Wilczy Wicher zgodził się na spotkanie przy granicy Tenebrisu. Zazwyczaj to Jasne Serce przychodził do niego, ale od czasu wypadku zmienili swoje zwyczaje. Powiedział mu o dzieciach trzy tygodnie księżyc po ich narodzinach, by nie było żadnych powodów, by łączyć ich narodziny ze zniknięciem Uszki. Dziękował wszystkim gwiezdnym, że żadne z dzieci nie było do niej podobne.=
— Nasz medyk zachorował.
— Przykro mi to słyszeć — odpowiedział Jasny. Jego rany po
— Poradził sobie. Podgrzybek to dobry medyk, a teraz nie ma czasu na odpoczynek. Nie w obecnej sytuacji.
Jasny pokiwał łbem. Słyszał o ich wojnie z Industrią. Wiedział, że Wilczy w niej nie uczestniczył. Nie sądził, by istniała jakakolwiek siła, która wciągnęłaby go w kolejną wojnę. Przeżyli jedną, żaden z nich nie chciał dopuścić do drugiej. Dlatego właśnie Jasne Serce pozbył się Malwowego Ogonu, gdy tylko miał okazję. Świat może nie był idealny, ale póki trwał pokój, chciał utrzymywać obecny stan rzeczy. Przyjrzał się bratu. Wyglądał staro, może to przez jego szarą sierść. Może to przez zmęczenie w oczach.
— Czy któreś z twoich…
— Nie. Moje dzieci w tym nie uczestniczyły, Bursztynowa też nie.
— To dobrze — odparł Jasny. Zasłużył sobie tym na delikatny uśmiech. Coś jeszcze siedziało mu w głowie, widział to. Czekał, aż postanowi mówić, nie naciskał. Jak za dawnych czasów. Jasny zawsze był tym, który otwierał serce i czekał, czy ktoś postanowi zrobić to samo.
Miał ochotę powiedzieć mu o Jazgocie. O Burzy. Może o Płomiennym, jego podejrzeniach, o Malwowym Ogonie. Chciał usiąść i rozmawiać. Nie przez granicę, nie raz na księżyc, jeśli żaden z nich nie był zajęty.
— Moje starsze dzieci… widziałem się z Jeżogłówką i Szpakiem. Czy słyszałeś coś od Cichociemnego?
— Widziałem go. Jest cały. Wszyscy są cali. — Wilczy pokiwał łbem, ale to nie było to.
— Czy… czy coś się stało u ciebie w rodzinie? — Widział, jak brat się waha. Jakby walczył z samym sobą, żeby nie powiedzieć za dużo. Jasny chciał go przytulić, chciał zaproponować wycieczkę nad rzekę, by tam móc obiecać, że wszystko będzie dobrze. Wilczy pokręcił łbem i spojrzał mu w oczy.
— Moja córka…
Serce Jasnego zaczęło bić szybciej. Czy Uszko mu powiedziała, przecież on nie może wiedzieć. Czy on sam się czegoś domyślił. Czy…
— Tato!
Co.
— Pajączek? Pajączek, co ty tu robisz? Wojowniczy miał cię pilnować!
— Wojowniczy? — Odwrócił się. Wilczy Wicher patrzył to na jednego, to na drugiego z nich, próbując zrozumieć scenę, która się przed nim rozgrywała.
— Wojowniczy musiał iść do Białej, więc przekazał mnie Poziomkowemu.
No tak, Wojowniczy nie nauczył się jeszcze, że Poziomkowemu nie wolno z niczym ufać.
No tak, Wojowniczy nie nauczył się jeszcze, że Poziomkowemu nie wolno z niczym ufać.
— To jeden z twoich dzieciaków, tak? — zapytał Wilczy. — Jestem twoim wujkiem, nazywam się Wilczy Wicher.
Jego głos, jego głos brzmiał tak… cichutko. Patrzył na swojego wnuka. Jasny tak bardzo chciał mu powiedzieć prawdę, tak bardzo chciał, chociaż odrobinę, osłodzić mu życie. A Wicher patrzył tylko na niego smutno. On wiedział. On wiedział, prawda? Jasnemu gula stanęła w gardle.
— Miło było cię zobaczyć, Jasny. Mam nadzieje… mam nadzieje, że potem przedstawisz mi pozostałe dzieciaki. — Mógł jedynie pokiwać głową. Nie rejestrował, co Pajączek do niego mówi, póki Wilczy nie zniknął między domami.
— Taaaaato.
— Hm? — Spojrzał na malucha.
— Dziwnie się zachowujesz.
— Dziękuję, wiem.
— To nie był komplement — odpowiedział Pajączek, marszcząc swój mały nosek. Jasny uśmiechnął się, atmosfera trochę się rozluźniła, ale i tak czuł ciężar na sercu. Obiecał. Obiecał i obietnicy dotrzyma, Wilczy nie może się dowiedzieć, póki Uszko sama mu nie powie. To wcale nie sprawiało, że było mu łatwiej.
Poziomkowy ich odnalazł, ale Jasny kazał mu spadać na drzewo. Już go nie potrzebował do opieki nad dzieckiem, skoro ono samo go znalazło. Musiał przypomnieć Jasnemu, żeby nie zostawiać nikogo z maluchów u Poziomkowego. Trzeba było zrobić to na tyle delikatnie, żeby młodzik nie myślał, że jest zły. Nie mógłby znieść tego smutnego wyrazu pyska, który przybiera, myśląc, że kogoś zawiódł.
— No dobra, kochaniutki, przeszedłeś już taki kawał drogi, to nie ma co wracać wprost do żłobka, prawda? — Widział, jak ogonek zaczął mu merdać na wszystkie strony. Reszta siedziała z ciotką Jasnego, więc nie musieli się śpieszyć aż tak bardzo. Tylko Pajączek poszedł z Wojowniczym szukać rzeżuchy, czy czego tam Lisek potrzebował. Jasny miał cichą nadzieję, że to zainteresowanie ziołami przerodzi się w chęć zostania medykiem, nie narkomanie.
— Dobra mój Kochaniutki, to co, ścigamy się? Do drzewa. Trzy…
— Poczekaj, przygotuję się!
— Dwa.
— Taaaato — jęknął Pajączek, ale ustawił się obok i ugiął łapy.
— Jeden, start!
Pająk wystrzelił. Jasny pozostawał tuż przy nim. Biegł tak, by fory nie były zbyt oczywiste. Pajączek starał się pracować swoimi małymi łapkami, jak tylko mógł, ale wciąż był tylko szczeniakiem. Ostatecznie Jasny wygrał, ale nie pozwolił, by to było zwycięstwo o więcej niż o głowę.
— Wygrałem! — zawołał radośnie. Pajączek prychnął, ale nadal się uśmiechał. Jasny znał ten uśmiech, jego dzieciaczek coś knuł.
— Ha! — Szczeniak wskoczył na niego.
— O nie! O nie, atakuje mnie! Pomocy! — zachwiał się teatralnie, to na jeden, to na drugi bok.
Słyszał, jak Pajączek śmieje się na jego plecach. Ostatecznie upadł na miękką trawę. Objął szczeniaka łapą, przytulając, ot tak, bo czemu nie. Jasny też miał za mało przytulasów w swoim życiu.
To byłaby bardzo idyliczna scena, gdyby nie dźwięk, który nadszedł z ogrodu za nimi. Jasny odwrócił się, przyciskając Pajączka lekko do ziemi.
— Leż — polecił. — Nie wiem co to.
<Pajączku?>
[909 słów: Jasne Serce otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia]
[909 słów: Jasne Serce otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz