No i wspaniale. Po prostu wspaniale. Nie dość, że przyczepił się do mnie jakiś wariat niewierzący, to jeszcze muszę odprowadzić swojego pobratymca do medyka, kiedy on czuje się tu jak na swoim. Co ja tu niby robię? Mieszkam, wiesz?
Z drugiej strony, sposób w jaki Jazgot się zachowywał, coś w jego głosie było dla mnie nowe. Było trochę zbliżone do Dmuchawcowego Lotu, ale na nieco innej płaszczyźnie. Nieco przypominał mi, Migoczące Światło, ale jakby na to nie patrzeć, w jego obecności czułem się jednak lepiej, niż w obecności brata.
Chyba wie, co to za słowo. Jak go określić. Starsi czasem używali tego słowa, aby określić, jakimi psami nie są ich pobratymcy. To się chyba nazywało... uprzejmość.
Normalnie bym już dawno go zbył i kazał szukać tych jego ziół gdziekolwiek, byle nie na terenie Ventus. Ale jego postawa mnie zaskakiwała. Nie chciałem się do tego przed sobą przyznawać, ale sposób, w jaki się do mnie odnosi jest mi... miły.
— Szukałem dla siebie jakiegoś miejsca na uboczu, gdzie mógłbym uciec od zgiełku klanu — skłamałem, nie chcąc przyznać, że szukam miejsca, gdzie wraz z Dmuchawcowym Lotem mógłbym torturować Jaśniejącą Łapę. — Wiesz, jak to jest, pobratymcy są wspaniali, ale każdy potrzebuję czasem pobyć sam ze sobą.
— Całkowicie cię rozumiem — powiedział Jazgot, choć miałem wrażenie, że on również kłamie. — Jak tam sprawy u was stoją? Ventus ma dość zwierzyny?
Najeżyłem się. Dlaczego o to pyta? Przyszedł tu wyłącznie w roli szpiega? To stąd ten uprzejmy ton? Mogłem się domyślić. Stłumiłem w gardle warknięcie, zamierzając powiedzieć mu parę słów o tym, że bardzo nie lubię być szpiegowany, ale uprzedził mnie Kaczy Plusk.
— A co cię to obchodzi? — warknął — Bezgwiezdni nie mają własnych problemów?
Jazgot cofnął się ostrożnie, ze skruchą w oku. Dyskretnie odetchnąłem. Nie, Bezgwiezdny nie mógł być agentem. Żaden szpieg nie wszedł by od tak na teren wroga i nie zaczął pytać pierwszego lepszego napotkanego psa o jego słabości. Widocznie mój nowy znajomy po prostu w pierwszym odruchu zapomniał, że takie zachowanie jest nietaktowne.
— W porządku — szczeknąłem przyjaźnie, po czym odwróciłem głowę. Przed nami rozciągał się nasz obóz. — Ale jeśli mogę ci coś doradzić, wracaj już na swoje terytorium. Inni Wietrzni mogą nie ucieszyć się na twój... widok.
Głos mi się załamał, bo właśnie zobaczyłem, jak z naprzeciwka nadbiega patrol. Dmuchawcowy Lot, Aksamitkowa Chmura, Pręgowana Skóra i Sosnowa Łapa. Zmrużyłem oczy. Bryzowa Gwiazda doskonale je dobrała. Suczka, która mi się podoba, moja siostra i matka.
To znaczy, właściwie to, że Aksamitkowa Chmura jest moją matką nigdy nie zostało potwierdzone, ale zdążyłem zebrać dość dowodów, aby mieć co do tego praktycznie pewność. Nikomu jeszcze tego nie powiedziałem, ponieważ... właściwie, nie wiem dlaczego. Ale to już dla mnie nieważne. Nie obchodzi mnie, kto mnie urodził. Po prostu... nie rozumiem.
Wziąłem głęboki oddech i skupiłem się, aby zachować zimną krew. To moi pobratymcy. Czemu niby miałbym przed nimi tchórzyć?
— Kaczy Plusk jest ranny — powiedziałem, gdy się zbliżyły — Zabierzcie go do Manaciego Olbrzyma.
— A on co tu robi? — syknęła Aksamitkowa Chmura, wskazując na Jazgota.
— Przyszedłem zbierać zioła — powiedział Bezgwiezdny — Cześć Szrama.
Suczka spojrzała na niego zdegustowana, po czym wyszczerzyła zęby, gotowa udowadniać swoją lojalność.
— Nie nazywaj mnie tak — warknęła — Jestem teraz Pręgowaną Skórą. Mów, co robisz na naszym terytorium!
— Mówiłem już — zawahał się Jazgot — Zbieram zioła.
— Dlaczego go nie zatrzymałeś? — zwróciła się do mnie Aksamitkowa Chmura.
Nie warcz, nie warcz, nie warcz – powtarzałem sobie. To, że inni warczą nie znaczy, że ty też musisz. Właściwie, nie wiem, co na mnie napadło, ale jednak warknąłem.
— No sam nie wiem — powiedziałem — Może kierowało mną to, że miałem obok siebie rannego psa, którego niepotrzebną przepychanką mógłbym jeszcze bardziej zranić?
— Niepotrzebną przepychanką? — zdziwiła się Aksamitkowa Chmura.
— Właśnie — przytaknąłem — Uratował Kwaczy Plusk. Dlaczego miałbym próbować rozerwać go na strzępy, jeśli lepiej bym postąpił, gdybym zaprowadził go do Bryzowej Gwiazdy?
Nie chciałem go do niej prowadzić. Właściwie, to go polubiłem i po przyprowadzeniu Kwaczy Plusk do medyka najchętniej puściłbym go wolno, ale teraz, kiedy spotkałem swoich pobratymców, nie miałem innego wyboru.
— Krzemienny Pazur ma rację — poparła mnie Dwuchawnowy Lot. — Bezgwiezdny może się nam jeszcze do czegoś przydać.
Pręgowana Skóra spojrzała z niechęcią na swojego byłego pobratymca, ale nie protestowała.
— No to ustalone — zawołała biało-ruda — Pręgowana Skóro, pobiegnij przodem uprzedzić Bryzową Gwiazdę, ja z Krzemiennym Pazurem pójdziemy za tobą odprowadzić więźnia. A Aksamitkowa Chmura i Sosnowa Łapa zaprowadzą Kwaczy Plusk do Manaciego Olbrzyma.
— Więźnia? — spytał Jazgot — W sensie ja? Zrobiłem coś złego?
— Spokojnie — uspokajałem go — Będzie dobrze. Po prostu porozmawiasz z Bryzową Gwiazdą, wytłumaczysz jej, że nie miałeś złych zamiarów, a potem wrócisz do domu.
Jazgot nic nie odpowiedział, za to Dmuchawcowy Lot spojrzała na mnie z pewnego rodzaju dystansem, który mnie zabolał.
— Dlaczego go chronisz? — spytała.
— To pies, jak ty, czy ja — wzruszyłem ramionami — Popełnił błąd, ale czyż nie wszyscy je popełniamy?
< Jazgot? >
[ 788 słów: Krzemienny Pazur otrzymuje 7 punktów doświadczenia ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz