynowego Liścia wyizolowała ostrą, śmierdzącą nutę.
— Industria?
— Skąd wziął się zapach Industrii na twoim futrze, Cytrynowy Liściu?
Pies nie odezwał się, choć wyglądał, jakby bardzo chciał jej coś wyjaśnić, ale nie mógł.
— Polowałeś na ich terenie? A może jakiegoś spotkałeś? Albo... napadli cię. Mam rację? Halo, ziemia do Cytrynka? Co się stało? Wytłumacz mi, proszę. Czekam.
<Cytrynowy Liściu?>
[501 słów: Stokrotkowy Płatek otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz