Mianowanie, Trening, Mentor. Przez ostatnie kilka dni Lusia słyszała tylko o tym. Była świadoma, że to powinien być bardzo poważny krok w jej życiu, ale ani trochę tak tego nie odbierała. Dużo bardziej stresował ją fakt spędzania długich dni z kimś, kogo ani trochę nie zna. Z drugiej strony… Również bardzo nie chciała, żeby uczył ją ojciec, ale rozkwitła w niej uspokajająca pewność, że będzie on wolał Duriana. Na Jazgota nie miała nawet co liczyć, przecież miał już swoją uczennicę. Nikt dobry, za nic nie przychodził do jej małego łebka. Może spróbuje sama się wszystkiego nauczyć? Na pewno nie mogło pójść jej aż tak źle. W końcu co mogło jej się jeszcze przydać? Łapanie owadów, kopanie dziur i składanie rupieci na pewno było wszystkim, co niezbędne.
Wieczorem, na mianowaniu w głowie nadal miała całkowitą pustkę w kwestii tego, komu mogą ją przydzielić. Na chwilę straciła koncentracje… No dobrze. Wyłączyła się na prawie wszystkie słowa Miękkiej, ale jak ponad połowa jej rodzeństwa. Chyba już tak to z tymi corgisiami było i nie dało się tego zmienić. Dopiero kiedy do jej stojących uszek doszło „Mentorem Lusi… znaczy się, Lucerny będzie Cichociemny” mała nieco oprzytomniała, po czym zerknęła na wcześniej wspomnianego. Był to nieduży, szary pies i… Wow. Od razu zauważyła jego świetny szalik. Gdyby nie minimalna podniosłość tej chwili, podbiegłaby do niego i zapytała, skąd on go ma, bo koniecznie chce mieć taki sam! Mogliby być jak Batman i Robin. Może nie, bo nie są zbyt podobni, ale… Flash i… mały Flash? Wiecie, o co chodzi! Na pewno bardziej niż Lusia, która ich nie znała, a jedyne o czym pomyślała, to jak ślicznie by w nich wyglądali. Mieliby takie same stroje, przecież to by było super urocze!
Corgi prowadził swoje dywagacje aż do zakończenia tego zgromadzenia, dzięki czemu czas minął dość szybko. Bardzo dobrze, bo znów zaczynała się nudzić, a nie chciała zostać zbesztana za wiercenie się w tej ważnej chwili. Niedługo później szczeniaki ruszyły do łóżek, bo zrobiło się już późno, a trening miał zacząć się rankiem następnego dnia. Początkowo mieli małe problemy z zaśnięciem, ale ostatecznie wszyscy pousypiali jak głazy.
Lucerna w ostatnim czasie powoli przyzwyczaiła się do wczesnego wstawania. Dzięki niemu miała sporo wolnego czasu oraz ciszy. To było naprawdę świetne. Część jej rodzeństwa wstawała jak w zegarku, a inna wolała wręcz dłużej pospać. Ciemniejszy szczeniak natomiast budził się często z pierwszymi promieniami słońca. Początkowo trochę jej to przeszkadzało, bo nie wiedziała, co wtedy ze sobą zrobić. Gdy jednak trochę podrosła, zaczęła widzieć w tym duże plusy. Wymaszerowała z budynku i zaczęła schodzić po schodach starego bloku. Nadal potrafiła się na nich z łatwością potknąć.
Zeskoczyła z ostatniego stopnia, patrząc się pod nogi, z cichym „ha ha! Udało się!”. Chodziło oczywiście o niezgubienie kroku. Jej radość nie trwała niestety długo, bo w tym momencie wpadła prosto w jakiegoś dorosłego, ale nie jakoś dużo od niej większego psa. Co jak co, ale miała niebywały dar wpadania na innych. Prawdopodobnie przez swoje roztrzepanie.
— Przepraszam — rzuciła od razu, wręcz odruchowo.
Podniosła wzrok, a jej ciemnym oczom ukazał się bury pies, który miał prowadzić jej trening. Masz ci los. Musiała się od razu zaprezentować jak łamaga. Zanim Cichociemny zdążył jej odpowiedzieć, oczy małej zabłyszczały radośnie. W końcu udało jej się połączyć kroki swojej pamięci i przypomnieć sobie, skąd może go kojarzyć!
— O, jesteś moim mentorem. Jestem Lusia, znaczy, pewnie to wiesz, bo inaczej raczej byś tutaj nie przychodził. Rzadko cię tutaj widuję. Znasz się chyba z Jazgotem, prawda? — zasypała go gradem pytań.
Dorosły odpowiedział jej uśmiechem. Na szczęście udało mu się zarejestrować wszystkie ważne informacje, które maluch z siebie wypluł.
— Dobrze zgadujesz, mała panienko. Znam się z Jazgotem, jesteśmy prawie jak kuzyni — zaśmiał się, jakby coś bardzo go rozbawiło — I tak, raczej trzymam się z moim rodzeństwem albo wędruje po mieście. Blokowisko niekoniecznie pasuje do mojej estetyki.
— A co miasto ma takiego, że pasuje do twojej etyki? — zainteresowała się suczka.
Jej ogon zaczął równomiernie biegać z prawej na lewą. Nie potrafiła ukryć swojego entuzjazmu. Słyszała już kiedyś o tym całym mieście, chociaż nigdy jej zbytnio nie pociągało, to chyba nagle zaczęło!
— Jedzenie, lepszy zapach, światło odpowiednio pada i eksponuje szalik. Zaprowadzę cię tam, ale może nie dziś, bo ktoś na pewno miałby własne zdanie na ten temat.
Mała już nie mogła się doczekać na tę podróż, po tym krótkim opisie, to miejsce wydawało jej się naprawdę świetne! Ze swoim nowym mentorem na pewno spotka ją tam wiele przygód! Albo przynajmniej zjedzą coś smacznego, a może uda jej się zdobyć… szalik. Właśnie, co z szalikiem?
— Skąd masz ten wspaniały szalik? — zapytała szybko, zanim ta myśl całkiem wyparowała z jej główki.
— Dostałem — odparł bury pies, co ani trochę jej nie pomogło.
— A wiesz może, gdzie można taki dostać? — próbowała dociec.
Pies zamyślił się na chwilę, po czym stwierdził:
— Właściwie to nie wiem, ale obiecuję ci, że jak się dowiem, to ci go sprezentuje.
Oczy szczeniaka zapłonęły. Tak, tak, tak! Będą dobrani wystrzałowo, wtedy razem będą mogli ekspować swoje szaliki w świetle miasta. Miała już całą tę scenę rozrysowaną w głowie.
— A czym dzisiaj zajmiemy się na treningu? — zmieniła temat, przypominając sobie, co mają dzisiaj robić.
Jej drobne łapki zadreptały w miejscu z wyczekiwaniem. Skoro miała uczyć się od tak wspaniałego gościa, ich zajęcia na pewno będą znakomite. Nie mogło być inaczej. Na razie wszystko szło idealnie. Nawet pogoda zdawała im się dopisywać. Słonko delikatnie wyglądało na nich zza chmur, racząc słodkim uśmiechem.
— Dziś będzie pierwsza lekcja. Jest ona niezwykle istotna w rozwoju małej istoty, którą zresztą jesteś. Nauczymy cię funkcjonować w społeczeństwie. A żeby to osiągnąć, trzeba umieć milczeć i poruszać się cicho, by nie zauważyły cię osoby, których towarzystwa nie chcesz. Inni nazywają to tropieniem lub skradaniem się, jeden pies. Również można uznać to za wstęp do polowań — odparł wspaniałomyślnie Cichociemny.
Lucerna z radością pokiwała głową, faktycznie widząc w tym sens. Mogła dzięki tej technice unikać na przykład Cykuty, za którym zbytnio nie przepadała, chociaż nigdy nie przyznałaby tego na głos. Mimo początkowych niechęci nauka wydawała się prawdę super, a mentora nie mogła sobie lepszego wymarzyć. Chyba nawet sam Jazgot, którego uwielbiała, nie dorastał mu do pięt!
<Cichociemny? Cała moja wewnętrza słodycz się tutaj uzewnętrzniła>
[1013 słów, Lucerna otrzymuje 10 punktów doświadczenia i 3 punkty treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz