21 stycznia 2021

Od Mięty CD Dymu

— Jeśli odejdzie, to pokaże po prostu jakim jest mysim móżdżkiem. Najpierw odchodzi, a potem wraca? Zachowanie równe gnojowemu pysku — syknęła cicho pod nosem kulając w tym czymś w stronę obozu.
Oczywiście, pójdzie. Ale na pewno nie będzie chciała zostawać tam na długo. Leonis niech wykona swoją robotę a ona będzie się zwijać. Nie lubi przebywać z takim typem psów. Chociaż podobno sama jest takim typem. Ale to nieprawda! Ona siebie inaczej postrzega. Przecież ona jak mówi, to postępuje realnie, czyż nie? No właśnie, a ona jak widzi takiego typa jak Leonis to po prostu już ją krew zalewa. Jak można być tak chamskim? Niedoczekanie. Ona to przynajmniej potrafi być miła. A oni? Są niemili, bo tak. Lisie łajno, ona przynajmniej ma powody! Jak ją ktoś zdenerwuje, ale to tak porządnie. A ona nawet nic nie robi, a on potrafi być wredny. Cóż za żuczy móżdżek! A jak ich lider odejdzie? No to logiczne że ktoś będzie od niego lepszy. Co jak co, ale lider nie zostawia swojego klanu. A gdyby ten… Klematis odejdzie, to wyjdzie lepiej dla nas. Nie potrzebują przecież przywódcy który najpierw czegoś się podejmuje, a potem rezygnuje.
Obejrzała się w końcu za Dymkiem, który szedł wolnym krokiem widząc że próbuje dorównać jej kroku kiedy ona kuleje. Mógłby przyspieszyć czy coś, ale nie. Musi pokazać jak się stara zwolnić krok. Jak by tego było mało. Ubrał ją w takie coś, a potem jeszcze ją prowokuje. No oczywiście.
— Idź przodem, jeśli aż tak bardzo ci trudno iść wolno — powiedziała dosyć spokojnie i spojrzała przed siebie.
— Mi nie jest ciężko. 
— Widać to. 
Po krótkiej chwili nie patrząc na niego zauważa że ją wyprzedza, czyli jednak było trudno. Wiedziała! To czego ją okłamuje futrzak jeden. 
***
Po tej długiej wędrówce w ciszy w końcu dochodzą do wejścia do obozu. A przynajmniej przy wejściu byli, bo się zatrzymała się i zaczęła się otrzepywać, aby zrzucić z siebie ten koc dziurawy. Dym spojrzał na nią. Po czym podszedł.
— Idziesz?
— Nie wejdę w tym do obozu — parsknęła, a Dym pomógł jej to zdjąć. Przynajmniej tyle, że ją zrozumiał. 
Rusza razem z nim, a raczej kuleje obok niego wchodząc do obozu. Od razu lekko schyliła głowę i się jakby za nim schowała, aby wojownicy na nią nie patrzeli. Nie chciała tego. A do tego w tym stanie. Oczywiście że nie! Jeszcze tego by brakowało, aby ktoś zapytał co się stało. Tego by nie chciała. 
W końcu gdy docierają do tego nieszczęsnego legowiska medyka, Mięta wchodzi dosyć niepewnie. Spogląda na Leonisa i próbowała się cofnąć, ale nie udało jej się oczywiście, bo Dym tam stał. Jak na złość. Spojrzała znowu na Dyma złym dosyć wzrokiem. Po czym spogląda znowu na Leonisa. Wzdycha i podchodzi do niego na tych trzech łapach.
— A kogo my tu mamy? — zakpił wrednie Leonis a Mięta cicho syknęła pod nosem. W końcu jest medykiem, powinna spróbować miła.
— No cóż… Szkło mi się w łapę wbiło i tak… — zaczęła suczka dosyć niepewnie, ale medyk jej przerwał. 
— Jak zwykle musisz sobie coś zrobić, fajtłapo!
— Możesz mi to w końcu załatwić, czy nie…? 
— No nie wiem, a czy mi się chce? — parsknął wrednie i spojrzał na swoje legowisko.
— Oczywiście, że ci się chce — warknęła że prawie że suczka. A Leonis spojrzał na nią, przewrócił oczami.
— No daj tą łapę, obiecuje że będzie bolało. 
A on nie miał powiedzieć że nie będzie bolało? W sumie czego ona mogła się spodziewać po nim? Zawsze był jakiś wredny. Mięta niepewnie podnosi łapę i do niego a Leonis przewraca oczami i schyla łeb, aby znaleźć się pod jej łapą. Jak to będzie bolało! Zacisnęła oczy i czekała. Leonis w końcu zobaczy te szkło. Aż tak się wbiło? W końcu czuje szarpnięcie mocne. Aż zapiszczała. Jak boli. Skuliła uszy i ogon i pies położył gdzieś te szkło. Ona przynajmniej nie widziała gdzie, bo miała zaciśnięte oczy. Otwiera je w końcu i spogląda na swoją łapę. Ej nie wygląda tak źle jak bolało. Podnosi wzrok na Dyma, który patrzał na tą sytuacje, oczywiście nie umiała odczytać jego wzroku. Bo sama miała zaszklone oczy. Spojrzała znowu na medyka jak coś tam żuje. Jeszcze na łapę będzie chciał jej to kłaść?! O nie, nie… ale i tak suczka nie zdążyła zaprotestować czy coś. Leo już przyłożył do jej rany, a zanim się obejrzała, miała już na łapie pajęczynę. Nie za szybko? Ona coś przegapiła? Kiedy się rozkojarzyła? Spojrzała na swoją łapę.
— Tia… dzięki — prychnęła niechętnie. — Umm… Dymie? — mruknęła dosyć niepewnie i spojrzała znowu na niego. — Twój kark.
— Jeszcze sobie kark uszkodziłeś, mysi móżdżku?! — zapytał z niedowierzaniem Leonis. — Co to za psy… — powiedział, oczywiście swoim z złośliwym wydźwiękiem. 
Czemu ją to aż tak irytowało? Właściwie to w tym momencie próbowała być całkiem potulna, ale już miała ochotę na wszystko nakrzyczeć. Oczywiście, z łapą już mogła sobie iść. Ale jeszcze te jego odzywki… Krew ją zalewała, jak już chyba było wspomniane. 
<Dymie?>
[805 słów: Mięta otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia i traci 10 Punktów Zdrowia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz