Gołąb nie mógł dosłownie usiedzieć tego dnia. Wstał już o wschodzie słońca, przeszkadzając dla dosłownie każdego, kto znalazł się pod jego łapami. Obudził chyba całe legowisko wojowników swoim rabanem. Inne psy zerkały z wyrzutem na szczeniaka i Cedrowy Deszcz, wręcz pytając, dlaczego nie uspokoi swojego malucha. Gołąb jednak nie przestawał. Mimo to jego mentorka ciągle spała lub przynajmniej bardzo dobrze udawała, że to robi. A przecież dzisiaj umówił się z nią na trening! W końcu! Nie, żeby Gołębia Łapa marudził, ale jego trening szedł im naprawdę wolno. Przynajmniej żadne z jego rodzeństwa nie zostało jeszcze wojownikiem, to byłoby już dla niego za dużo. Mimo że ich naprawdę kochał, chciałby, by być najlepszym ze swojego wieku.
Po raz kolejny szturchnął łapą swoją mentorkę. Zrobił to, najmocniej jak tylko umiał, a patrząc, że Gołąb jest mimo wszystko jeszcze szczeniakiem, nie powalało to z nóg. Dal z siebie wszystko. Szturchał Dmuchawcową od dobrej godziny, nieprzerwanie nękając ją i wybudzając ją ze snu, nieprzerwanie będąc też odganianym. Nie rozumiał tego, przecież chciał po prostu nauczyć się w końcu czegoś. Naprawdę chciał! Był tak bardzo zmotywowany, by chłonąć wiedzę. Miał dość już łażenia w kółko ze swojego posłania do posłania Dmuchawcowego Lotu. Czy trening to tak naprawdę dużo do poproszenia?
— Dmuchawcowy Lotu, wstań! Proszę! — jęknął zrezygnowany Gołębia Łapa, naskakując na swoją mentorkę, która poderwała się do góry, odruchowo warcząc.
Szczeniak się wycofał, przyciskając swoje uszy do siebie. Suczka otrzepała się, patrząc przez chwilę w przestrzeń. W końcu jednak wbiła wzrok w swojego nadpobudliwego ucznia, mając markotną minę na pysku.
— Nie możesz dać mi się nawet wyspać? — prychnęła, marszcząc nos.
Wciąż była dość zaspana, wolała przeleżeć w swoim legowisku przynajmniej kolejną godzinę, bez brzęczącego gówniarza nad głową. Przeciągnęła się i ziewnęła. Gołąb aż policzył wszystkie jej zęby, traktując dosłownie wszystko, co się działo od tego momentu jako trening.
— Dobrze, chodźmy — burknęła na szczeniaka, wychodząc. Szła przed siebie, nie czekając nawet na swojego ucznia. — Chce mieć cię po prostu z głowy, za jakie grzechy Bryzowa mi cię wcisnęła — powiedziała już ciszej.
— Co?
— Nic. Znasz już podstawy polowań, prawda?
— Oczywiście, że tak! — pomachał ogonem. — Wytłumaczyłaś mi to już jakiś czas temu, Dmuchawcowy Locie. Słuchałem cię przez cały czas.
Ta tylko zerknęła na szczeniaka, unosząc jedną z brwi i usiadła na trawie niedaleko stajni. Od co najmniej godziny było już kompletnie jasno, a mimo to Dmuchawcowy Lot z chęci by jeszcze chwilę pospała. Westchnęła głośno, przeklinając w myślach Bryzową, i rozejrzała się po okolicy, próbując znaleźć coś, co szczeniak mógłby możliwie upolować. By jednak w międzyczasie zająć go czymś, kazała mu wytłumaczyć to jak powinno się polować. Robił to prawdopodobnie po raz trzeci, ale kogo to by interesowało? Na pewno nie Gołębia, który bez wahania rzucił się do tłumaczenia.
— Najpierw powinienem wytropić ofiarę — zaczął, dumny z siebie. — Potem jeśli jest więcej niż jedna, wybrać tą, którą mam największy szansę, by ją złapać. No wiesz Dmuchawcowy Locie! Najsłabszego z całej gromady — zaciął się na moment. — Powinienem stać też tak, by wiatr nie zdradzał mojego położenia, prawda?
Ta tylko kiwnęła głową, ciągle się rozglądając. Gołębiowi to jednak wystarczało, uśmiechnął się i wrócił do tłumaczenia.
— Potem już zostało mi podkraść się i złapać moją ofiarę z zaskoczenia. Dobrze mi poszło?
— Mogło być lepiej. Co jeśli ofiara zacznie uciekać? Będziesz sterczeć jak kołek? — suczka nagle skupiła swoją uwagę znowu na szczeniaku.
— Wtedy powinienem ją gonić, złapanie zdobyczy jest ważne dla klanu.
— Gratulacje — powiedziała raczej sarkastycznie. Nagle wbiła wzrok w coś w oddali. — Patrz. Tam — wskazała jedno miejsce pyskiem, przylegając brzuchem do ziemi, by nie wystraszyć ofiary. Gołąb zrobił to samo.
Szczeniak niezbyt jednak rozumiał. Przez wysoką trawę niezbyt dobrze widział, co tam było, poza szarą plamą. Zerknął na swoją mentorkę.
— Co tam jest?
— Gołąb. Upoluj go, zanim odleci.
— Na pewno powinienem?
— Czemu niby nie?
Gołębia Łapa delikatnie się skulił, jakby kontemplując w swojej głowie czy to, co chce powiedzieć, na pewno ma sens. Czuł się, jakby słowo mu ugrzęzło w gardle, nie mógł z siebie wydobyć żadnego dźwięku przez dobrą chwilę.
— Więc?
— No wiesz Dmuchawcowy Locie... Ja też jestem w pewnym sensie gołębiem.
[709 słów: Gołębia Łapa otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia i 2 Punkty Treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz