Mimo tego, że między Krzaczastą Łapą a Konwalijkowym Zagajnikiem przez większość drogi panowało napięcie, suczka nie zawahała się ani przez chwilę, kiedy tylko usłyszała skrzypnięcie śniegu i poczuła odór Ventus.
— Krzaczasta Łapo, uważaj! — wyrwało się z jej pyska.
Jej ciało zdążyło zareagować szybciej niż jej mózg. Popchnęła rudego ucznia na bok i zasłoniła go swoim ciałem. Odetchnęła głęboko, napinając wszystkie swoje mięśnie. Taka sytuacja była dla niej czymś zupełnie nowym, dlatego trzymała się na baczności, mierząc wzrokiem suczkę z obcego klanu. Zmrużyła oczy, kiedy poczuła coś więcej niż tylko Ventus. Choć jej rudo-czarne futro przesiąknięte było innymi Wietrznymi, ciągnął się za nią też nieco stłumiony smród karmy dwunożnych.
— Co robicie na terenach Ventus?! — suczka fuknęła, najpewniej nie zdając sobie sprawy z sytuacji, w której się znajduje. Zresztą podobnie jak Konwalijka, którą z zaskoczenia wzięło pytanie nieznajomej.
— Zaraz, terenach… co? — wyjąkała wojowniczka, gubiąc się w tym wszystkim i tracąc na chwilę swoją wcześniejszą pewność siebie. Czuła się, jakby trafiła do jakiegoś cyrku. Cała ta sytuacja była niedorzeczna. Zmieszana zerknęła na Krzaczastą Łapę. Była pewna, że nie przekroczyli swoich terenów.
Wszystko to dobrze podsumowało jego niezręczne parsknięcie śmiechem, na które nie stać było Konwalijki.
— Ven-tu-su — przeliterowała młoda, marszcząc czarny nos. — Wy też jesteście nowi? Nie wiecie co to klany?
Ha? Teraz naprawdę nie rozumiała już podpalanej suczki. Nowi? Co to za niedorzeczność? Odruchowo przysunęła się bliżej do Krzaka, w razie gdyby stanowiła jakieś zagrożenie, choć nie wyglądała groźnie. Jednak nigdy nie powinno się bagatelizować niebezpieczeństwa, obojętnie na jak błahe by nie wyglądało, prawda?
Zastanawiała się dłuższą chwilę jak powinna rozwiązać tę sytuację - bo w końcu to ona z ich dwójki dzierżyła wyższą rangę — i czemu do diaska ta suczka śmierdziała jak samotnicy. Lecz zanim zdążyła zareagować, za uczennicą pojawiła się kolejna para Wietrznych. Pysk Konwalijki zadrżał. Skupiła się na niej tak bardzo, że nawet nie wyczuła, że nadchodzi więcej psów! Wyszczerzyła kły, przybierając bojową pozycję podobnie jak Krzak.
Kto by się jednak spodziewał, że zamiast walki rozegra się przed nimi kolejna dzienna porcja cyrku? Z pewnością nie ona.
— Ktoś mi powie, co tutaj się dzieje? — fuknęła Konwalijkowy Zagajnik, przerywając wymianę zdań między członkami Ventus.
— Wybaczcie — odezwała się jedna z suczek z obcego klanu. Konwalijka na jej słowa nieco się rozluźniła. — Spalona Łapa jest u nas nowa. To dopiero jej drugi patrol przy granicy.
Wojowniczka zmarszczyła brwi na jej słowa, zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo coś śmierdziało jej w tym wszystkim. Zmrużyła na krótką chwilę oczy, analizując sytuację. Uczniowie i jedna wojowniczka przekroczyli granicę, ale ich wyrazy pyska wskazują na to, że - przynajmniej część z nich - zupełnie nie zdawała sobie sprawy. Nawet jeśli osobiście coś jej tutaj nie pasowała, po co miałaby ich tu zatrzymywać? Dopóki nie stanowili zagrożenia dla jej klanu, mogła przymknąć oko na takie wpadki.
Kiedy wreszcie otworzyła oczy, jej pysk zdobił już delikatny, spokojny uśmiech.
— Nic się nie stało. Wróćcie na swoje tereny i nauczcie swoich uczniów, jak daleko one leżą — powiedziała Konwalijka, a kiedy tylko te słowa uciekły z jej pyska, Pstrokate Skrzydło wraz z uczniami jak najprędzej oddaliła się w tylko im znanym kierunku.
Kiedy wreszcie zniknęli im z oczu, wojowniczka zaskoczona spojrzała na Krzaczastą Łapę, zastanawiając się w głowie, dlaczego w ich szeregach znajdował się ktoś „nowy”. W końcu otworzyła pysk:
— Pójdziemy dokończyć patrol i potem wrócimy do obozu. Mam nadzieję tylko, że już ich tu nie zostaniemy.
Westchnęła.
***
Minęło parę dni.
Mimo tego, że jeszcze nie usłyszała, po co została wezwana przez liderkę zaraz po ogłoszeniu planu ataku na Industrię, mogła się z łatwością domyślić przyczyny. I choć gdzieś głęboko miała co do tego mieszane uczucia, starała się tego otwarcie nie okazywać.
Konwalijka spojrzała prosto w oczy Nakrapianej Gwiazdy, która stała tuż przed nią. W obozie nadal panował gwar spowodowany oburzeniem i zagorzałymi dyskusjami innych psów na temat wypowiadania wojny Industrii. ”O zachodzie słońca Irysowe Serce, Pajęczy Odwłok, Krzaczasta Łapa i dwóch wybranych Wodnych wyruszą na bitwę z Industrią”. Słowa Nakrapianej Gwiazdy nadal tkwiły w jej pamięci, choć kiedy pierwszy raz je usłyszała, nie wiedziała jeszcze, że będzie jedną z tych dwóch tajemniczych wybranych Wodnych.
— Na pewno słyszałaś moje słowa, Konwalijkowy Zagajniku — zaczęła liderka, utrzymując kontakt wzrokowy z młodszą od siebie suczką. — Zatem wiesz, czemu chciałam z tobą porozmawiać. Pójdziesz z nimi.
— Rozumiem.
— Mam nadzieję, że jesteś gotowa, żeby się tego podjąć. To rozkaz.
Cisza.
— Flumine zawsze może na mnie polegać, Nakrapiano Gwiazdo — odparła po dłuższej chwili, chcąc dobrze dobrać swoje słowa. — Będę bronić mojego klanu, obojętnie czy jest to kwestia jedynie jego honoru, czy bezpieczeństwa — i to nie dlatego, że to od ciebie dostaję ten rozkaz, zdawało się mówić jej spojrzenie. I choć te myśli pozostały niewypowiedziane, wydawało się, że liderka doskonale zrozumiała to, co Konwalijka chciała przekazać. Gdy tylko na szali było stawiane dobro jej rodziny, nic innego nie miało znaczenia. Tak długo jak Flumine pozostanie jej rodziną, tak długo liderka miała ją w swojej garści.
— Ha — parsknęła liderka. Konwalijka obawiała się, że zaraz usłyszy kazanie, jednak ku jej zdziwieniu pysk starszej suczki zdobił uśmiech i jakiś dziwny wyraz ulgi — Oczywiście... to mi wystarczy. Jestem pewna, że dobrze sobie poradzisz.
Wojowniczka uniosła głowę ku górze, podzielając jej uśmiech.
— Dziękuję.
Po tym jednym słowie odwróciła się i ruszyła w kierunku swojego legowiska. Jej kroki były spokojne, prawie dumne.
Jednak kiedy tylko przestała czuć na sobie spojrzenie liderki, zatrzymała się i spojrzała w przestrzeń. Jej oddech przyśpieszył, a tętno podskoczyło. Przełknęła ślinę, starając się zapełnić czymś pysk pełen gorzkiego posmaku. Bitwa. Wojna. Zamknęła oczy, starając się uspokoić swój oddech.
To przecież idealna okazja, żeby pokazać innym swoją wartość. Dlaczego więc miała aż tak złe przeczucie co do tego wszystkiego?
***
Śnieg prószył delikatnie tego wieczoru. Świat mienił się w bieli, sprawiając, że rdzawe futra Wodnych można było z łatwością dostrzec nawet z daleka. Ta myśl sprawiła, że jej ciało zesztywniało. Zawahała się, spoglądając na swoje łapy. Dzieliła ich tylko krótka chwila od starcia z Industrią. Już dawno minęli ostatnie drzewa oznaczone zapachem Flumine, co równało się tylko jednej rzeczy. Znajdowali się na terenie wroga.
Podniosła głowę dopiero wtedy, kiedy poczuła na sobie spojrzenie Krzaczastej Łapy. Odetchnęła powoli, unosząc głowę ku górze. Musiała być dumna z tego co robi, inaczej… inaczej nie byłaby godna dzierżenia tytułu wojownika, odbijało się echem w jej głowie. Wzdrygnęła się, czując, jakby wszyscy mogli z łatwością usłyszeć jej myśli. Przytłaczająca cisza sprawiała, że nawet najcichszy szept stawał się słyszalny.
Kiedy wreszcie dotarli do obozu obcego klanu, Konwalijka zbyt przytłoczona wszystkimi emocjami nieco odsunęła się od reszty, skupiając się na ich otoczeniu. To właśnie z tego powodu najprawdopodobniej jako pierwsza usłyszała podejrzane skrzypnięcie śniegu. Zastygła.
— Co, do cholery? — krótko po tym dobiegł do niej obcy głos.
Zanim zdążyła zareagować, suczka już rzuciła się w ich stronę.
— Jagodowa Mgło, powinniśmy załatwić to subtelniej-...
— Też mi subtelniej, Ciepły — warknął jeden z psów. — Na pohybel skurwysynom!
W przeciągu paru kolejnych sekund wcześniej spokojne miejsce zmieniło się nie do poznania. Różne psy nacierały się na siebie tylko z jednym, wszystkim jasnym celem. To nie były już dziecięce zabawy w żłobku. Tutaj naprawdę warzyło się życie członków jej klanu. Poczuła, jak adrenalina zaczyna buzować jej w żyłach.
Widząc, że dwa psy jednocześnie rzucają się na Krzaczastą Łapę, kłapnęła na jednego z nich, starając się odwrócić jego uwagę. Splunęła jego rdzawą sierścią, która była jedynym, co zatrzymało się na jej zębach. Odskoczyła do tyłu, widząc, jak pies od razu kieruje całą swoją uwagę na nią. Przez dłuższą chwilę próbowali się dosięgnąć, lecz żaden nie zdołał zranić swojego przeciwnika.
To właśnie wtedy zobaczyła przed sobą rudawą plamę. Krzaczasta Łapa rzucił się na przeciwnika Konwalijki, pozwalając jej wreszcie odetchnąć. Nie była to jednak pora na czucie ulgi. Sytuacja nie prezentowała się najlepiej, a śnieg z sekundy na sekundę przybierał coraz bardziej szkarłatny odcień.
Warknęła pod nosem, rzucając się na kolejnego psa. Tym razem jej kły zanurzyły się głęboko w mięśniach przeciwnika. Odskoczyła, odrywając kawałek jego skóry. Prawie od razu skoczyła na niego ponownie, chcąc rozerwać coś więcej niż tylko kawałek skóry. Zatrzymała się w połowie i poleciała na bok po śliskim śniegu, widząc, jak Sowi ignoruje jej atak i rzuca się na innego psa.
Zacisnęła zęby, odwracając się w jego kierunku. Zastygła. Nie przygotowała się na widok, który rozgrywał się jej teraz przed oczami. Pajęczy Odwłok, z którym jeszcze nie tak dawno była na patrolu leżał teraz nieruchomo, niczym zimny kamień wśród szczypiącego śniegu. A nad jego ciałem zastępca Industrii, z pyskiem oklejonym czarniejącą krwią.
W uszach odbijało jej się bicie serca, jak gdyby walka na chwilę przycichła. Leżało przed nią kolejne ciało. Czego innego mogła spodziewać się po bitwie? Stała na linii frontu. Po naruszeniu granic mieli po prostu wymienić się grzecznościami i polizać po pyskach na pożegnanie? Powoli zdawała sobie sprawę, jak niedorzeczne było jej myślenie. Tutaj nie było kompromisów.
Dlatego Sowi musiał zapłacić.
Nie zwracając uwagi na nikogo innego, wybiła się w kierunku Sowiego. Przejechała kłami po skórze, czując, jak metaliczny posmak wypełnia jej pysk. Zaryła pazurami o śnieg, mając zamiar uderzyć znowu. A jeśli teraz się nie uda to kolejny raz, i kolejny, i kolejny.
— Wycofajcie się! Flumine!
Przerwała swoje plany, słysząc głos Irysowego Serca. Dopiero wtedy poczuła, że odzyskuje władzę nad własnym ciałem. Cofnęła się parę kroków w tył, półprzytomnie rozglądając się po polu bitwy. O nie, nie, nie… dopiero teraz dostrzega, że zaraz obok większego ciała Pajęczego, przesiąkniętego krwią i śliną, leży nieco mniejsze, rudawe ciało. W panice rozejrzała się na boki, a kiedy wreszcie dostrzegła Krzaczastą Łapę, podparła jego bok.
— Krzaczasta Łapo, uspokój się — wyszeptała do niego przez zaciśnięte zęby. Wskazała mu pyskiem dwa ciała leżące zaraz przed nimi, a kiedy on wyrwał się do przodu, odwróciła wzrok.
Czy obydwaj żyli? Jakaś część Konwalijki nie chciała znać prawdy. Chciała tylko wrócić jak najszybciej do domu. W końcu była tylko tchórzem. Tchórzem bojącym się śmierci.
I kiedy wracali w ciężkiej ciszy do swojego obozu, ta jedna, nieprzyjemna myśl była jej wiernym towarzyszem.
***
Konwalijkowy Zagajnik mogła się jedynie przyglądać, kiedy kolejni uczestnicy bitwy wchodzili i wychodzili od medyka, z opatrzonymi mniej lub bardziej poważnymi ranami. Westchnęła, kładąc pysk na łapy. Zazwyczaj po zrobieniu swoich obowiązków oddawała się jakimś przyjemnym czynnościom, jak pogawędka z innymi wojownikami czy doglądanie żłobka. Niewątpliwe jednak było, że po ostatniej walce nikt nie miał nastroju na tego typu rzeczy. Sytuacja była napięta, każdy to wiedział, choć większość psów nie mówiło o tym na głos.
Zatrzymała wzrok na Krzaczastym, który skończył właśnie jedną z jego rutynowych kontroli u medyka. Przez ten krótki okres czasu jego rany zdążyły się już prawie zagoić, a przynajmniej tak wnioskowała z jego kroków. Zdążył się nawet dorobić nowej rangi. Kiedy tylko zbliżył się do niej wystarczająco blisko, podniosła się i rozciągnęła.
— Gratulacje — odezwała się. — Mam na myśli rangę wojownika. Krzaczasty Cień… ciekawe imię.
Naprawdę musiała się nudzić, skoro stwierdziła, że dobrym pomysłem będzie zaczepienie go. Jej pysk jak zwykle zdobił jej popisowy uśmiech.
Jednak obojętnie jak bardzo Krzak doszukiwałby się nieprzyjemnych podtekstów za jej słowami, nie mógłby ich znaleźć. O ile nie miałby urojeń. Mówiła dokładnie to, co miała na myśli. Skoro dostał nową rangę, to najwyraźniej przeszedł w końcu trening i na nią zasługiwał. Chociaż co do ostatniego mogła mieć wątpliwości, ale nie miała zamiaru podważać autorytetu ani zastępczyni, ani liderki. Nie podczas tej i tak napiętej sytuacji.
Wewnętrzne spory nie wyjdą im na dobre.
< Krzaczasty Cieniu? >
[1863 słów, niewpisane]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz