7 sierpnia 2021

Od Ciepłej Łapy CD Sowiego Pazura — Bitwa z Flumine

Śnieg skrzypiał pod łapami, lekko prószył z nieba. Powrót z patrolu mógłby nawet okazać się przyjemny, gdyby nie wszechobecny chłód. Jagodowa Mgła szła z przodu, a tuż za nią podążał Ciepły. Próbował uciec od naprzykrzającego mu się Omszonej Łapy, który uznał go za idealny, tymczasowy obiekt rozrywki. Sowi szedł nieco z tyłu, by mieć na nich dobry widok, a milczącego towarzystwa dotrzymywał mu Ognisty Mak. 
Suczka głośniej pociągnęła nosem, unosząc lekko głowę. 
— Czuję tu kogoś — rzuciła, narzucając uczniom obok niej szybsze tempo. 
Wyszła spomiędzy kilku rzadkich drzew, które wcześniej bez problemu zasłaniały widok na intruzów. Teraz znajdowali się na otwartej przestrzeni, w połowie drogi między granicą a magazynem. Nie było szans, by psy z Flumine znalazły się tu przypadkiem. Była ich aż piątka. Żadnych szczeniaków, których ewentualnie mogliby szukać. 
— Co, do cholery? — powiedziała Mgła może trochę zbyt głośno. 
Nie tracąc czasu, rzuciła się na najbliższego rudego psa, którego miała pod łapą. Wodny uniknął jej pazurów, w ostatnim momencie lekko się uchylając. Jagodowa nastroszyła się, obnażając zęby i głośno warcząc. Prawdopodobnie chciała zyskać tym nieco czasu, aż pozostałe dwa psy do nich dołączą. Ciepły szybko stanął koło niej. 
— Jagodowa Mgło, powinniśmy załatwić to subtelniej... — próbował wytłumaczyć. 
Jak się jednak okazało, nie ona tej interwencji potrzebowała. Omszona Łapa zauważył brata Rumianku, który podpadł mu na zgromadzeniu. Zadziałało to na niego niczym płachta na byka, bo zanim wystartował do niego, warknął jedynie: 
— Też mi subtelniej, Ciepły. Na pohybel skurwysynom! 
Nic nie było w stanie go powstrzymać przed atakiem. Doskoczył do oponenta, przejeżdżając głęboko pazurami po jego barku. Młodszy syn Rzepakowej nie miał pojęcia, co zrobić. Wmurowało go w ziemię. Widział jak zastępczyni Flumine próbuje odpędzić Mcha od swojego dziecka, ale nie szło jej to za dobrze. Z letargu wyrwał młodego psa dopiero znajomy głos z pięknymi słowami: „Co, do chuja?”. Był to oczywiście partner jego matki. Przybył razem z Ognistym Makiem w idealnym momencie. Przez dosłownie sekundę uczeń Lekkiego Serca liczył na to, że wielki wojownik ich klanu zakończy ten konflikt bez rozlewu krwi. Wiedział dobrze, że to nie w jego stylu, ale nie mógł powstrzymać tego optymistycznego podejścia. Młody bardzo nie chciał, żeby z ich sąsiadami rozwinął się jakiś konflikt. 
Ciepły zagapiwszy się na Pazura, nawet nie zauważył, kiedy uprzedni cel Omszonego doskoczył do niego i dziabnął go w bok. Miał wrażenie, że jest to tylko uszczypnięcie, ale gdy ból nie ustał, uświadomił sobie, że musi być to jakaś drobna rana. 
— Ja… Naprawdę nie chce z wami wal… — spróbował znowu. 
Zupełnie inne podejście do tego miał jego brat. Dosłownie skoczył na rudego, wgryzając się zębami silnie w jego kark. Ich szamotanina nakręciła dalszą walkę. Sowi oraz Mak śmignęli Łapie gdzieś w tle, ale wydali mu się mniej ważni. Wodny, próbujący zrzucić z siebie Mcha zdecydowanie zasługiwał na więcej uwagi. Udało się to starszemu uczniowi dość sprawnie. Bury pies został posłany na ziemię, a upadek lekko go otumanił. Młodszy z braci rozejrzał się po polu. Wszyscy walczyli, na porozumienie nie było już mowy. W końcu zdecydował się na pomoc swojej rodzinie. Adrenalina oraz rzeczywistość wzięły górę, a czarno-biały pies ugryzł najeźdźcę w bok, zostawiając krwawy ślad. Najwyraźniej Omszony całkiem nie spodziewał się tej pomocy, patrzył chwilę na scenę rozgrywającą się przed jego oczyma. Na pysku wymalowane miał „WoW! Ta pizda jednak coś zrobiła!”. Dopiero po kilku uderzeniach serca pozbierał się i także zaatakował. Jego cios okazał się na tyle lekki, że wodny całkiem go zignorował. Skupił swoją uwagę na Ciepłym. Zamachnął się na niego, ale syn Rzepakowej był na to gotowy. Prześlizgnął się pod jego atakiem. 
— Słuchaj… zakończmy to, możecie się stąd po prostu wycofać — rzucił ugodowo. 
Była to jego trzecia i ostatnia próba dotarcia do członka Flumine. Jego brat, zamiast wykonać swój kolejny cios, spojrzał na niego jak na kretyna. Młodszy wiedział, że wystawia jego cierpliwość na sporą próbę, aczkolwiek czuł się źle. Ta cała walka nie powinna mieć miejsca. A zaczęcie jej przez durny konflikt ze zgromadzenia, nie pomogło. 
— Czyś ty, kurwa, totalnie zgłupiał! — zawołał do niego Omszony. 
Ciepły bardzo chciał mu odpowiedzieć, wyjaśnić dlatego ta walka nie ma sensu. Aczkolwiek dalszą wymianę zdań przerwał im dziwny charkot. Gdy uczeń Lekkiego Serca odwrócił się, by namierzyć jego źródło, przez co zobaczył zastępcę ich klanu, wgryzającego się w gardło jakiegoś czarnego psa. Scena ta całkiem go sparaliżowała. Takiej ilości krwi by się nie spodziewał, a był już na kilku polowaniach. Ta czerwona substancja nigdy mu nie przeszkadzała. Może problem leżał w całej otoczce tej śmierci? To nie było zabijanie z głodu, a przez czysty szał. Dopiero teraz młody zrozumiał powagę sytuacji. Tak, długo mu to zajęło. Tutaj nie było miejsca na słowa. Flumine nie powinno tu być, wparowali w kilkoro, bez zapowiedzi, w środek terenów Industrii. Nie zaczęli uciekać, gdy zobaczyli za sobą wojowników, a podjęli walkę. Był to gest niczym rzucenie rękawicy. 
W tym momencie kolejny rudy pies, skorzystał z zamieszania wywołanego wygraną Sowiego i złapał zębami łapę Jagodowej, która zatrzymała się na chwilę oddechu. Była łatwym celem. Mgła zapiszczała z bólu. W młodszym synu Rzepakowej aż się zagotowało. Całą jego empatię zastąpił chłód. Walka Omszonej Łapy była inna. Podszyta zwadą. Tutaj nie było o niej mowy. Wystarczyło, by rozdzielono tych kretynów, a Flumine usunęło się w kierunku granicy i wszystko byłoby zażegnane. Nie mogło tak się jednak stać między innymi przez tego wodnego, który cały czas rzucał się jak pchła na ogonie. Czarno-biały spoważniał i rozciął napastnikowi skórę wzdłuż szyi, by puścił suczkę. Na szczęście pomogło. Jagodowa odskoczyła, chociaż nieco niepewnie stała na okaleczonej nodze. 
— Dzięki, dam już sobie radę, szczeniaku — zapewniła go. 
Młody chciał zaprotestować, żeby nie mówiła tak na niego, ale nie miał czasu. Szara rzuciła się już z powrotem w wir bitwy. Ciepłemu pozostał powrót do Mcha i jego przeciwnika o dziwnych oczach. Nie rozgryzł jeszcze, co z nimi jest nie tak. 
Gdy dotarł tam dosłownie w kilku susach, obaj miotali się niczym w tańcu. Z odległości ciężko było powiedzieć, czy któryś z nich trafiał. Na przekonanie się jednak nie przyszedł czas. 
— Wycofajcie się…! — usłyszał fragment krzyku Sowiego. 
Nie był to faktyczny sygnał, a jedynie groźba, dlatego nie wytrąciła ucznia Lekkiego Serca z rytmu. Podbiegł do rudego, po czym drasnął go pazurami w bok. I był to jego błąd. Na pysku Ciepłego rozciągnął się szok, gdy wodny po prostu osunął się na ziemię. Nie miał pojęcia, co powinien teraz zrobić. Gorzej skończyć się to nie mogło. Czarno-biały szturchnął lekko rannego nosem. Bardzo chciał sprawdzić, jak duże obrażenia otrzymał. Zabrać go do medyka. Upewnić się, że wszystko będzie dobrze. Nie potrafił jak Sowi w walce rozszarpywać swoich oponentów. 
Dotarł do jego uszu głos Omszonego, ale nie był w stanie rozpoznać żadnego słowa. 
Odsunął się gwałtownym ruchem od ciała, dopiero gdy zauważył szarżującą na niego kolorową suczkę. Nie chciała go zaatakować, a jedynie odgrodzić od swojego pobratymca. Popatrzył na nią pustym wzrokiem. A więc tak wyglądała prawdziwa walka? Takie musiało być jej zakończenie? Z daleka rozległ się rozkazujący okrzyk, w którym Ciepły rozpoznał zastępczynię Flumine. Cofnął się jeszcze kilka kroków, widząc kolejne psy ruszające w ich kierunku. Był jak w transie, a jego ruchy w pełni się zautomatyzowały. Zrozumiał, że ruda musiała krzyczeć coś o odwrocie, bo przeciwnicy jak szybko się pojawili, tak zniknęli. Uczeń odprowadził ich wzrokiem, a gdy całkiem wyszli z jego zasięgu, poczuł, jak drżą mu łapy. Podniósł wzrok na swojego brata, stojącego nieopodal. 
— Mech nic ci nie jest? — zapytał, ale odpowiedzi nie zarejestrował. 
Wydawała się twierdząca, gdyż Mech stał bardzo pewnie i nie miał widocznych ran. Ciepły otrząsnął się, chcąc tym nieco przywrócić się do rzeczywistości, a następnie podniósł wzrok na dorosłych. Od razu zauważył, że Pazur ledwo trzyma się na nogach, a Mak stara się go podpierać. Żaden z wojowników nie był w dobrym stanie. 
— Chodź, pomożesz mi — zwrócił się do drugiego ucznia. 
— W czym niby? — odpowiedziało mu niezbyt miłe pytanie. 
— W odstawieniu Sowiego do Petera, cała trójka wygląda, jakby miała się zaraz przewrócić — wyjaśnił mu spokojnie. 
Omszony spojrzał najpierw na swojego mentora, potem na czarno-białego psa, aż w końcu prychnął. 
— A niby taki wielki wojownik… — rzucił, wywracając przy tym oczami. 
Nie kłócił się jednak dalej. Obaj zbliżyli się do członków swojego klanu. 
— My go odprowadzimy. Sami jesteście ranni — zwrócił się Ciepły do Ognistego Maku. 
Zgodę poprzedziło chwilowe wahanie. Żadne z nich nie chciało przyznać się tutaj do słabości. Ego każdego ciężko byłoby pomieścić w trzech oddzielnych basenach olimpijskich. Na szczęście obolałe kości oraz skaleczenia odejmują kilka punktów dumy, dlatego do uszu Łapy nie dotarły żadne protesty. Podparli partnera swojej matki, a później ruszyli w kierunku ostoi medyka. W czasie tej długiej jak na te warunki trasy młody zauważył także, że Jagodowa Mgła poza normalnymi obrażeniami miała dziwnie zaczerwienione oczy. Nie chciał o to pytać, Peter obejrzy pewnie od razu i to. 
— Szara Skało? — zawołał Ciepły nieco drżącym głosem już od wejścia. 
Stresował się nieco, ponieważ Sowi od jakiegoś czasu zaczął mu już nieco ciążyć, mimo że nadal zagryzał zęby i starał się tego po sobie nie pokazać. 
— Już, już, o co takie zamiesza… — urwał medyk, widząc krew na ich futrach. Od razu przeszedł do wydawania poleceń. — Wejdźcie. 
Nikt nie zamierzał się ociągać, słysząc jego poważny ton. Synowie Rzepakowej usadowili zastępcę na jednym z legowisk. Jagodowa i Mak poradzili sobie sami. Szara Skała na razie jeszcze nic nie mówiąc, od razu zabrał się za oględziny ran Sowiego. Prawdopodobnie dlatego, że wyglądały najgorzej. 
— Pomóc ci w czymś? — zaoferował od razu Ciepły. — Nie, na razie usiądźcie i mówcie, co się stało — odarł chłodno Peter. 
Młody jak na komendę usiadł. Mech był przy tym nieco bardziej oporny, dlatego pozostał przy staniu. Nie wadził jednak tym nikomu, dlatego medyk go zignorował. 
— Wracając z patrolu, wpadliśmy na psy z Flumine. Chyba chcieli zaatakować nas z zaskoczenia. Omszona Łapa zaczął z nimi walkę, zanim dowiedzieliśmy się, czego tak naprawdę chcą – streścił milszy z uczniów, po czym spojrzał wymownie na swojego brata. 
Wyżej wspomniany zawarczał cicho. Szary natomiast skinął głową i po sekundzie zastanowienia zarządził: 
— Ty nawet nie próbuj stąd uciekać, będziesz mi podawać zioła — zwrócił się najpierw do burego psa, po czym dodał — A ty powinieneś zawiadomić waszą matkę. 
Ciepły dopiero teraz połączył kropki, wcześniej całkowicie nie myśląc o liderce. Teraz skinął głową i wybiegł z prędkością światła na poszukiwania. O dziwo nie zajęły mu długo. Gwiazda rozmawiała z mamą małych uczniów. Zaczęli trening mniej niż księżyc temu. 
— Mamo! — zawołał, nieco zdyszany. 
Oderwało ją to od rozmowy z Fenkułową Plamką. 
— Tak…? — jej głos nieco się załamał, gdy zobaczyła ślady krwi na swoim synu, doskoczyła do niego w sekundę, oglądając ze wszystkich stron — Co ci się stało?! 
— Mi nic, to nie moja krew — odparł szybko, chociaż za bardzo nie uspokoiło to Rzepakowej, streścił jej podobnie jak Skale, co ich spotkało, zakończył swój wywód słowami — Ranni są już u Petera, wszyscy żywi, ale Sowi Pazur nie wygląda dobrze. 
To ożywiło suczkę. Jeśli poprzedni stan nazwać można dzwonieniem instynktu opiekuńczego, to teraz odpaliła się na pełnych obrotach syrena alarmowa. Liderka od razu ruszyła do medyka z młodym trzymającym się jej boku. Wpadli tam idealnie, by usłyszeć głośniejszy jęk bólu zastępcy. Prawdopodobnie przy odkażaniu jakiejś większej rany. 
— Sowi Pazurze! — krzyknęła, od razu stając przy jego boku, uważała jednak, by nie przeszkadzać w leczeniu. 
— Spokojnie, nic mi nie jest. Poradziliśmy sobie z sukinsynami — odparł z dumą. 
Chociaż dopiero po dłuższym odpoczynku zaczął być w pełni przytomny, ona nie musiała tego wiedzieć. 
— Kurwa! — zaklął nagle, kiedy Peter zaczął majstrować przy kolejnym zadrapaniu. 
Rzepa polizała go po pysku, chcąc dodać otuchy, po czym zwróciła się do medyka. 
— Na pewno się z tego wyliże? — wierzyła partnerowi, ale nie szkodziło się upewnić. 
— Raczej — odparł dyplomatycznie Peter, nie mogąc dać pełnej gwarancji. 
— Ra…? — chciała poddać to w wątpliwość Gwiazda, ale nagle przypomniała sobie o jeszcze jednym członku rodziny — Mech? Też tu jesteś? Wszystko gra? 
Syn podszedł bliżej, nie do końca wierząc, że nie zauważyła wcześniej jego obecności. 
— Tak, nie jestem aż tak niedołężny jak nasi wojownicy — mruknął z przekąsem. 
Nie powstrzymało to jednak Rzepy przez dokładnym obejrzeniem go. 
Humory w Industrii ciężko nazwać by dobrymi, ale nie zmieniało to faktu, że wszyscy byli cali. To było najważniejsze. Zwiększenie liczby patroli przy granicy z Flumine, ewentualne konsekwencje odniesionych ran i w końcu wypowiedziany głośno konflikt, mogły poczekać. 


Prawie nad ranem, gdy wszyscy ranni byli już opatrzeni, Peter odesłał Ciepłego. Wolałby zrobić to wcześniej, ale uczeń nie wyglądał, jakby miał zgodzić się na jego rozkaz. Kiedy tylko przestawał być mu potrzebny, siadał w kącie, obserwując matkę z zamyśloną miną. Prawda była jednak taka, że przez jego głowę nie przelatywała żadna myśl. Był wykończony. Na tyle, że na słowa medyka w żaden sposób nie zaprotestował. Mruknął jedynie cicho, potwierdzająco i powlókł się do swojego legowiska. Zasnął w nim jak kamień, przesypiając praktycznie cały dzień. Może to i lepiej. 
Wieczorem poszedł jedynie na posiłek i wrócił do spania. Dzięki temu wyrzuty sumienia oraz nadmierne roztrząsanie sytuacji w głowie uderzyło go dopiero drugiego dnia. Powinien zareagować wcześniej, nie dopuścić do bitwy. Nie powinien atakować ciężko rannego psa. Co jeśli przez niego umrze? Nie mógłby się pogodzić z zabiciem kogoś w tak bezmyślny sposób. Szybko przyszły też rozmyślania w całkiem drugim kierunku. Czy Sowi mniej by ucierpiał, gdyby Ciepły lepiej walczył? Czy mógł za to także się obwiniać? Co jeśli będą mieć do niego pretensję, że zrobił za mało, że chciał zdradzić Industrię? Mech na pewno o tym pomyśli. 
Młody przez następny tydzień chodził jak struty tymi pytaniami, a później miał je bez przerwy gdzieś z tyłu głowy niczym nieleczony uraz.
< Sowi Pazurze? Aye aye captain, a teraz się kuruj! >
[2219 słów: Ciepła Łapa otrzymuje 22 punkty doświadczenia i 6 punktów treningu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz