— Stęskniłaś się? — spytał z dziwną, rozbrajającą radością na pysku, powoli się podnosząc. Brzmiał zupełnie inaczej, niż zazwyczaj. Zdawał się dużo weselszy. I mniej poważny, a zarazem mniej bezczelny czy sarkastyczny. Jakby tego było mało, chwiał się delikatnie, kiedy wstawał.
Jego boki wciąż owinięte były dziwnym, białym materiałem, z którego zdejmowaniem jeszcze nie podejmował walki. Podobnie jak z tym czymś na szyi, w czym łaziły pieszczochy. Chyba jeszcze nie do końca zorientował się, że je ma. Samica podeszła do niego i pociągnęła za obrożę. Wciąż otumaniony Furia nie stawiał żadnego oporu, więc poleciał prosto na nią całym swoim ciężarem, przygniatając ją.
— Co ty robisz, kretynie?! — wyrwało jej się.
— Jesteś taka… mięciutka — wymamrotał, wtulając się w nią pyskiem.
Zesztywniała pod nim, ale tego też zdawał się nie dostrzegać.
— Otruli cię czy co? — warknęła.
Zachichotał. Słowo “otruli” wydawało mu się być niezwykle zabawne, chociaż działania samicy były z jego perspektywy jeszcze śmieszniejsze. Mleczne Oko szybko poradziła sobie z obrożą, która ograniczała jego ruch. Była wystarczająco silna, aby uszkodzić ją na tyle, by rozerwanie jej nie sprawiało zbyt wiele trudności.
— Wstawaj, wracamy do klanu — syknęła, usiłując go zepchnąć z siebie. Z powodzeniem, bowiem Furia przypominał w tamtej chwili bardziej kukiełkę, niż psa. Gdzie go popchnęła, tam leciał. — Ruszaj się, zanim dwunożni przyjdą!
Podniósł się więc znów i powoli zaczął człapać chwiejnym krokiem w stronę Mlecznej, która obracała pyskiem, by rozejrzeć się z każdej strony. Najwyraźniej zdawała sobie sprawę z obecnej bezbronności samca i wiedziała, że może liczyć tylko na siebie. Stał po jej prawej stronie, a ona szybko obeszła go tak, by nie widział wyniszczonej strony jej pyska.
— Nie odchodź, muszę cię bronić. Nie chcę, żeby ktoś cię skrzywdził — powiedział niezwykle przejęty zachowaniem suczki, z którą właśnie oddalał się od terytorium dwunożnych. Co prawda sam miałby bardzo duży problem z walką w tamtym momencie, ale nie był tego do końca świadomy.
— Potrafię sama się bronić.
— Wiem. Ale nie wybaczyłbym sobie, jakbym ci nie pomógł — wyglądał jak mały, skarcony, przestraszony szczeniak. Patrzył na nią tymi naiwnymi, ufnymi oczami, przepełnionymi także skruchą. Jak nigdy.
Musiała być naprawdę zaskoczona takim stanem rzeczy, bowiem zdawało się, że przez chwilę nie miała pojęcia, co powinna mu na to odpowiedzieć. A może po prostu wolała przemilczeć, skoro i tak wierzyła w to, że został otruty?
— Mleczne Oko! Znalazłaś go!
— Tak. I potrzebuje natychmiastowej konsultacji medyka. Musieli go czymś otruć.
Znów zachichotał.
***
Unikał jej, odkąd wyciągnęła go z niegodziwych łap Dwunożnych. Nie do końca wiadomo było, czy w ogóle pamiętał rzeczy, które wygadywał pod wpływem narkozy i po prostu się do nich nie przyznawał, czy rzeczywiście nie miał pojęcia o tym, jakie słowa wypływały z jego pyska, kiedy odurzony był jeszcze po operacji. Sprawę ułatwił fakt, że Mleczne Oko zaraz potem została wysłana na jakąś wielką misję od Gwiezdnych czy coś tam.
Oczywistym było, że martwił się o nią, ale jeszcze bardziej oczywistym było to, że nie miał zamiaru tego nikomu pokazywać. Kiedy zniknęła, zniknął i on. Kręcił się głównie po terenach dwunożnych, korzystając z uroków naiwnych, łatwych do zmanipulowania suk z otoczenia. Niektóre były pieszczochami, pod jego wpływem z mniejszą lub większą regularnością uciekającymi z domów swoich właścicieli, aby jeszcze jedną, rozkoszną noc spędzić w towarzystwie Furii. Inne należały do włóczęgów, bez celu kręcących się po okolicy. Trochę jak on. Raz czy dwa zdarzyło mu się nawet przespać z kimś z innego klanu, chyba Wodnych, wnioskując po zapachu. Każdą z tych samic łączyło jedno. Jeśli próbowały zaangażować się, lub wpłynąć na niego w jakikolwiek sposób, zrywał natychmiast wszelkie kontakty i stawał się agresywny, kiedy tylko próbowały je odnowić. Więcej nie próbowały.
Jego nieobecność w klanie przedłużyła się na tyle, by zjawiać się w nim sporadycznie nawet i po wielkim, bohaterskim powrocie Mlecznego Oka. To nie był czas, w którym miał ochotę widywać się z nią, czy też kimkolwiek innym. Zaprzestał spotkań miastowych. No, może nie zaprzestał, ale definitywnie zmniejszył ich częstotliwość. Bo odkąd znów ujrzał tę ślepą kalekę, jak to sam jej dogryzał, te inne straciły swoje walory. Przestały być atrakcyjne. I znudziło mu się mechaniczne zaliczanie kolejnych i kolejnych. Stracił ochotę na takie zabawy. Szwędał się więc bez celu tu i ówdzie, od czasu do czasu pojawiając się na terenach Tenebrisu. Dopóki ona sama go nie zatrzymała.
— Masz dzisiaj patrol i nawet nie próbuj znowu zwiewać. — Stanęła przed nim, spoglądając delikatnie w bok. Chowając bliznę, z której dawno się nie nabijał.
— Czyżby wielka, ważna zastępczyni pragnęła zabrać się poważnie za członków? — parsknął, posyłając jej zaczepne, prowokacyjne, wyzywające spojrzenie.
— Wielka, ważna zastępczyni, do której masz się odnosić z szacunkiem, wysyła cię na spełnianie obowiązków klanu, do którego należysz. Więc z łaski swojej pojaw się, zanim zmienię decyzję i wsadzę ci kogoś innego do patrolu — warknęła i wyminęła go.
Nie odpowiedział. Nie docinał. Wyglądał, jakby ją zignorował, ale prawda była inna. Zaskoczyła go. Spodziewał się, że nie pójdzie na patrol sam. Naturalne były dwu, trzy, może czteroosobowe zespoły. Nie spodziewał się, że ona, sama z siebie, przypisze ich razem. Po co miałaby to robić, skoro go nienawidziła? Domyślał się, że gdyby ją spytał, odpowiedziałaby coś w stylu “żeby nikt inny nie musiał się z tobą męczyć”, ale pytać nie miał zamiaru. Nie sądził, aby taka odpowiedź była prawdziwa. Wiedziała, że z kimkolwiek innym obowiązek by po prostu zlał. Bo co mu mogła zrobić? Jakimś trafem jeszcze nie wyleciał z klanu. Domyślał się, że trafem Białej Gwiazdy, która darzyła go swojego rodzaju zaufaniem.
Zjawił się. Pierwszy raz od dłuższego czasu rzeczywiście pokazał się na patrolu. Czekała na niego z grymasem na pysku mimo tego, że przyszedł punktualnie. Ruszyli w ciszy. Nie ustawiał się nawet po “niewłaściwej” stronie pyska Mlecznej. Szedł po prostu po granicy, nie patrząc na nią. Znaczyli teren, wciąż bez słowa. Aż wreszcie nie wytrzymała.
— Ani jednej docinki?
— Podobno nie lubisz mojej obecności i masz mnie dosyć, a jednak brakuje ci dokuczania — odparł wyraźnie rozbawiony.
Przynajmniej na rozbawionego brzmiał. Czy rzeczywiście go to rozbawiło? Ciężko było stwierdzić po chłodnym spojrzeniu bez wyrazu. Jak zwykle.
— Niczego mi nie brakuje. To po prostu do ciebie niepodobne. Normalnie jesteś dupkiem.
— Przestań, bo jeszcze pomyślę, że się martwisz.
— Jestem zastępczynią. Dbanie o klan należy do moich obowiązków.
— Nie tłumacz się, bo zaraz będzie, że ci zależy na tym paskudnym, dokuczającym ci wiecznie dupku. — Przerzucił na nią wzrok.
Niełatwo było teraz określić, co tak naprawdę działo się w jego głowie, o czym teraz myślał.
< Mleczne Oko? Wróciłam Bae >
[1050 słów, Nocna Furia otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz