Żałobna Pieśń. Najbrzydsze i najbardziej upokarzające miano świata.
Wiedziałam, że nikt w klanie mnie nie zrozumie. Patrzyli na mnie różnie. Jedni ze współczuciem, inni odrazą, niektórzy z wyższością, nie traktując mnie poważnie od ceremonii mianowania. Nie dziwiłam im się. Bryzowa Gwiazda zrobiła wszystko, aby wystawić mnie na pośmiewisko naprzeciw wszystkim Wietrznym. Dlatego kilka dni później zdecydowałam się na wycieczkę poza tereny klanu. Musiałam odetchnąć. Pod pretekstem dokładnego przypomnienia sobie granic pozostałych klanów, by w przyszłości poprawnie przekazać wiedzę swojemu uczniowi, opuściłam rodzinne strony. Pierwszy raz robiąc to, byłam mianowana. Pierwszy raz więc było to zupełnie legalne. Dziwnie czułam się, mogąc to robić jako Wojowniczka. Wciąż mijając inne psy, odnosiłam wrażenie, że powinnam się schować, aby mnie nie przyłapali i nie spytali, co robię.
Cel miałam jeden. Odnaleźć Jazgota. Musiało mu się coś stać, skoro nie przyszedł do mnie ani razu. Przecież obiecał, że jeszcze się zobaczymy. Martwiłam się i czułam się winna. Mogłam dużo wcześniej pójść go poszukać. Mogłam sprawdzić, czy wszystko w porządku. Ale tego nie zrobiłam. Byłam zbyt skupiona na swoim żalu, by martwić się o przyjaciela. Spokojny chód przemienił się w szybki tupot, a ten błyskawicznie przeobraził się w chaotyczny, paniczny bieg. Jazgot. Mój bezgwiezdny przyjaciel. Na pewno ich napadli, na pewno był ledwo żywy. W innym wypadku przecież nie zapomniałby o mnie. Nie zostawiłby mnie. Tak, jak mi obiecał. prawda?
Gnałam ile sił, gotowa przepraszać go natychmiast, wesprzeć i błagać o wybaczenie. Żeby było szybciej, przeleciałam przez tereny Tenebrisu, nie zatrzymując się nawet na sekundę. Na szczęście nie spotkałam nikogo na swej drodze, bo pewnie czekałoby mnie sporo nieprzyjemności z tego wykroczenia.
Miałam szczęście. Na Jazgota wpadłam stosunkowo szybko. Był… cały i zdrowy.
— Jazgot! — krzyknęłam.
Moje serduszko zabiło szybciej, kiedy go zobaczyłam. Był… większy, niż kiedyś. No tak. To w zasadzie nic niezwykłego. Ale oprócz tego był… bardzo atrakcyjny. Zmężniał. Długo go nie wiedziałam i muszę przyznać, że wyglądał jeszcze lepiej, niż go zapamiętałam. A zapamiętałam go naprawdę dobrze.
— Jazgot! Tak się cieszę, że cię widzę!
— O. Nieuchwytna. Ty żyjesz.
Nie wyglądał na tak entuzjastycznego, jak ja. W ogóle nie wyglądał entuzjastycznie. Raczej był po prostu zdziwiony.
— Dlaczego nie przyszedłeś? Myślałam, że coś się stało, zaczynałam zakładać najgorsze.
— Myślałem, że umarłaś. — Przyznał po chwili zawahania.
— Nawet nie sprawdziłeś? — spytałam cicho.
Zawiodłam się. Bardzo. Myślałam, że jest moim przyjacielem. Moją bratnią duszą. Że mnie rozumie jak nikt i tak samo zależy mu na mnie, jak mi na nim. Przecież poznaliśmy się w tak niesamowitych, szalonych okolicznościach i mieliśmy troszkę nawet wspólnego…
— Nieuchwytna Ła-
— Nie jestem już Nieuchwytną Łapą — przerwałam mu wpół słowa, czerwieniąc się.
Spuściłam wzrok.
— Po mianowaniu liderka ukarała mnie za… Zaniedbanie treningu. Ja… Po śmierci moich mam, a potem jeszcze Migoczącego Światła… ja nie umiałam, bo… No i ona… Ona nazwała mnie Żałobną Pieśnią — wymamrotałam czując, jak całe upokorzenie z ceremonii mianowania powraca do mnie tu i teraz.
Chyba go zatkało, bo nie powiedział nic. Poklepał mnie tylko dwukrotnie łapą po barku.
— Jazgot, dlaczego mnie nie szukałeś? Nie byliśmy przyjaciółmi? Nie zależało ci na mnie?
< Jazgot? >
[500 słów, Żałobna Pieśń otrzymuje 5 punktów doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz