To, rzecz jasna, dzieje się na początku zimy, jakieś cztery czy pięć księżyce temu.
Powstrzymałam łzy. „On jest okropny” — pomyślałam. — „Grozi mi śmiercią!
Nienawidzę cię, Omszone Gówno!”. Przeklinałam go w myślach i moją
głupotę. Po co ja z nim poszłam? Jeżeli faktycznie zechce mnie zabić,
to… nie obronię się. Nie! Muszę się obronić! Dam radę! To mój obowiązek!
—
Po co mnie wziąłeś ze sobą? Aby mi grozić? — starałam się mówić pewnym
siebie głosem, ale ogarnął mnie strach na myśl o Omszonej Łapie. Nie
patrzyłam mu w oczy. Nie chce przecież go sprowokować i dowiedzieć się,
do czego jest zdolny. Dlaczego gadam takie głupoty? Po co ja się z nim
wykłócam?! Zaraz mnie zabije! Uspokój się, Dreszczka! Myśl racjonalnie!
— To moja sprawa — warknął, a ja się skuliłam.
Szłam
dalej w ciszy, próbując nie chlipać. On jednak słyszał moje
pojękiwania. Niemal czułam, jak narasta w nim złość, będąc pewna, że
wydrapie mi oczy. Cały wysiłek włożyłam w to, by przestać płakać.
Powoli, z biegiem sekund, łzy przestały mi napływać do oczu, a ja mogłam
głęboko odetchnąć — przynajmniej na tyle, na ile sytuacja na to
pozwalała. Trzeba przyznać, że nie czułam się bezpieczna.
Szliśmy
w ciszy wzdłuż torów. Najczęściej w takich sytuacjach nerwowo
rozglądałam się na boki, próbując pierwsza zwietrzyć niebezpieczeństwo, a
potem wysilałam się, aby nie dać łapy. Teraz jednak było mi wszystko
jedno, czy umrzemy — wprost cieszyłabym się, że razem ze mną potwory
pogrzebią Omszoną Łapę. Znaczy… Nie, że chcę być z nim pogrzebana, ale
przynajmniej on też zginie. Ten idiota zapłaciłby swoim życiem za
zniewagę mnie, a jeżeli będzie przejeżdżał jakiś potwór, to przysięgam,
że pomogę mu dostać się najszybszą drogą (jak on to wcześniej ujął) do
Infernum. W końcu chciałam się bronić. A najlepszą obroną jest atak.
— Gdzie jesteśmy? — cicho zapytałam.
—
Na terenach Flumine — warknął. Czym on jest taki zezłoszczony? Przecież
już nic nie mówię. Tylko planuję. A on o tym nie ma prawda wiedzieć,
więc się już zamknij, Dreszczka. Ściągniesz na siebie podejrzenia.
Ponownie
pogrążyliśmy się w niezamąconej ciszy. Obserwowałam go kątem oka, mimo że miałam wrażenie, iż on dobrze o tym wie. Za każdym razem, gdy
odwracał się, aby upewnić się, że za nim idę, wzrastała moja niechęć do
niego. Wydawało mi się, że on również to czuł. W duszy miałam resztkę
nadziei, że jeszcze zostaniemy przyjaciółmi (zapomnijcie na chwilę o
tym, że chcę go zabić). To byłby cenny sprzymierzeniec. Doceniałam jego …
Hm… Nazwijmy to odwagą do wypowiadania na głos swojego zdania i
talentem do ranienia innych. Wciąż jednak szłam spięta, gotowa na atak z
każdej strony. Pragnęłam nie bać się, ale tym więcej o tym myślałam,
tym bardziej czułam natężenie paniki.
Przypomniałam sobie
opowieść o wybrańcach, i momentalnie się rozpogodziłam. Zazdrościłam im,
jednak również czciłam. W końcu próbowali stawić opór Quintusowi, a
taka postawa godna jest legend. Żałowałam, że im się nie udało. Moje
uniesienie zamieniło się w smutek. Gdyby pokonaliby wroga, nadal
żylibyśmy w lesie. Z dala od niebezpieczeństw miasta… Chociaż i las miał
swoje złe strony. Być może wtedy nigdy nie spotkałabym Omszonego. Ach,
jakie życie byłoby piękne!
— Było ich czterech.
Czterech Wybranych.
Wiernych swym prawdom,
Wierze oddanych.
I był też piąty.
Ten odtrącony.
Ten niewybrany.
Upokorzony.
Czterech wybrano,
Piąty pozostał.
Poprzysiągł zemstę,
Żył tym, …
—
Zamknij się — syknął Omszony, który właśnie wybudził się z letargu.
Obserwował mnie spod przymrużonych powiek, niemal plując na boki.
Wydawało się, jakby jego własne myśli dodatkowo podsyciły omszone
zachowanie.
— Gdybyś ty był jednym z nich, to zapewne tym
wściekłym i odtrąconym — mruknęłam zimno. Nam obojgu widocznie przestała
się uśmiechać wizja wspólnej przygody. Żałowałam, że kiedykolwiek z nim
rozmawiałam.
— Coś ty powiedziała? — zagrodził mi drogę i
wyszczerzył zęby. Obojętnie spoglądałam mu w rozwścieczone ślepia, chcąc
wyczytać z nich coś innego niż złość. Albo byłam w tym słaba, albo czuł
jedynie to.
— Gdybyś ty był jednym z nich, to… — ze spokojem zamierzałam powtórzyć, gdy niegrzecznie mi przerwano.
— Przecież słyszałem! — wrzasnął z furią, i chciał do mnie doskoczyć, gdy wtem nadjechał potwór.
„To
moja szansa” — zaświtała mi myśl. — „Wepchnę go pod pociąg. To
sprawiedliwe. On groził mi śmiercią, więc powinnam zatrzymać go, zanim
faktycznie mnie zabije”.
Nie myślałam o tym, że to, co chciałam
zrobić, to morderstwo. I że trafię do Infernum (a także że jestem mniej
sprawna fizycznie, a on jest ode mnie większy, starszy i silniejszy?)
Kiedy tylko nadjeżdżał pociąg, rzuciłam się na niego, chcąc wepchnąć go
pod koła potwora. Uderzyliśmy w siebie nawzajem, w locie. To było z góry
skazane na niepowodzenie.
Omszony odskoczył, widocznie zdziwiony
z mojego nagłego ruchu, który swoją drogą nie miał wiele sensu. Już po
chwili oczy mu się zwęszyły, gdy uświadomił sobie, d l a c z e g o
wykonałam ów ruch.
— Ty?! Naprawdę myślisz, cholerna smarkulo, że
będziesz w stanie wepchnąć mnie pod potwora? — wyglądał, jakby zbierało
mu się na śmiech. Zrezygnował jednak z niego na rzecz warknięcia. —
Zresztą, chciałaś pójść do Coleum. Pomogę ci. Ale spodziewam się w
ciebie w Infernum, małolacie.
Skoczył na mnie, z identycznym
zamiarem, który ja miałam parę sekund wcześniej. Teraz jednak to ja
byłam ofiarą. Mimo to nie zamierzałam stać sparaliżowana, i czekać na
ostateczny cios. Próbowałam odskoczyć, podejmując jakąkolwiek próbę
ratunku, co jednak nie okazało się dla Omszonej Łapy żadną trudnością.
Miał za sobą zdecydowanie więcej treningów, niż ja. Więcej niż zero.
Strącił mnie na tory.
Powierzyłam swoje życie Gwiezdnym, kiedy
czułam, jak upadam do tyłu. Chciałam mieć w tej chwili jakieś cudowne
przemyślenia, aczkolwiek nie myślałam nic. Pustka. W zasięgu wzroku
mignęły mi jeszcze zdziwione spojrzenie ucznia, który widocznie w tym
momencie zdał sobie sprawę, co tak właściwie zrobił. I czego nie zrobił.
Ponieważ potwór już odjechał.
Wstałam
z torów, nie zważając, że byłam cała w błocie, a moje łapy się trzęsły.
Z triumfem w oczach spoglądałam się na Omszoną Łapę, nie bacząc, że
nadal mógł mnie zabić. Dla siebie samej i tak byłam zwycięzcą.
Wpatrywaliśmy się w siebie w ciszy.
—
Pogódźmy się — odezwał się mój głos, roztrzęsionym tonem. Nie zdawałam
sobie sprawy, że wypowiadam to na głos. Cóż, od zawsze miałam z tym
problem.
<Omszona Łapo?>
[1007 słów: Drżąca Łapa otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia i 3 Punkty Treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz