11 sierpnia 2021

Od Ciepłej Łapy CD Drżącej Łapy

Ciepły pozwolił szczeniakowi jeszcze chwilę nacieszyć się spacerem koło granicy. Całkiem zboczyli z trasy, ale czarno-białemu nie przeszkadzało to, póki było jasno, a mała nie marudziła. Trening wytrzymałościowy oraz nabijanie kroków obu im powinny wyjść na dobre. 
— Dobrze, chyba możemy już wracać do poszukiwań — rzucił po paru minutach.
Obeszli jezioro, a także minęli dużym łukiem schronisko. Jeszcze tego brakowało, by suczka ciągała go w to niebezpieczne miejsce. Wtedy na pewno musiałby siłą odnosić ją do domu, zamiast szukać ziół. Aż w końcu doszli do granicy z Flumine w okolicę parku. Było tam trochę zabudowań, więc istniała szansa, że znajdą roślinę, na której tropie byli. W niektórych oknach było widać już światła, a na ulicy poza sporadycznie przechodzącymi Dwunożnymi z Pieszczochami, jakby wszystko zamarło.
— Co to za miejsce? — Oczy szczeniaka rozszerzyły się z ciekawości.
— Miasto, nie jest zbyt bezpieczne, dlatego nie pójdziemy dużo głębiej — wyjaśnił syn liderki.
Biała wyglądała, jakby chciała zacząć się z nim kłócić, ale gdy tylko otworzyła pyszczek, jej słowa zostały zagłuszone przez małego, ale bardzo głośnego Potwora. Przejechał przy nich z takim rykiem, że Dreszczka podskoczyła, nagle znajdując się bliżej starszego kolegi.
— Co…? — Nie zdążyła dokończyć cichego pytania.
— Jeden z potworów. Nie przejmuj się, jest ich tutaj mało. Najważniejsze to nie wchodzić na ten pas bez trawy, rzadko z niego schodzą — mruknął Ciepły zgodnie z prawdą.
Nie zamierzał zabierać jej nawet blisko żadnej ruchliwszej drogi. Pamiętał jeszcze, jak jego mentor został prawie rozjechany podczas ich pierwszych dni treningu. Wolał nie powtarzać ich heroicznej ucieczki przed borsukiem. Ogólnie rzecz biorąc, bieganie po drodze wydawało mu się skrajnie niebezpieczne. Na szczęście w tej okolicy jezdnia pozostała praktycznie pusta.
Psy wolno ruszyły wzdłuż linii domów we względnej ciszy. Głównym ich zajęciem było wypatrywanie kwiatu, ale przy okazji każdy zajął się swoją powinnością. Uczeń wypatrywał ewentualnych zagrożeń, a szczeniak rozglądał się z zaciekawieniem po nowym terenie.
— Hej, a to nie ten? — zapytała z radością biała.
Ciepły podniósł głowę, w kierunku, który wskazywała. Faktycznie, czarno-białe kwiaty do złudzenia przypominały ten, który wziął od Petera. Jedynym problem z nimi związanym była wysoka siatka, oddzielająca od niego psy. Co bardziej frustrujące, rosły tuż przy ogrodzeniu, aż prosiło się, by je zerwać.
— Tak, to ten, brawo — pochwalił ją syn Rzepakowej.
Spróbował najpierw pyskiem, a później łapą pokonać ogrodzenie, jednak brakło mu dosłownie kilku milimetrów, by się zmieścić w oczkach.
— Czekaj, ja to zrobię — zaoferowała suczka.
Zanim starszy pies zdążył zaprotestować, złapała zębami łodyżki. Gorzej było z wycofaniem się spomiędzy drutów. Dopiero gdy Ciepły przytrzymał bokiem siatkę, by się nie odginała, suczka uwolniła się z trudem. Świetnie! Zdobyli kwiaty dla Petera.
— W porządku? — zapytał czarno-biały, nachylając się, by dokładnie obejrzeć Dreszczkę.
— Mmmhm! — mruknęła przez zaciśnięte zęby, wypuściła rośliny, by móc dalej rozmawiać i dodała z dumą — Nic mi nie jest.
Teraz gdy uczeń przyjrzał się uważniej małej, zauważył, że jej łapy lekko drżą. Rozejrzał się po okolicy w zastanowieniu, myśląc, ile drogi mają przed sobą, w końcu zaproponował:
— Może zaniosę cię z powrotem?
— Nie, ja… — zaczęła biała, nie chcąc wyjść na słabą przy reszcie klanu.
— Spokojnie, przecież nikt się nie dowie. Poza tym już się wykazałaś. Gdyby nie ty, szukałbym tych kwiatów dłużej.
Po jeszcze kilku zdaniach namowy suczka w końcu skapitulowała. Dzięki temu powrót nie zajął im zbyt długo. Ciepły przemilczał fakt, że może i znalezienie ich trwałoby dłużej, ale za to szybciej dotarłby w odpowiednie miejsce. Nie było sensu psuć szczeniakowi humoru realizmem, skoro faktycznie był całkiem przydatny. Chociażby przez swój mniejszy pyszczek.
Kiedy wrócili, było już prawie całkiem ciemno. Nikt nie widział ich pod osłoną półmroku. Pies odstawił małą delikatnie na ziemię. Nie był do końca pewny czy nie śpi, ale prędko przekonał się, że mimo senności Dreszczka trzymała się całkiem nieźle.
— Odniosę je sam. Powinnaś już wrócić do rodziców — polecił.
Przez chwilę suczka zawahała się, jakby w jej głowie pojawił się automatyczny protest, ale w końcu skinęła zmęczonym łebkiem i poturlała się w stronę Fenkułowej. Syn Rzepakowej odniósł rośliny do medyka, nie omieszkując wspomnieć mu o lekkiej pomocy, jaką otrzymał. Niby nie było to specjalnie ważne, a dla Petera na pewno nie robiło większej różnicy, ale młody wolał być szczery sam ze sobą. To nie była tylko jego zasługa, więc nie chciał, by tak to wyglądało.

***

Miesiące leciały dość szybko. W ich czasie Ciepły został zabrany na zgromadzenie, Dreszczka stała się uczennicą i nosiła od tamtej pory imię Drżąca Łapa, a także odbyła się znamienna bitwa z Flumine.
Pierwsze z tych wydarzeń było, co by nie mówić, nieco nudne.
Drugie niby ciekawsze, ale skończyło się dla syna Rzepakowej przymusem tłumaczenia, że Pustynny to naprawdę dobry mentor. Niestety nigdy nie odzyska czasu, który nad tym spędził. Po dłuższej wymianie argumentów ostatecznie jakimś cudem wyperswadował suczce, by chociaż dała mu szansę. Zgodziła się, ale młody nie mógł sprawdzić, czy faktycznie będzie się trzymała danego słowa. Chciał wierzyć, że tak.
Ostatnie… Miało pewne konsekwencje. A raczej całkiem pokaźną ich ilość. Przede wszystkim kilkoro rannych. Jagodowa i Sowi nadal byli przetrzymywani przez Petera, ale Mak już jakiś czas temu został wypuszczony. Miał pojawiać się jedynie co kilka dni na oględziny. Najwidoczniej jego rany nie były aż tak poważne. Czarno-biały natomiast dochodził do siebie przez dwa tygodnie. Nie fizycznie, a psychicznie. W tym czasie także unikał swoich przyjaciół z miotu Fenkułowej. Jakoś nie czuł się na siłach, by prowadzić tak zwaną gadkę szmatkę. Z drugiej strony nie uważał, żeby dobrym pomysłem było zaprzątnie głowy Drżącej lub Promiennemu rozterkami podchodzącymi pod filozoficzne rozważania na tematy około wojenne. Jakiś czas temu nawet Ciepły przyznałby niechętnie, że jest to zwyczajnie nudne.
Mijanie się z nimi nie było łatwe. Co jakiś czas musiał się nieźle manewrować, by na któreś z nich przypadkiem nie wpaść. Przecież znajdowali się w jednym klanie! Przez to także nie mógł odwlekać tych rozmów w nieskończoność. Niestety im dłużej zwlekał, tym trudniejsze się to robiło.
Gdy w końcu poczuł się jakkolwiek lepiej, najpierw zdecydował się pogadać z Promienną Łapą. Młody wydawał mu się nieco spokojniejszy, stonowany, prostszy w dialogu. Wyjaśnienie mu tej dziwniej sytuacji nie było zbyt trudne, a skończyło się głównie pytaniami o stan zdrowia starszego ucznia. Było naprawdę w porządku.
Większym problemem było jak ugryźć to z Drżącą Łapą. Zastanawiał się nad tym, kiedy po treningu układał sobie ich rozmowę w głowie. Mamrotał cicho pod nosem, a przy okazji ganiał żaby. Stało się to jego sposobem rozładowywania stresu, chociaż niedługo musiał zacząć myśleć o polowaniu na coś innego. Potrafiłby je już bez problemu złapać, ale rzadko kiedy to robił. Nie chciał zrobić im krzywdy. Głównym powodem, dla którego przychodził w tę część jeziora, była jej mała popularność. Nie widział tu nikogo zbyt często.
Biorąc to pod uwagę, jego zaskoczenie powinno być całkiem zrozumiałe, gdy rzucił się za jednym z zielonych stworzonek, a nagle wylądował prosto przed białymi łapami. Ciepły szybko się podniósł, otrzepał z resztek drobnej, młodej trawy. Nie lubił, gdy coś zostawało na jego futrze, bym bardziej jego białej części. Uważał zawsze przynajmniej na tyle, by całe się nie zafarbowało, bardzo ciężko było zmyć trawę. W końcu spojrzał w chłodne niebieskie oczy, milczącej postaci. 
— Hej…
— Długo miałeś zamiar mnie unikać? — przerwała mu uczennica, wyżej zadzierając łeb.
— Wcale cię nie… — Tym razem sam zamilkł, widząc, jak suczka przewraca oczami.
Po cichym westchnięciu postawił się skorygować.
— Nie, nie długo — wyjaśnił szczerze.
Faktycznie złapała go dosłownie na ostatniej prostej do zebrania sił na tę rozmowę. Teraz niestety ciężko było z jej pyska wyczytać czy brak kontaktu ją zdenerwował, zaniepokoił, czy raczej uraził. A może wszystko na raz? Właśnie dlatego Ciepły niepewnie podchodził do tej konwersacji. Wolał też się przed nią zbytnio nie uzewnętrzniać. Co najwyżej wytłumaczyć swoje zachowanie skrótowo, w paru zdaniach. Nie musiała wiedzieć, że zabił lub prawie zabił jednego z wodnych. Tym bardziej zbędna była jej wiedza o jego wyrzutach sumienia. Te rozterki przelał już na mentora, teraz myślał tylko o zmianie tematu, odpoczęciu. Powrotu do luźnej relacji, jaka ich łączyła. Niestety jego głowa była całkowicie pusta.
<Dreszczko, czy raczej już Drżąca Łapo?>
[ 1306 słów, Ciepła Łapa otrzymuje 13 punktów doświadczenia i 3 punkty treningu (jeden za te kwiatki)]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz