to się dzieje gdzieś na początku zimy lol
Niecodzienny wręcz pech Mcha dokuczał mu już któryś raz w jego krótkim życiu, prześladując go i towarzysząc każdemu jego kroku. On naprawdę chciał się tylko rozerwać, zabawić, przeżyć coś ciekawego, bez kogoś topiącego się u jego łap — co było kurwa naprawdę dziwne, że zdarzyło się to więcej niż raz — czy zrzędzącego mu nad głową. Miał tego dość, a w jego głowie coraz bardziej błyszczała ochota zamordowania kogoś z zimną krwią, tak dla zasady. Dla pokazania by wszyscy dali mu w końcu święty spokój i przestali się przypierdalać do niego w każdym najmniejszym momencie. Teraz jednak, po raz kolejny wpierdolił się w coś, czego kompletnie nie chciał, dostając wręcz białej gorączki przez równie białe jak śnieg szczenię, brzęczące pod jego nogami. Przynajmniej się nie topiła, co?
Myślał, że to będzie śmieszne. Taki mały kabarecik jak w telewizji polskiej po 21. Wiecie, zabranie ledwo co posiadającego umiejętność chodzenia szczeniaka, na wyprawę, jaką on odbył w podobnym wieku. Co mogło pójść nie tak? Najwyżej wróci z jedną kończyną mniej. Jednak przecież właśnie to zakorzeniło w nim miłość do eksploracji! To ryzyko, ciągła chęć dowiedzenia się co jest dalej, do czego prowadzi kolejny trop. Wciągniecie kogoś tak młodego, to był dla Omszonego genialny pomysł. Zapalenie w kimś tego ognika, który zapłonął w nim tyle księżyców temu. Mogło się to według niego skończyć na dwa możliwe sposoby. Szczeniak może pokochać podróże, dołączyć do włóczenia się starszego ucznia, a Omszony zdobędzie towarzysza swoich wypraw. Albo... Jak mała pizda wróci z płaczem do swojej matki, skarżąc się jak to wielki i zły, straszny uczeń chciał uprowadzić biedne szczenię. Nie spodziewał raczej się nic innego.
Było o wiele gorzej. O wiele kurwa gorzej, a teraz mała jadaczka Dreszczki, nie zamykała się, gadając do siebie i wybuchając dziwnymi oświadczeniami co parę chwil. Ten szczeniak na pewno nie był normalny.
— Nawet jeżelibym się zgodziła — powiedziała po jednym z nich — to najpierw chciałabym odwiedzić Coleum.
Mech był święcie przekonany, że ta mała sobie z niego żartuje. Nie mogła być aż tak głupia, nie dało się, to chyba nawet przewyższało poziom Pszczółka. Mimo wszystko nie doczekał się nawet choćby cienia uśmiechu na śmiertelnie poważnym pysku Dreszczki, a w jego głowie zapaliła się czerwona lampa, że coś jest nie tak. Powinien się stąd zmywać.
— Jeżeli zależy ci na czasie, to możesz popełnić samobójstwo — parsknąłem śmiechem, podsuwając jej idealny powód, jak mogła tracić do gwiezdnych piesków.
— Nie bądź głupkiem. Przecież psy nie unoszą się na chmurach, musi być jakaś materialna granica — burknęła. — Jakiś koniec świata, czy coś…
— A może jednak unoszą się na chmurach? — Uniosłem brew, patrząc się wręcz wyśmiewającym wzrokiem na młodszą suczkę.
Dreszczka cała się naburmuszyła, machając wściekle swoim małym, puchatym ogonkiem. Wyglądała, jakby miała zaraz wybuchnąć na strzępki. Jej białe futro miało się zmieszać z pierwszym białym puchem, pojawiającym się dopiero na ziemi. To byłaby ciekawa dopiero mieszanka.
— Przestań się ze mnie nabijać! — Pokazała swoje małe, mleczne ząbki. Prychnąłem tylko na to. — Mówię serio! Masz przestać w tym momencie!
— Wiesz... Tak właściwie to mogę ci pomóc się tam dostać, no do Coleum.
Jej oczy nagłe się zabłyszczały, a pysk rozpromienił. Omszona Łapa myślał, że patrzy na kompletnie inną osobę. Szybko miał się jednak przekonać, że mały demon ciągle w niej siedzi.
— Naprawdę?! Jak?!
— To naprawdę proste. — Pochylił się do niej z uśmiechem. — Rozchylę swój pysk, a ty wsadzisz do niego swoją uroczą szyję. Potem zacisnę swoje zęby — kłapnął nimi — i już będziesz na miejscu. Wiesz, taki darmowy bilecik w jedną stronę.
Próbował bardzo mocno by się nie roześmiać, choć było to tak cholernie ciężkie. Ta nadzieja w jej oczach, gdy Mech dosłownie proponował dla Dreszczki jej zabójstwo. Inne psy już dawno by uznały to za obelgę czy wręcz chęć ataku i powód do bójki. W tym przypadku młody uczeń jednak liczył sekundy do momentu, aż ta zrozumie, o co tak naprawdę mu chodzi. Zajęło jej to dłużej, niż Omszony myślał. Gdyby jednak pomyśleć o tym znowu, mogło to trwać o wiele dłużej, nie każdy był na tyle genialny, by wyczuć ironie w słowach ucznia.
— Wtedy byś mnie zabił! A przecież mam być znana, chce przeżyć długie i sukcesywne życie, coś osiągnąć — prychnęła.
— Więc rusz dupę i przestań kurwa jęczeć. Siedzenie w miejscu nic z tobą nie zrobi, musisz zaznaczyć swoje istnienie w klanach — powiedział jak ekspert, którym przecież na pewno był.
Pacnął ją lekko łapą, chcąc ją zachęcić do ruszenia, prawie wywracając Dreszczkę na ziemię. Postawił parę kroków w przód, czekając na nią. Po chwili krótkie nóżki białej kulki go dogoniły, przebierając w te i we w te, jak mały motorek. Czasem podskakiwała do przodu, by nie zostawać w tyle i czasem choć trochę być z przodu.
Omszony miał coraz dłuższe łapy, rosnąc w oczach, jak na drożdżach. Już prawie przerósł swoją matkę, a przecież na pewno jeszcze urośnie o co najmniej parę centymetrów. Wyglądał na coraz starszego, co szczerze mu się podobało. Może w końcu inni przestaną patrzeć na niego z góry, pobłażliwie i wezmą jego słowa na serio. Najbardziej jednak nie mógł się doczekać swojej ceremonii mianowania na wojownika, wręcz marzył o wyprzedzeniu swojego brata w treningu. Wtedy by mu dopiero pokazał, utarł mu nosa, udowadniając, że Mech jest tym lepszym bratem z ich dwójki.
— Gdzie w ogóle masz mnie zaciągnąć? — spytała, coraz bardziej zniecierpliwiona.
— Pójdziemy wzdłuż tej dziwnej, metalowej drogi, po której czasem przejeżdżają potwory. — Kiwnął głową na tory.
— Potwory?! — wzdrygnęła się, a sierść wręcz jej stanęła dęba. — A co jeśli w nas pożre?!
— Nic się nie stanie, przestań histeryzować — warknął, mierząc Dreszczkę wzrokiem. Może powinien był zabrać ze sobą kogoś innego niż tę kulkę nieszczęścia?
— Wcale nie histeryzuję — burknęła pod nosem.
— Wcale, księżniczko — zaśmiał się. — Nie traktuj mnie jak jebanego amatora, chodzę po tej ziemi dwa razy dłużej niż ty.
Widział, jak w niej się wręcz gotowało, zęby zgrzytały, a jej pysk wykręcał się w grymasie. Miał wrażenie, jakby miała się rzucić na niego, próbując powalić Omszoną Łapę na tory, z chęcią złożenia go w ofierze dla pociągów. Przypominał mu w pewnym sensie Ciepłego. Wyglądał podobnie, gdy dowiadywał się o kolejnych wybrykach swojego brata. Dym mógłby dla nich obojga lecieć z nosa jak w tych wszystkich bajkach.
— Nie nazywaj mnie tak! — wydarła się, zagradzając drogę dla starszego członka Industrii. — Przestań w tym momencie, bo mnie popamiętasz! Dopiero wtedy zobaczysz, do czego jestem zdolna! Popamiętasz mnie.
Nie ruszyło go to zbytnio, bardziej przerażająca była dla niego burza czy trening z Sowim Pazurem. A to? To tylko kolejna mała przeszkoda na jego drodze, której jeśli będzie chciał, łatwo się pozbędzie. Przecież miał takich wiele, od swojego brata, po coś takiego jak tereny klanów. Suczka kompletnie nie była dla niego problemem. Jednym uniesieniem łapy, sprowadził ją do parteru, przytrzymując ją. Nawet nie musiał użyć zbyt dużej siły, mimo jej wyrywania się i rzucania na wszystkie strony świata. Spojrzał dla Dreszczki w oczy, mrużąc je lekko, a gdy ich wzrok się skrzyżował, zaczął mówić.
— Radzę ci jedną rzecz. To ty lepiej ze mną nie zadzieraj. — Uśmiechnął się. — Ogranicza mnie tylko moja popierdolona wyobraźnia, a jesteśmy na tyle daleko, że nikt ci nie przyjdzie na pomoc.
Niech ją Gwiezdni mają w opiece, Omszony ma dzisiaj naprawdę zły dzień.
<Dreszczka?>
[1176 słów: Omszona Łapa otrzymuje 11 Punktów Doświadczenia i 2 Punkty Treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz