22 stycznia 2021

Od Mlecznego Oka CD Nocnej Furii

Zostawiła go na pięć minut. Nie, może nie, ale niewiele dłużej. Tyle najwyraźniej wystarczyło, by bezmyślny debil narobił sobie kłopotów.
Pobiegła najszybciej, jak umiała do klanu. Gdyby to od niej zależało, nie zajęłaby się gaszeniem drzew — daleko od domu, wszędzie leżał śnieg, pożar przecież nie powinien się zbyt daleko rozprzestrzenić. Patyki czasem płoną.
Dobrze, musiał zgrywać bohatera, to musiał. Nie jej sprawa, przecież nie ma jak go odciągnąć. Wiedziała, że tylko by ją odepchnął, a tego tylko jej brakowało.
Wróciła po swoich śladach i wpadła do ruin. Psy już rozeszły się po posiłku, resztki zostały sprzątnięte, już nawet nie czuła zapachu. Rozejrzała się uważnie, ile osób było w pomieszczeniu. Mało, gdzie oni się rozeszli?
— Nocna Furia ma kłopoty.
— Znowu?
— Postanowił walczyć z ogniem. Mamy pożar.
— Znowu!?
— Dobra dość. — Biała stała na szczycie schodów. Bardzo dobrze, chociaż jedna osoba w tym klanie myśli. — Krwawy Zew, Czerwony Liść, Drewniany Pazur, idziemy.
Pięcioosobowa grupa poruszała się jednak wolniej niż jedna suka. To nie tak, że się denerwowała, ale nie chciała w końcu ciągnąć ich za sobą na darmo. Albo mogło mu się cudem udać to wszystko ugasić, albo nie było co ratować. Płomienie były mniejsze, dymu już prawie nie było widać, nie wiedziała, która opcja wygrała.
— Stój! — usłyszała syknięcie po swojej prawej. Zatrzymała się w bezruchu i obróciła łeb. Reszta skuliła się za krzakiem. Cholera, ominęłaby ich. Coś musieli zobaczyć. Mleczne Oko podbiegła do nich i usiadła na skraju grupy.
Dwunogi. Z potworem. Zadrżała. To nie był ten sam. Inaczej wyglądał, był większy, potężniejszy, miał coś na swoim grzbiecie. Zabierali tam Nocnego. Coś mówili wokół niej, ale nie mogła się ruszyć. Potwór dotarł nawet tutaj.
Czy w końcu przyszedł zabrać Nocnego? Czy to było niepotrzebne? Czy cały jej ból był bezsensowny, skoro potwór i tak dopadł ich psa?
W końcu musiała się otrząsnąć. Musiała się uspokoić, bo panika była dla słabych. Nie przyjechali przecież po nią.
Nie było co biec za dwunogami. Wszyscy wiedzieli, że ich potworów nie dało się dogonić. Jeżeli kogoś dorwały, to nie było już nawet po co walczyć. To nie znaczyło, że ona miała zamiar przestać.
Nie lubiła go, ale wszystkie dusze z Infernum nie powstrzymają jej przed uratowaniem go. Nie można zostawić klanu, a klan nie może zostawić ciebie. To najważniejsza zasada.
Kiedy oni oglądali, jak dużo ziemi spalił pożar, w jej głowie już zaczynał tworzyć się plan. Ale nie mogła przeprowadzić go sama.
— Nie uważasz, że powinnaś mieć jakichkolwiek przyjaciół poza mną.
— Cicho Jasne Serce. Nie jesteś przyjacielem. I to nie jest temat do dyskusji na teraz — powiedziała. Zawsze znajdował najgorsze momenty do męczenia jej o „Większą socjalizację” i „Powiększania grona bliskich”. — Mysia Paproć i Żmijowy Księżyc obie wiszą mi przysługę. Złoty Kwiat pójdzie. Z siostrą jeszcze nie rozmawiałam, ale też powinna się zgodzić.
— Wykorzystasz całą rodzinę?
— Tak. O ile nie będziesz jęczał i też się zgodzisz.
Jasne Serce jęczał. Mimo to wiedziała, że w końcu jej nie odmówi. Musiał sobie tylko trochę wcześniej ponarzekać.
— Czyli jaki jest plan? — zapytał w końcu. — Szukamy czerwonego potwora? I co dalej.
— Rozpoznasz go, uwierz mi. Jest większy niż zwykłe, dziwniejszy. Po prostu chce się zorientować, czy jest co jeszcze ratować. Sprawdzimy i wrócimy.
Nie po to teraz chodziła z wypalonym pyskiem, by pozwolić temu gnojowi umrzeć. Nie zasługiwał na moje poświęcenie, przeszło jej przez myśl nie po raz pierwszy. Ale czy to nie o to chodzi? By być gotowym zapłacić nawet najwyższą cenę, za najmniej istotne ścierwo. Nocna Furia i tak byłby bardziej przydatny dla klanu, niż ona kiedykolwiek miała szansę być.
Poinformowała Ciemną Gwiazdę o wszystkim. Lider nie był szczególnie zadowolony z jej planów, ale ostatecznie stwierdził, że nie może jej niczego zabraniać, jeśli czuje się na siłach. Czuć na siłach. Nie lubiła tego stwierdzenia, słyszała je za często.
Zebrała swoje kuzynki, babcie, siostrę i Jasne Serce przed ruinami, gdy pogoda nie była jeszcze paskudna, ale na taką się zapowiadała.
Szła z przodu, słysząc dyskusje samic za sobą. Jasne Serce po jej prawej, nieco z przodu, tak że widziała jego pysk na granicy wzroku. Kiedy po raz pierwszy usłyszała potwora, zatrzymała się na chwilę. Miała nadzieję, że nikt nie zauważy. Wiedziała, że widziały. Docierając do ulic, byli już zwartą grupą.
— Dobrze, musimy obejść jak największy teren — zaczęła Złoty Kwiat. — Podzielmy się w pary. Mysia ze Żmijką, Jasny z…
— Nie — przerwała, bo wiedziała, co zaraz powie. Chciała iść z Jasnym Sercem, bo jej… dawny opiekun dawał jej poczucie spokoju, którego nie osiągała przy sukach. A teraz zdecydowanie potrzebowała spokoju, słysząc potwory ryczące wszędzie. Ale nie mogła znieść myśli, że inni widzą ją jak uzależnioną. Córeczka tatusia. Tchórz, który sam sobie nie poradzi.
— Chcę iść z tobą. — Złoty Kwiat wyglądała na zaskoczoną, ale pokiwała łbem. — Reszta mi obojętna.
Babcia była od niej wolniejsza, ale nadal miała silne łapy i uważne spojrzenie. Myślała, że sobie poradzi. Nie było źle, trzymały się chodników po tej mniej uczęszczanej stronie. Zbliżały się do Flumine — klanu, gdzie jeden z braci Jasnego Serca zdradziecko się przeniósł. To były granice tego, jak daleko mogły zajść. Powinny powoli zawracać. Misja zakończona porażką, ale trochę się tego spodziewała. Nie sprawdzili jeszcze schroniska, ale jeśli Nocny tam trafił, to nie miał szans wyjść.
A wtedy rozległ się jazgot. Nie zdążyła pomyśleć, zanim zaczęła biec w panice przed siebie. Ktoś trąbił, ktoś krzyczał, a ona zatrzymała się dopiero, gdy znalazła za którymś śmietnikiem. Tam było nieco ciszej.
Przeklęła samą siebie za głupotę. Starała się walczyć z tym durnym odruchem, ale najwyraźniej nieskutecznie. Zostawiła Złoty Kwiat za sobą, powinna po nią jak najszybciej wrócić. Pewnie się niepokoiła. Babcia rzadko wychodziła sama do miasta, preferując tereny zielone.
Otrzepała się i chciała zawrócić, spróbować zorientować się, gdzie dobiegła, gdy coś przykuło jej wzrok. Potwór. Wystarczyło spanikować, żeby go znaleźć? Podeszła tam ostrożnie, kuląc się lekko. Czyżby?
— Nocna Furia? — Pies leżał przy budynku, przyczepiony jakimś sznurem. — Nocny! — syknęła, a on wreszcie podniósł łeb.
— Mleczne Oko? — Przynajmniej udało jej się go zaskoczyć. Podeszła bliżej, rozglądając się za dwunogami.
— Coś ty odjebał? — zapytała, bo nie mogła się powstrzymać. — Dałeś się złapać?
<Nocny Głupku?>
[993 słowa: Mleczne Oko otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz