4 sierpnia 2021

Od Krzaczastej Łapy — bitwa z Industrią

 Zimą, prawdopodobnie krótko po wygnaniu (i śmierci) Malwowego Ogona, przed zgromadzeniem
Później mówiono, że Krzaczasta Łapa jest zawadiackim idiotą, a on w zasadzie nie potrafił temu zaprzeczyć.
Nigdy nie postrzegał się za idiotę. Tym bardziej, o zgrozo, za zawadiakę. Zdarzało mu się obić pysk paru psom z klanu i poza nim, ale sąsiadki mówiły o nim raczej: „To dobry chłopak, zawsze mówił dzień dobry”. Przesadna pewność siebie nie kolidowała również z narcyzmem, co było wyjątkową hipokryzją z jego strony, jeśli weźmiemy pod uwagę jego przecenianie własnych umiejętności. Czuł się najlepszy i chciał wyrwać z tego jeszcze więcej, ale robił to tylko i wyłącznie dla samego siebie, jakby nie obchodziło go, co inni o tym mówią.
Był najlepszy. A dopóki był najlepszy, inni mogli mówić do jego rudego zadu.
Po raz pierwszy poczuł się narcystycznie, kiedy stąpał od zachodniej strony terenów Industrii. Znowu czuł się najlepszy. Nie dlatego, że mógłby mieć punkty umiejętności równe poziomowi Jazgotu, ale temu, że jako jedyny tak się czuł spośród jego towarzyszy.
Kiedy Nakrapiana Gwiazda zwołała zebranie, on stał tam, pod samymi łapami liderki, jakby chciał zaraz ją stamtąd zrzucić. Brońcie Gwiezdni nie próbował dobrać się do władzy, ale fakt, że ktoś tak ważny w klanie zwołał wszystkie psy tylko ze względu na niego, cholernie mu schlebiał.
— Niech wszystkie psy zdolne samodzielnie polować zbiorą się przy Wyszczerbionym Stole!
Durna nazwa.
Płomiennorudą sierść łatwo było dostrzec wśród tłumu, bo było jej, cholera, od gromu. Krzaczasta Łapa zobaczył, jak matka i ojciec niby jeden mąż siadają obok siebie, tak samo blisko liderki, jak syn, a mimo wszystko tak daleko — jakby specjalnie odsuwali się na drugi koniec. Irysowe Serce marszczyła nos, czymś wyjątkowo zmartwiona (nie, żeby to było nowością), a Klematisowy Korzeń szeptał coś do niej z boku, usilnie próbując pocieszyć.
Dyniowa Łapa był z tyłu. Krzaczasta Łapa nie do końca wiedział, jakim cudem ich rodzina ma talent do tak skutecznego udawania rdzawych posągów, które ani drgną, ale Dynia był w tym prawdopodobnie mistrzem. Siedział, ogonem schludnie okrywając łapy, a pysk miał zwrócony prosto w stronę liderki, mimo że nawet nie zaczęła jeszcze mówić. Wyglądał, jakby miał ci przypierdolić za samo przerwanie mu ciszy.
Dojrzał Miodową Szarańczę i od razu odwrócił wzrok.
— Niedawno doszły mnie słuchy, że pewna wojowniczka Industrii bezwstydnie panoszy się pomiędzy naszymi członkami i sabotuje psy — zaczęła Nakrapiana Gwiazda, obrzucając resztę chłodnym spojrzeniem. — Jeden z naszych uczniów, Krzaczasta Łapa, omal nie umarł, po tym, jak ta wiedźma napuściła na niego węża.
— Sugerujesz, że mamy chronić dupę Krzaczastej Łapie?
Kilkanaście głów odwróciło się w stronę kolejnego rudego łba, który prostował się pośrodku, nie wyróżniając się niczym szczególnym, poza jego własną partnerką, Uszatym Niedźwiedziem, która merdała wesoło ogonem tuż przy jego boku i dopingowała: „Tak jest, Borowikowa Nóżko! Dobrze mówisz!”.
Krzaczasta Łapa spiął się. Nie śmiał nawet odwrócić pyska w stronę brata, a targały nim mieszane uczucia; równocześnie wstydził się, martwiąc, że inni pomyślą, że jest zwyczajnych tchórzem, który nie miał odwagi postawić się Borowikowej Nóżce, ale też myślał o tym, że Borowik nie zasługiwał na nic innego, niż na ignorancję. Splunął gardząco.
Zalazł Borowikowej Nóżce za skórę albo Borowikowa Nóżka zalazł mu — żaden z nich do końca nie wiedział, o co chodzi. Borowik zderzył się z okrutną idealizacją dzieciństwa, bo Krzaczasta Łapa okazał się nie taki idealny, jak zawsze myślał, a Krzak nie mógł patrzeć prosto w jego oczy, podczas gdy sam pozostawał uczniem. Wiedział, że Nakrapiana Gwiazda zaproponowała mu już mianowanie, ale momentami żałował własnej decyzji przedłużenia treningu.
— Sugeruję, że żaden członek Industrii nie powinien hulać, wybijając mi po kolei psy.
Wybuchła wrzawa. Na chwilę wszyscy zapomnieli, że to honorowe zebranie klanu, szepcząc między sobą o planach Nakrapianej Gwiazdy, jakby liderka nie istniała.
— Cisza! — syknęła, orząc pazurami o blat Wyszczerbionego Stołu. — Podjęłam decyzję. O zachodzie słońca Irysowe Serce, Pajęczy Odwłok, Krzaczasta Łapa i dwóch wybranych Wodnych wyruszą na bitwę z Industrią. Jasne?
Nie padła żadna odpowiedź, a mimo to w obozie nie zapadła cisza. Wojownicy na przemian martwili się o wyniki bitwy, jak i dławili się własnym honorem, który ochronić mogli w walce.
Krzaczasta Łapa obejrzał się za siebie, upewniając się, że Dyniowa Łapa i Konwalijkowy Zagajnik dotrzymywali mu kroku w stronę obozu. Śnieg skrzypiał pod ich łapami i Irysowe Serce co chwilę musiała szeptać słowa uciszenia, żeby Ogniści nie wykryli ich zbyt wcześnie.
Krzak otarł się o ścianę magazynu, złośliwie znacząc ją własnym zapachem. Ze środka dobiegał chaos, jakby budynek ten wcale nie był okupowany przez zgraję bezdomnych psów, ale Dwunożnych, którzy pracowali w nim na bieżąco.
— Jak my mamy tam w ogóle wejść? — prychnął Pajęczy Odwłok, podpierając się na tylnych łapach, żeby zajrzeć przez nieszczelne okno. — Wbić do środka, powiedzieć „wyremontujemy wasz dom” i zacząć się gryźć?
— Subtelniej — burknęła Irysowe Serce, ale jej słowa były tak gorzkie, jakby w ogóle nie chciały przejść jej przez gardło; jakby nadal nie wierzyła, że to dzieje się naprawdę.
Nie potrzebowali żadnego „subtelniej”.
— Co, do cholery? — dobiegło zza ich pleców.
Krzaczasta Łapa odwrócił się w ostatniej chwili, nim srebrny podmiot rzucił się w jego stronę, usilnie machając łapą z rozcapierzonymi pazurami. Uchylił się, a suczka warknęła znacząco, łapiąc równowagę na płytkim śniegu.
— Jagodowa Mgło, powinniśmy załatwić to subtelniej-...
— Też mi subtelniej, Ciepły — warknęło coś o skrzywionym w złości pysku przy uczniaku. — Na pohybel skurwysynom!
Warczący emo gówniarz rzucił się w stronę Dyniowej Łapy bez żadnego zawahania. Najwyraźniej na pohybel poszli nie tylko skurwysyni, ale także i jego subtelność. Dynia naprężył się, gotowy odeprzeć atak, ale przeciwnik okazał się szybszy i drasnął go w bark.
Krzaczasta Łapa planował większość rzeczy w swoim życiu. Sezonami myślał o zemście na Malwowym Ogonie, ba, na samej Industrii, za to, że śmiała w ogóle zrodzić czarownicę jej pokroju. Rozpoczęcie bitwy nie poszło tak, jak planował — o ile w ogóle planował, bo subtelne wtargnięcie do obozu planem nazwać się nie dało — a już po chwili zza karku Jagodowej Mgły, rzekomego Ciepłego i skurwysyńskiego emosa wychyliły się jeszcze dwa łby. Jednego rozpoznał jako Sowiego Pazura, zastępcę, który wtargnął w idiotycznie podobny sposób co emos; warcząc karygodnie: „Co, do chuja?”.
Pyski obcych mu psów rozmazywały się w chaosie. Uczepił się w swojej głowie naznaczonej bliznami mordy Malwowego Ogona i szukał jej usilnie w ferworze, ale trop uciął mu pies o podobnie rudej sierści do jego samego i długich łapach, który kłapnął w jego stronę zębiskami, ale Krzak odskoczył, wślizgując się w śnieg i uderzając o ścianę magazynu przy boku.
Malwowy Ogon nie powinna go obchodzić. Pewnie grzała się teraz w legowisku starszych, chroniona przez zgraję wojowników, coby nikt nie pozostawił rysy na delikatnej skórze emerytki. Teraz musiał skupić się tylko na tym, żeby Malwowy Ogon poczuła, do czego Krzaczasta Łapa jest zdolny.
Odbił się tylnymi łapami od ściany magazynu i rzucił się w stronę emo ucznia. Ten przeturlał się w bok, a Krzak niezbyt zgrabnie wyglebił się w zaspę, zaraz jednak stając na nogi i z furią w oczach szarżując na pysznego dzieciaka.
Przeszkodziła mu Jagodowa Mgła, która wykorzystała, że Krzaczasta Łapa stracił instynkt. Uczepiła się jego pleców, wgryzając z całej siły w kark. Miotał się, próbując ją z siebie strząsnąć, ale już po chwili przekonał się, że to nie miało sensu, a wraz z zębami wojowniczki od jego ciała odchodziły kolejne płaty skóry. Na chwiejnych łapach, próbując utrzymać ciężar i swój, i obcej, pochylił się w stronę budynku magazynu, by z całą swoją siłą uderzyć w nią cielskiem Jagodowej Mgły na sobie.
Odpuściła. Krople krwi skapnęły na śnieg pod łapami Krzaka, a on odsłonił zęby, żeby dobić otumanioną Jagodową. Osłonił ją jednak długonogi, rudy pies, z którym uczeń miał już do czynienia wcześniej, własnym ciałem zasłaniając obolałą wojowniczkę. Krzaczasta Łapa, nie tracąc szansy, zacisnął kły na łapie bohatera, dopóki Jagodowa Mgła nie wyszarpnęła się spomiędzy ich dwójki i nie uciekła w bok.
Rudy wojownik trzepnął łapą Krzaka w łeb, nie używając do tego pazurów. Uścisk puścił, a Ognisty rzucił się zaraz za Jagodową.
Otrzepał futro, patrząc, jak krew spływa w mieszaninę śniegu, błota, krwi i śliny innych. Zagotowała się w nim nieuzasadniona złość. Czemu ktoś śmiał przed nim uciekać? Nie skończył. A jeśli on nie skończył, to znaczy, że przeciwnik go nie doceniał.
Rzucił się za rudym wojownikiem, z rozpędu powalając go na ziemię i na chybił-trafił kłapiąc szczęką. Szumiało mu w uszach, brud zasłaniał widok, a cała bitwa przypominała raczej zbitkę kłów i wyrywanych kłębków sierści, ale Krzaczasta Łapa poczuł, że trafił, po żelaznym smaku w pysku.
Odsunął się od przeciwnika, namierzając Jagodową Mgłę. Warknął ostrzegawczo, co szybko okazało się błędem, bowiem wojowniczka usłyszała głos Krzaczastej Łapy i przygotowała się na jego atak, zręcznie odskakując przed jego pyskiem.
Zamajaczyła mu sylwetka kolejnego psa. Rozpoznał go jako Ciepłego, jak nazwał go wcześniej emos. Krótka sierść stapiała się ze śniegiem, a kropki na futrze powodowały, że Krzak nie do końca wiedział, czy to maść przeciwnika, czy tańczące mu przed oczami mroczki.
Nastroszył się, odsłaniając dziąsła, ale Ciepłego nie przestraszyło to ani na chwilę; już i tak codziennie musiał oglądać wkurwiony pysk Omszonej Łapy. Pazury smagnęły Krzaczastą Łapę wzdłuż szyi, skapując z sierści razem z piekącym bólem. Zdążył dojrzeć Jagodową Mgłę, która przyczaiła się obok Ciepłego i rzucił się wprost na jej bok, zaciskając kły, dopóki coś nie zachrzęściło.
— Wycofajcie się, do chuja! — dobiegło do uszu Krzaczastej Łapy.
Jak na zawołanie, puścił skórę Jagodowej Mgły, naznaczając ją jedynie sporą szramą. Ślina i krew rozlały mu się z pyska, ale zanim zdążył rzucić się po raz kolejny, usłyszał wrzask Irysowego Serca:
— Wycofajcie się! Flumine!
Miał ochotę rzucić się na własną matkę. Pierwszy raz w życiu dopadła go kompletna frustracja, której do tej pory jeszcze nigdy wobec niej nie czuł. Wiedział, że Rysa traktuje go inaczej niż innych. Myślenie nad tym szczerze doprowadzało go do szału, tak samo, jak staranie się, żeby go zauważyła. A teraz, kiedy wreszcie miał okazję udowodnić przed własną rodzicielką, że jest tym, na kogo chciała go wychować, postanowiła się wycofać jak ostatni tchórz?
Krzaczasta Łapa nie był tchórzem. Nie dałby sobie nawet wmówić, że nim jest.
— Krzaczasta Łapo, uspokój się — Konwalijkowy Zagajnik szepnęła mu do ucha, łagodnie podpierając go bokiem. Wskazała pyskiem dwa leżące punkty w oddali. Jeden, skołtuniony i w kałuży własnej krwi, drugi, kilka metrów dalej, łudząco podobny do Krzaka. Musiałby przetrzeć oczy, żeby zrozumieć, że pomiędzy nimi leżą dwa trupy Pajęczego Odwłoku i Dyniowej Łapy.
Zignorował Konwalijkę i przepchał się pomiędzy Industrią prosto w stronę Dyniowej Łapy. Nie wiedział, czy żyje, więc jedynie złapał go za wszarz, przeciągając po śniegu. Ścieżka z krwi znaczyła każdy ich krok, ale dla Krzaka przestał się liczyć upływ krwi czy czasu. I tak wychodziło na jedno i to samo.
 
Głucha cisza, która zawisła nad obozem Flumine, była niczym w porównaniu z jazgotem podczas zebrania.
W mieście szybko zaczęło zmierzchać. Wieczorna ciemność okrywała jasną powłokę śniegu, a chłód młócił futra psów, które miały tę noc spędzić bezsennie.
Maść ze skrzypu paliła rany Krzaczastej Łapy. Leżał, z nosem w czarnym futrze, które wydawało się okrutnie zimne, bardziej nawet niż towarzysząca mu pora nagich drzew. Wcześniej zawitał tutaj Podgrzybkowa Sierść, który niezdarnie oczyścił psa z brudu i krwi, dając wszystkim pozory, jakby Pajęczy Odwłok tylko spał.
Irysowego Serca nie było wśród czuwających. Krzak miał wrażenie, że matka nie chciała patrzeć na czuwanie, albo wręcz przeciwnie, nie chciała patrzeć na niego. Zamiast tego swoje czuwanie odbywała przy Dyniowej Łapie, który spał wśród ziół Rumiankowej Łapy — cały, ale nie zdrowy.
Czuwanie nie odbywało się także jedynie nad Pajęczym Odwłokiem. Czuł na sobie spojrzenia wszystkich w klanie i chociaż mogło być to tylko wrażeniem, w końcu Krzaczasta Łapa leżał przy martwym ciele, to jednak w głębi duszy wiedział, że tak nie jest.
Ktoś musiał ponieść za to wszystko konsekwencje i, biorąc pod uwagę stanowisko, nie mogła to być Nakrapiana Gwiazda.
Było to jakąś formą pokuty — oczekiwania, aż wszystko raz na zawsze się zawali. Spoczywał przy Pajęczym Odwłoku w całkowitej ciszy, myśląc o tym, że gdyby to był on, nikt nie musiałby teraz być obwiniany za nieudaną bitwę. Ale to był on i świtała u niego egoistyczna myśl, że wolałby zostać wydalony z klanu, niż być zabity, nieważne czy na polu walki, czy przez członków własnego klanu.
Niech tylko spróbują chociażby go dotknąć, myślał. Był lepszy od całej Industrii razem wziętych. Choćby Flumine miało być jego przeciwnikiem, i tak zwycięży.
[2008 słów: Krzaczasta Łapa otrzymuje 20 Punktów Doświadczenia i 6 Punktów Treningu] 
I win!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz