12 sierpnia 2021

Od Drżącej Łapy CD Jazgoczącej Łapy

 Razem z Jazgoczącą Łapą szłam w stronę naszych mentorów. W ciszy. Pustynny Wiatr i Ognisty Mak rozmawiali wesoło o klanie, kiedy nareszcie do nich doszliśmy. Znów w ciszy. Przez chwilę patrzyliśmy się na siebie niezbyt inteligentnie, aż Wiatr otrząsnął się jako pierwszy.
— Jesteście na trening? — mój ojcie—, poprawa, on już nie jest moim ojcem. Mój mentor uśmiechnął się, zadowolony, że kiedykolwiek chcę coś robić sama z siebie. Wiecie, to się przecież nie zdarza (…wcale), że proszę go, abyśmy potrenowali. Ja w ogóle nie chcę być dobrym wojownikiem, bla bla bla.
Chyba trochę przesadzam z przestawianiem go w złym świetle. Ale to nic. To mu wyjdzie na dobre.
— Tak — chłodno odpowiedziałam, nie patrząc na Jazgotka. — Możemy ćwiczyć razem? Z ... tym? — kiwnęłam głową w stronę brata, jednak nadal nie obdarzyłam go spojrzeniem. Wzbudziło to grymas zdziwienia i bólu na jego pysku. Poczułam wyrzuty sumienia.
— Ależ oczywiście! Chodźcie — oznajmił mój ojciec, który nie zauważył w mojej wypowiedzi nic złego. — Wezmę oboje, dobrze, Ognisty Maku?
Być może Ognisty Mak chciał sam zająć się swoim uczniem, ale Pustynia, żeby podbudować sobie swoją marną reputację „wyręczył go z kłopotu”. Pewnie będzie kazał opowiedzieć o tym Fenkułowej Plamce swoim koleżankom, żeby sprawa się rozniosła, i żeby przedstawiono go jako bohatera. W sumie mam z nim wiele wspólnego. Też jestem idiotą. Zmieńmy temat.
— Dzisiaj… — zaczął.
Wstrzymaliśmy oddech. To ten dzień. Dzisiaj stoczymy walkę na śmierć, i na życie. Cóż… Wątpiłam, że wygram. Ale nie mogłam tego po sobie pokazać. Jak będę psychicznie zwycięzcą, to będę i w praktyce. Siłowaliśmy się na wzrok. Z moim bratem, nie oj—, mentorem, rzecz jasna. Bo go za ojca od dawna już nie uważam. Stał się klanowym potworem, prześladującym mniej lojalnych członków klanu i będącym wrzodem na ogonie Rzepakowej Gwiazdy.
— …Nauczymy się Kodeksu Wojownika.
Dobra, byliśmy trochę zawiedzeni, ale tylko trochę. Z wyższością spojrzałam na Jazgotka. Nie wiedział, że kiedy pomagałam Ciepłemu zbierać zioła, nauczył mnie kilka pierwszych wersów. Muahaha!
Sama się zdziwiłam, jakie mam szczęście. Ale to nie trwało długo.
— Powinieneś bronić swojego klanu za cenę życia — powiedziałam, ale zaraz przypomniało mi się pytanie, jakie zadałam uczniowi ów dnia. Wyjaśniłam więc: — Oczywiście można zawierać przyjaźnie z psami z innych klanów, ale wtedy być może będziesz musiał z nimi walczyć.
Zarówno mentor jak i Jazgotek ucichli. Zamrugali synchronicznie.
— Cóż… Już się go nauczyłaś? To super! — entuzjazmem zastąpił pierwsze zdziwienie.
— No… nie całe—
— Kontynuuj, Dreszczko. Jazgotku, powtarzaj za nią.
Poczułam złość. Traktuje nas jak szczeniaki i mówi do nas, jak do szczeniaków. „Jazgotek” natomiast, jako pies idealny, w ciszy przyjął tę wiadomość do informacji. Jego jedyną reakcją było powtórzenie za mną, i staranie się podnieść rangę słów oraz ująć to ładniej.
Przetrawiłam wszystko, i wreszcie dotarło do mnie, że umiem tylko kilka pierwszych wersów. Ups.
— Trzymaj się swoich granic i nie poluj na obcą zwierzynę — niepewnie oznajmiłam, a Pustynny pokiwał głową. Jazgocząca Łapa bezmyślnie powtórzył, i gdyby nie spokój, nie wyglądałby zbyt inteligentnie. Szkoda. Nie mam nic przeciwko oglądaniu go w słabszym momentach. Tylko on nie ma słabych momentów. Jak mnie to denerwuje!
— Ee… No, obowiązuje zasada karmienia, że najpierw są ranni, w ciąży i … karmicielki. I starsi — dodałam szybko.
— Uczniowie i wojownicy mogą pożywić się dopiero po starszych, szczeniętach i suczkach ciężarnych lub karmiących. Uczeń nie może zjeść, dopóki nie nakarmi starszych lub nie otrzyma pozwolenia — Jazgocząca Łapa rozwinął moją myśl, przez co wyszedł bardziej profesjonalnie. Ledwo powstrzymałam się przed ukazaniem złości. Ale dupek! — Chorzy i zranieni wojownicy oraz uczniowie mogą jeść wraz ze starszymi.
— Wspaniale — powiedział zadowolony Pustynny. — Kontynuuj, Dreszczko.
— No… Zapomniałam — mruknęłam, kierując swój wzrok w podłoże.  Nie zraziło to mojego ojcmentora.
— To nic. Powtarzajmy od nowa, a potem może sobie przypomnisz.
Nie zauważył mojego ponurego spojrzenia. Westchnęłam cicho, gdy Jazgotek bezbłędnie powtórzył, cytując wszystko, czego do tej pory się nauczyliśmy. U mnie było to trochę (wiele) większym problemem, ale koniec końców i ja mówiłam wyraźnie oraz głośno, ćwicząc dykcję.
Mój ślepy ojciec nawet nie zauważył, że rywalizujemy ze sobą przy gównianej wymowie kodeksu.
MENTOR, znaczy się. Miałam na myśli ojcmentora.
— Już pamiętasz? — wesoło spytał się, widząc Owcze Serce, która się nam przyglądała. Wiedział, że jeżeli powiem, jego reputacja podskoczy o kilka oczek.
Ale, jak już wiemy, nie miałam prawa pamiętać czegoś, czego nigdy nie wiedziałam.
— Dalej się nie uczyłam — mruknęłam, wbijając wzrok w podłoże.
— To jaki sens był uczenia się tylko … pierwszych? — z wyrzutem spytał, widząc odchodzącą wojowniczkę. Była pogrążona we własnych rozmyślaniach, dlatego zapewne nawet nie zobaczyła, że Pustynny Wiatr „nie spełnia swoich funkcji”.
— Teoretycznie nawet tych nie powinnam umieć — zmierzyłam go lodowatym spojrzeniem. — Mój trening dopiero się zaczyna.
Mój ojcmentor wzdychnął i odszedł kawałek, pogrążając się we własnych rozmyślaniach. Musiał przetrawić posiadania niewydolnego i nieidealnego ucznia. Mruczał pod nosem „Od kogokolwiek się uczyła, to zapewne on przerwał naukę…”.
Jazgocząca Łapa siedział w ciszy, patrząc na mnie współczującym spojrzeniem. Poczułam złość i odwróciłam wzrok. Czy on naprawdę nie mógłby się kiedyś nie wściekać?! Tak bardzo chciałam, aby ukazała się jakaś wada tego psa. Oprócz częstej paniki nie zauważyłam jednak nic. Było to trochę (co najmniej trochę) nieproporcjonalne do moich, w których skład wchodziły: chamskość, egoizm, przemądrzałość, wścibskość, pyskatość oraz wiele innych, których zapomniałam.
I jeszcze jestem tchórzem.
— Dobrze — Pustynny Wiatr powiedział, już w nieco lepszym nastroju. — Kontynuujmy.
Coś tam pierdolił o tym kodeksie wojownika, a my powtarzaliśmy grzeczniutko za nim, nie skarżąc się na to, że prawie na nas usiadł, bo nie patrzy, gdzie lezie. A tak to nawet spoko było, tylko bardzo długo to trwało. Dotarliśmy w ślimaczym tempie do końca, i to tylko się liczy. Że mamy spokój.
— Będziemy następnym razem walczyć? — znudzona zadałam pytanie mentorowi, wzdychając teatralnie.  Byłam zmęczona.
— Zobaczymy — odpowiedział krótko, wstając. — Na dzisiaj to koniec. Dziękuję wam za uczestnictwo. Może wymienicie mech w posłaniach wojowników?
Jazgotek ochoczo skinął głową. Ja zrobiłam to trochę mniej entuzjastycznie. Ja naiwna liczyłam na odpoczynek! Przecież skoro zmęczyłam się psychicznie, to teraz pora na zmęczenie fizyczne. Logika.
— Dziękuję — ojcmentor uśmiechnął się, a następnie zniknął nam z pola widzenia.
— To ty zrób wojowników, a ja starszyzny i uczniów — mruknęłam, nie chcąc spędzać więcej czasu w towarzystwie Jazgoczącej Łapy, niż to konieczne. — Powodzenia.
— Dziękuję. Nawzajem. — Lekko zdziwiony odpowiedział. „Czemu ona idzie? Nie chce ze mną rozmawiać?”
Pewnie nie chce, debilu.
 
<Jazgotku?>
[1075 słów: Drżąca Łapa otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia i 3 Punkty Treningu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz