Jest tutaj przeskok jakiś kilku księżyców (miesięcy), bo w ostatnim opowiadaniu trening był świeżo po mianowaniu, a od tego czasu trochę się wydarzyło. Zgromadzenie (na którym Lekkiego nie było), Bitwa z Flumine oraz samotne treningi Ciepłej Łapy.
Trening leciał w swoim własnym tempie. Ciepły musiał przyznać, że po początkowym kręceniu nosem, złapał w końcu odpowiedni rytm. Chociaż został on całkowicie rozbity po bitwie z Flumine. Przespał prawie dwa dni — lekcje w plecy. Następny tydzień był całkowicie nieobecny, mimo że naprawdę starał się całą swoją energię i skupienie włożyć w słowa Lekkiego Serca. Z efektem wychodziło… słabo. Rejestrował dźwięki, to jak jego mentor opisuje mu kolejne ślady zwierząt oraz jak je tropić, ale kiedy tylko był o coś zapytany, całkowicie durniał. Jeśli komuś się wydaje, że było to niepokojące dla otoczenia, a było, to wypada nadmienić, że sam uczeń martwił się tym o wiele bardziej. Poza stresem związanym z wyrzutami sumienia musiał przez to borykać się z opuszczeniem w nauce. Właśnie dlatego pod koniec drugiego tygodnia Lekki w końcu zadecydował:
— Dzisiaj pójdziemy na patrol.
Możliwe, że kierowała nim chęć przełamania prawdopodobnego oporu względem patroli po ostatnim razie, a może po prostu uznał ruch za coś przydatnego w tej chwili. Syn Rzepakowej nie miał pojęcia, ale nie zamierzał się w żaden sposób wykłócać. W zasadzie nie czuł, by miał jakiś problem z obchodem terenów. Jego mózg nie połączył ich w żaden sposób z tym, co się wydarzyło. Psy ruszyły truchtem do granicy, a później w jej dłuż. Ciepły myślał chwilę jak ugryźć temat tego, czy to, co zrobił, było dobrym wyborem. Bardzo chciał zapytać o to Serce, który chodził pod tym niebem o wiele dłużej.
— Lekki… — zaczął, ale przerwało mu wycie bólu.
Mentor i uczeń podskoczyli jak na komendę. Obaj kojarzyli ten głos. Czarno-biały jednak nie potrafił powiedzieć, do kogo może on należeć. Podążyli w stronę cierpiącego, a kiedy minęli kilka drzew, ich oczom ukazał się Deszczowy Podmuch. Jego łapa utknęła jakby w szczękach wykonanych z dziwnego materiału.
— Pomocy! — zawył poszkodowany.
— Deszczowy Podmuchu, spokojnie, już idziemy — uspokoił go Serce.
W pewnym stopniu podziałało, bo przestał się on szamotać. Widział w ich przybyciu nadzieję i to było najważniejsze. Ciepły jednak nie rozumiał, co oni mogli na to poradzić. Ta rzecz wyglądała strasznie i na pewno rozprawienie się z nią było bardzo trudne.
— Ciepła Łapo, potrzebujemy kija, jakiegoś solidnego, musi być trochę węższy od nogi Deszczowego, zobacz, żeby się tu zmieścił — poinstruował go mentor.
Syn Rzepakowej szybko skinął głową i ruszył na poszukiwania. Lekki natomiast został z rannym, w razie gdyby zaczął panikować. Znalezienie odpowiedniego kawałka drewna nie było trudne, ale do tego młody musiał nieco się oddalić. Większość leżących tam patyków była mała, drobna, prosta do złamania. W pewnym momencie jednak zauważył taki, który wydał mu się odpowiedni. Złapał go w zęby, a następnie biegiem wrócił.
— Mam! — rzucił przez zaciśnięte zęby, a chwilę później położył znalezisko przed Sercem.
— Świetnie, nada się — stwierdził Lekki.
Wsunął drewno we wnyki, zaraz obok łapy Deszczowego. Puścił na chwilę kij, by wytłumaczyć reszcie co i jak.
— Ty siedź i patrz — zwrócił się do Ciepłego, po czym podniósł wzrok na Podmuch — rozchylę to trochę, a gdy tylko dasz radę, wyjmij łapę.
Instrukcja była jasna i prosta, dlatego oba psy szybko ją zapamiętały — wojownik, by zaraz wykonać, Łapa — by móc wykorzystać to w przyszłości. Bardzo imponowało mu opanowanie mentora w tej chwili. A Serce jak powiedział, tak zrobił. Rozchylił lekko metalowe szczęki, by uwolnić towarzysza, a gdy ten już wyjął kończynę, od razu puścił patyk. Rozległ się nieprzyjemny trzask, patyk się złamał, ale co najważniejsze Deszczowy Podmuch był wolny. Nadal jednak nie wyglądał dobrze. Odrobinę krwawił, a także nie zapomniał przypomnieć:
— Boli…
— Zaprowadzimy cię do medyka — zarządził Lekki.
Ciepły prawdopodobnie jeszcze dwa tygodnie temu sam od razu by to zaproponował, ale przez swoje przygaszenie nawet o tym nie pomyślał. Od razu podparł Deszczowego bokiem i pomógł mu iść, aż dotarli do samego Szarej Skały. Strasznie często ostatnio młody u niego bywał, chociaż nigdy nie w swojej własnej sprawie.
— Peter? — zaczął, niepewnie wchodząc.
— Znowu ty? — zdziwił się zawołany.
— Tak.
— Dzisiaj tylko pomógł mi tu przyjść — wyjaśnił Podmuch.
Podkulał jeszcze kilka kroków, a gdy zbliżył się do medyka wystarczająco, pokazał swoją łapę.
—Strasznie zabiegany ten tydzień — mruknął Szary, kręcąc głową.
Poprosił biedaka głębiej na wolne posłanie, by w spokoju mógł poszukać leków. Łapa podniósł wzrok na chorych. Jagodowa jeszcze spała, Mak chyba zdążył wyjść, a Sowi wpatrywał się teraz w niego swoim przeszywającym wzrokiem.
— Dzień dobry, Sowi Pazurze, jak się czujesz? — zapytał, nieśmiało machając ogonem
— A jak mogę się czuć, do cholery? Jakby mnie pogryzła zgraja wodnych. Czemu nie jesteś na treningu? Mieliście być na patrolu — Widać było, że siły zaczęły mu wracać.
— Jestem, po prostu odprowadzałem rannego. Już wam nie przeszkadzam — poinformował partnera swojej matki Ciepły.
Opuścił zacisze Petera, żeby dalej nie narazić się na jakieś zrzędzenie. Brak ruchu zdecydowanie szkodził zastępcy. Młody miał nadzieję, że wyjdzie on, jak najszybciej się da. Ich liderka była już w dobrej formie, ale to właśnie z Sowim wydawało mu się jakoś bezpieczniej. Może miały na to wpływ ostatnie księżyce, kiedy to on koordynował prawie wszystko? Uczeń nie twierdził, że Pazur byłby liderem idealnym. Zresztą w ogóle nie chciał tego oceniać. Był jednak zdania, że jeśli zastępca się czegoś ważnego podjął, to dawał z siebie dwieście procent. Chociażby tylko po to, by później móc chełpić się swoimi dokonaniami. Patrole też ostatnio stały się tematem dość poważnym. Jak wcześniej robienie ich było ważne, ale nie w sposób stresujący, tak teraz uznane zostały za sprawę życia i śmierci.
— Już — powiadomił Lekkiego, kiedy znalazł się obok.
— W takim razie możemy wracać na patrol — stwierdził mentor.
Tak też zrobili. Ruszyli od miejsca, w którym skończyli. Dokończyli obchód całej granicy z Flumine. A ucznia przez tę całą drogę gryzły niewypowiedziane słowa. Martwił się nieco o reakcję Serca, bał słów nagany. Nie był na nie w żadnym stopniu gotowy. Mimo to, cały czas czuł tylko narastający ucisk, nie miał z kim o tym porozmawiać. Omszona Łapa i Sowi od razu nazwaliby go słabeuszem. Rzepakowa prawdopodobnie powiedziałaby, że zachował się dobrze. Szczeniaków Fenkułowej, chociaż byli jego przyjaciółmi, nie miał co pytać. Byli za młodzi, by zrozumieć jego rozterki.
W końcu wziął głębszy wdech. Wojownik prawdopodobnie czuł od dawna, że próbuje się do tego zebrać.
— Lekkie Serce… — zwrócił jego uwagę, pies stanął i spojrzał na niego — Martwi mnie, że dałem z siebie za mało podczas bitwy. W obie strony. Nie udało rozwiązać mi się tego słowami, a dokonaniami w walce do reszty nawet nie ma mnie co porównywać. Przez to niezdecydowanie… Bez niego mógłbym więcej, mógłbym nie skrzywdzić… Prawdopodobnie zabiłem psa z Flumine, Sowi prawie zginął. Ja… Przepraszam, że zawracam ci tym głowę, ale jako mój mentor myślisz, że źle postąpiłem?
Zamilkł, wsłuchując się w głośne bicie swojego serca. To wyczekiwanie było jak do tej pory najcięższym w jego życiu, a przecież nauczył się już wiele w sprawie cierpliwości.
<Lekkie Serce?>
[1100 słów: Ciepła Łapa otrzymuje 11 punktów doświadczenia i 3 punkty treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz