12 sierpnia 2021

Od Dreszczki (Drżącej Łapy) CD Omszonej Łapy

  ← Poprzednie opowiadanie

To, rzecz jasna, dzieje się na początku zimy, jakieś cztery czy pięć księżyce temu.
Powstrzymałam łzy. „On jest okropny” — pomyślałam. — „Grozi mi śmiercią! Nienawidzę cię, Omszone Gówno!”. Przeklinałam go w myślach i moją głupotę. Po co ja z nim poszłam? Jeżeli faktycznie zechce mnie zabić, to… nie obronię się. Nie! Muszę się obronić! Dam radę! To mój obowiązek!
— Po co mnie wziąłeś ze sobą? Aby mi grozić? — starałam się mówić pewnym siebie głosem, ale ogarnął mnie strach na myśl o Omszonej Łapie. Nie patrzyłam mu w oczy. Nie chce przecież go sprowokować i dowiedzieć się, do czego jest zdolny. Dlaczego gadam takie głupoty? Po co ja się z nim wykłócam?! Zaraz mnie zabije! Uspokój się, Dreszczka! Myśl racjonalnie!
— To moja sprawa — warknął, a ja się skuliłam.
Szłam dalej w ciszy, próbując nie chlipać. On jednak słyszał moje pojękiwania. Niemal czułam, jak narasta w nim złość, będąc pewna, że wydrapie mi oczy. Cały wysiłek włożyłam w to, by przestać płakać. Powoli, z biegiem sekund, łzy przestały mi napływać do oczu, a ja mogłam głęboko odetchnąć — przynajmniej na tyle, na ile sytuacja na to pozwalała. Trzeba przyznać, że nie czułam się bezpieczna.
Szliśmy w ciszy wzdłuż torów. Najczęściej w takich sytuacjach nerwowo rozglądałam się na boki, próbując pierwsza zwietrzyć niebezpieczeństwo, a potem wysilałam się, aby nie dać łapy. Teraz jednak było mi wszystko jedno, czy umrzemy — wprost cieszyłabym się, że razem ze mną potwory pogrzebią Omszoną Łapę. Znaczy… Nie, że chcę być z nim pogrzebana, ale przynajmniej on też zginie. Ten idiota zapłaciłby swoim życiem za zniewagę mnie, a jeżeli będzie przejeżdżał jakiś potwór, to przysięgam, że pomogę mu dostać się najszybszą drogą (jak on to wcześniej ujął) do Infernum. W końcu chciałam się bronić. A najlepszą obroną jest atak.
— Gdzie jesteśmy? — cicho zapytałam.
— Na terenach Flumine — warknął. Czym on jest taki zezłoszczony? Przecież już nic nie mówię. Tylko planuję. A on o tym nie ma prawda wiedzieć, więc się już zamknij, Dreszczka. Ściągniesz na siebie podejrzenia.
Ponownie pogrążyliśmy się w niezamąconej ciszy. Obserwowałam go kątem oka, mimo że miałam wrażenie, iż on dobrze o tym wie. Za każdym razem, gdy odwracał się, aby upewnić się, że za nim idę, wzrastała moja niechęć do niego. Wydawało mi się, że on również to czuł. W duszy miałam resztkę nadziei, że jeszcze zostaniemy przyjaciółmi (zapomnijcie na chwilę o tym, że chcę go zabić). To byłby cenny sprzymierzeniec. Doceniałam jego … Hm… Nazwijmy to odwagą do wypowiadania na głos swojego zdania i talentem do ranienia innych. Wciąż jednak szłam spięta, gotowa na atak z każdej strony. Pragnęłam nie bać się, ale tym więcej o tym myślałam, tym bardziej czułam natężenie paniki.  
Przypomniałam sobie opowieść o wybrańcach, i momentalnie się rozpogodziłam. Zazdrościłam im, jednak również czciłam. W końcu próbowali stawić opór Quintusowi, a taka postawa godna jest legend. Żałowałam, że im się nie udało. Moje uniesienie zamieniło się w smutek. Gdyby pokonaliby wroga, nadal żylibyśmy w lesie. Z dala od niebezpieczeństw miasta… Chociaż i las miał swoje złe strony. Być może wtedy nigdy nie spotkałabym Omszonego. Ach, jakie życie byłoby piękne!
— Było ich czterech.
Czterech Wybranych.
Wiernych swym prawdom,
Wierze oddanych.
I był też piąty.
Ten odtrącony.
Ten niewybrany.
Upokorzony.
Czterech wybrano,
Piąty pozostał.
Poprzysiągł zemstę,
Żył tym, …
— Zamknij się — syknął Omszony, który właśnie wybudził się z letargu. Obserwował mnie spod przymrużonych powiek, niemal plując na boki. Wydawało się, jakby jego własne myśli dodatkowo podsyciły omszone zachowanie.
— Gdybyś ty był jednym z nich, to zapewne tym wściekłym i odtrąconym — mruknęłam zimno. Nam obojgu widocznie przestała się uśmiechać wizja wspólnej przygody. Żałowałam, że kiedykolwiek z nim rozmawiałam. 
— Coś ty powiedziała? — zagrodził mi drogę i wyszczerzył zęby. Obojętnie spoglądałam mu w rozwścieczone ślepia, chcąc wyczytać z nich coś innego niż złość. Albo byłam w tym słaba, albo czuł jedynie to.  
— Gdybyś ty był jednym z nich, to… — ze spokojem zamierzałam powtórzyć, gdy niegrzecznie mi przerwano.
— Przecież słyszałem! — wrzasnął z furią, i chciał do mnie doskoczyć, gdy wtem nadjechał potwór.
„To moja szansa” — zaświtała mi myśl. — „Wepchnę go pod pociąg. To sprawiedliwe. On groził mi śmiercią, więc powinnam zatrzymać go, zanim faktycznie mnie zabije”.
Nie myślałam o tym, że to, co chciałam zrobić, to morderstwo. I że trafię do Infernum (a także że jestem mniej sprawna fizycznie, a on jest ode mnie większy, starszy i silniejszy?) Kiedy tylko nadjeżdżał pociąg, rzuciłam się na niego, chcąc wepchnąć go pod koła potwora. Uderzyliśmy w siebie nawzajem, w locie. To było z góry skazane na niepowodzenie.
Omszony odskoczył, widocznie zdziwiony z mojego nagłego ruchu, który swoją drogą nie miał wiele sensu. Już po chwili oczy mu się zwęszyły, gdy uświadomił sobie, d l a c z e g o  wykonałam ów ruch.
— Ty?! Naprawdę myślisz, cholerna smarkulo, że będziesz w stanie wepchnąć mnie pod potwora? — wyglądał, jakby zbierało mu się na śmiech. Zrezygnował jednak z niego na rzecz warknięcia. — Zresztą, chciałaś pójść do Coleum. Pomogę ci. Ale spodziewam się w ciebie w Infernum, małolacie. 
Skoczył na mnie, z identycznym zamiarem, który ja miałam parę sekund wcześniej. Teraz jednak to ja byłam ofiarą. Mimo to nie zamierzałam stać sparaliżowana, i czekać na ostateczny cios. Próbowałam odskoczyć, podejmując jakąkolwiek próbę ratunku, co jednak nie okazało się dla Omszonej Łapy żadną trudnością. Miał za sobą zdecydowanie więcej treningów, niż ja. Więcej niż zero. Strącił mnie na tory.
Powierzyłam swoje życie Gwiezdnym, kiedy czułam, jak upadam do tyłu. Chciałam mieć w tej chwili jakieś cudowne przemyślenia, aczkolwiek nie myślałam nic. Pustka. W zasięgu wzroku mignęły mi jeszcze zdziwione spojrzenie ucznia, który widocznie w tym momencie zdał sobie sprawę, co tak właściwie zrobił. I czego nie zrobił.
Ponieważ potwór już odjechał.
Wstałam z torów, nie zważając, że byłam cała w błocie, a moje łapy się trzęsły. Z triumfem w oczach spoglądałam się na Omszoną Łapę, nie bacząc, że nadal mógł mnie zabić. Dla siebie samej i tak byłam zwycięzcą.
Wpatrywaliśmy się w siebie w ciszy.
— Pogódźmy się — odezwał się mój głos, roztrzęsionym tonem. Nie zdawałam sobie sprawy, że wypowiadam to na głos. Cóż, od zawsze miałam z tym problem.  

<Omszona Łapo?>
[1007 słów: Drżąca Łapa otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia i 3 Punkty Treningu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz