nie mam pojęcia kiedy to się dzieje, w jaką porę roku ani jak dawno, obiecuje, że zrobię skipa u siebie więc możemy mieć w to wyjebane ok
— W takim razie to doskonały pomysł, moja malutka. Żadne maluchy nie powinny być bez mamusi, albo bez taty, ale w tak młodym wieku mama może być jednak trochę bardziej pomocna. Ale co nam tam, spróbujemy rozwodnić mleko i podać naszym małym sierotkom, co? Poszukaj trochę mleka, ja pójdę po wodę. — Manacik wstał, z lekkim jękiem. — Uch uch, może powinienem jednak częściej się rozciągać. Nie jestem taki stary, żeby jęczeć przy podnoszeniu się, co? Czy jestem? Może jestem. Jestem stary, malutka?
— Jesteś zdecydowanie zbyt rozgadany, jak na taki moment. Maluchy są głodne, słyszysz, jak piszczą? Jak wrócisz szybko z wodą, to nie jesteś stary.
— Ojej, to chyba mogę być stary. Skoro wolne chodzenie, to według ciebie wyznacznik, to…
— Manacie proszę!
I medyk został wygoniony z legowiska. Chwycił jeszcze tylko wykrzywione, drewniane naczynie, którego używali do przenoszenia ciekłych składników lekarstw i potuptał cicho w stronę śmiesznego małego wodospadu, z którego najszybciej można było dostać wodę. Mógł pójść nad rzekę, ale była daleko a przecież liczył się czas. Liczyło się też nieprzemęczanie się i nie wychodzenie, gdy było tak chłodno, a w środku było tak miło i przyjemnie.
Psu poszczęściło się; srebrzysty kurek sterczał ze ściany osamotniony. Nikogo nie było w pobliżu, więc Manat podstawił pod niego miskę i trącił połyskujący, śmieszny, wystający z niego uchwyt nosem. Chwila mocowania i już mógł wracać do swojej malutkiej, swoich nowych malutkich i swojego wyleżanego miejsca w posłaniu.
— W końcu! Maluchy się niecierpliwią. — Cynamonka przywitała go od razu, przejmując wodę i z nadpsią prędkością zaczęła przygotowywać kotkom posiłek.
I medyk został wygoniony z legowiska. Chwycił jeszcze tylko wykrzywione, drewniane naczynie, którego używali do przenoszenia ciekłych składników lekarstw i potuptał cicho w stronę śmiesznego małego wodospadu, z którego najszybciej można było dostać wodę. Mógł pójść nad rzekę, ale była daleko a przecież liczył się czas. Liczyło się też nieprzemęczanie się i nie wychodzenie, gdy było tak chłodno, a w środku było tak miło i przyjemnie.
Psu poszczęściło się; srebrzysty kurek sterczał ze ściany osamotniony. Nikogo nie było w pobliżu, więc Manat podstawił pod niego miskę i trącił połyskujący, śmieszny, wystający z niego uchwyt nosem. Chwila mocowania i już mógł wracać do swojej malutkiej, swoich nowych malutkich i swojego wyleżanego miejsca w posłaniu.
— W końcu! Maluchy się niecierpliwią. — Cynamonka przywitała go od razu, przejmując wodę i z nadpsią prędkością zaczęła przygotowywać kotkom posiłek.
— Jak ocena mojej prędkości? Poruszałem się wystarczająco szybko, żeby nie być starcem? Mógłbym być starcem, ale wolałbym jeszcze trochę z tym poczekać. Wiesz, starszyzna co chwila skarży się na kości, stawy, niestrawność, a ja naprawdę lubię jeść i spacerować.
— Manacie, uważam, że jesteś strasznie powolny i jeśli pytasz o to, jak chodzisz, to muszę odpowiedzieć, że straszliwie wolno. Przecież jesteś najwolniejszym psem w historii klanu, zapomniałeś już? — Spojrzała na niego, jakby upewniając się, czy nie zmartwiły go jej słowa. Jego malutka była taka miła i kochana. Odpowiedział jej swoim zwyczajowym, ciepłym, szerokim uśmiechem. — Ale nie jesteś jeszcze stary. Jeszcze trochę księżyców ci zostało. No, gotowe!
Zbliżyła się do maluchów i dała im powąchać mleczną miksturę. Zaczęły piszczeć jeszcze głośniej niż do tej pory.
Zbliżyła się do maluchów i dała im powąchać mleczną miksturę. Zaczęły piszczeć jeszcze głośniej niż do tej pory.
— Wyciągnij je Manacie, dobrze?
— Pewnie, pewnie, Cynamoneczko. Wiesz, że mam wprawę z maleństwami, choć muszę przyznać, że te tutaj to wyjątkowo niewielkie kluseczki. Śmieszne takie, prawda?
Zbliżył się do wiadra i przyjrzał im z bliska. Jego łeb znalazł się bardzo blisko maleńkich istotek, ale nie wydawały się tym przejęte. Manat pomyślał, że to pewnie dlatego, że myślą tylko o jedzeniu, i że doskonale je rozumie, i gdyby był, też by się nie przejmował żadnym gigantycznym stworem przyglądającym się mu, tylko musiał najpierw zjeść, i że musi je już wydostać z tego wiaderka, bo Pestka go skrzyczy.
Pacnął łapą i kotki prędko znalazły się na sianie, na którym spał. Zaczęły pełzać w różne strony, wystawiając maleńkie pyszczki w górę.
— Proszę, powiedz mi, że byłeś delikatny. — Cynamonowa Pestka zmierzyła go groźnym spojrzeniem, stawiając mleko na deski posadzki.
— Oczywiście, moja malutka. Przecież mnie znasz! Co teraz mam robić, pani medyk, specjalistko od maluchów? — Wyszczerzył się do niej. Dla kontrastu jednak, przy siadaniu, nieomal zmiażdżył jednego z malców. Owsianka krzyknęła jednak w porę, a wielki psiak spuścił łeb, pokazując skruchę.
— Już trochę zapomniałem, jak to było mieć takie maluchy w legowisku. Przepraszam Cynamonko, będę bardziej uważał. Wiesz, że to śmieszne, że dalej jesteś taka mała, a ja pamiętam, jak pierwszy raz tu przyszłaś i byłaś niewiele większa, od nich. Taka mniej więcej, jakby wszystkie stanęły na sobie. Brzmi, jakby to było dużo, a wcale nie, ha ha ha. — Manat mimo rozbawienia, przelawirował między kotkami, które usilnie przysuwała do miski jego uczennica. I to bez potknięcia! — Powinienem pójść po trochę siana, to zrobimy im własne posłanie. Co ty na to?
— To… bardzo dobry pomysł... Manacie... — Cynamonowa Pestka była bardzo skupiona, na zaganianiu kotków do jedzenia, więc medyk nie czekał, aż skończy sentencję i ponownie wyszedł.
Przy łuku prowadzącym, do legowisk minął Cedrową i Makową, wracające z patrolu. Zamienili parę słów (w przypadku Manata więcej niż parę) i poszli w swoje strony. Suczki były przemoczone, więc medyk zmienił plany. Postanowił pójść do brata, by zapytać, czy nie mógłby mu zabrać kawałka legowiska, bo ze stodoły nie przyniesie teraz niczego suchego. Normalnie poszedłby do mamy, ale o tej porze już zazwyczaj spała. On może jeszcze nie był stary, ale ona tak.
Płetwiasty Ogon nie był zachwycony, ale nie chcąc budzić swojej partnerki, zgodził się, jeśli Manat nie powie już ani słowa i sobie pójdzie. Ten ucieszył się i już wracał z budulcem do siebie, zadowolony, że tak akurat pomyślał i nie musiał nawet wychodzić.
Po szybkim powrocie do siebie został pochwalony za swoje szybkie poradzenie sobie ze sprawą, co podwoiło jego dobry humor. Zaczął nawet podśpiewywać piosenkę o poziomkach, ale Pestka go uciszyła, tłumacząc, że maluchy potrzebują teraz spokoju, żeby zasnąć.
Prędko uwinęli się z robieniem małego posłania i umieścili je obok tego Cynamonki. Ona stwierdziła, że tak będzie bezpieczniej, a Manacik się zgodził, bo co miał zrobić.
Kiedy kotki spały, Manat zapytał jeszcze:
Prędko uwinęli się z robieniem małego posłania i umieścili je obok tego Cynamonki. Ona stwierdziła, że tak będzie bezpieczniej, a Manacik się zgodził, bo co miał zrobić.
Kiedy kotki spały, Manat zapytał jeszcze:
— A jak je nazywamy? — Przyciszył szybko głos, po zobaczeniu miny Owsianki. — Mam kilka naprawdę dobrych, posłuchaj. Pomidorek, Śliweczka, Arbuzik, Jabłuszko, o, to może być nawet na twoją cześć, Gruszka, może Ziemniak, ale nie wiem. Możemy któregoś nazwać Ziemniak? Pozwól mi nazwać chociaż jednego, jak Ci się nie spodobały te, to mam jeszcze trochę w zanadrzu, posłuchaj…
— Jak tak słucham, to cieszę się, że ja zostałam Pestką. Ukatrupiłabym cię, gdybyś mnie nazwał Cynamonowym Ziemniakiem.
— O, no wiesz co, to nieładnie tak mówić. Ja bym ciebie nigdy nie ukatrupił. Ale ty nie pasujesz na Ziemniaczankę. Jesteś Pestką. Taką malutką, od jabłuszka. Ale też dla ciebie wszystko to pestka, jesteś taka zdolna i tak sobie dobrze radzisz ze wszystkim. Na ceremonii, wiesz, tej z twoim mianowaniem, pociekły mi łzy, wiesz? Taki byłem dumny z ciebie, moja malutka. I sobie pomyślałem wtedy, że łzy są jak pestki jabłuszek, więc pasuje, ha ha ha. Mówiłem ci to już?
Cynamonka spojrzała na niego czule i przysunęła się, tak, że stykali się bokami.
Cynamonka spojrzała na niego czule i przysunęła się, tak, że stykali się bokami.
— Nie, Manacie. A… A ty wiesz, dlaczego zostałeś Manacim Olbrzymem? — zapytała, przekrzywiając łeb.
— O tak, pytałem Płomienny Zachód, dopóki się nie ugiął i mi nie powiedział. Otóż olbrzym, to słowo, które kiedyś usłyszał, od jakiegoś obcego psa, włóczęgi, którego leczył. Spadły na biedaka skały, a Płomienny ocalił mu życie. Doglądał go jakiś czas i rozmawiali o świecie i o tym, co tamten widział i słyszał. A ten opowiadał mu, że tak wołali na wielkiego, ciemnego psa, największego, jakiego widział. Płomienny mówił mi potem, że Gwiezdni przypomnieli mu o tym spotkaniu w noc przed moim mianowaniem. Stwierdził, że to pasuje i że to może był mój ojciec.
— Myślisz, że to mógł być on?
— Nie jestem pewien. Może. Jeśli tak, to wspaniale, ale już tyle księżyców żyję z tym imieniem, że to już jest po prostu moje imię. To ja. Ale trochę miałem z początku za złe Gwiezdnym, że zesłali mu ten sen. Już mi przeszło, bo to w końcu przodkowie, musieli wiedzieć, co robią. Ale byłem niezadowolony, bo mentor powiedział mi, że wcześniej czuł, że powinienem być Manacim Wodorostem. Wyobrażasz sobie?! Takie imię przeszło mi koło nosa.
Cynamonka zaśmiała się.
— Ale posłuchaj, co z tymi imionami dla kociaków? O, wiem! Jednego nazwijmy Wodorost, jednego Jabłuszko, na moją i twoją cześć. A jednego nie wiem, może ty coś wymyślisz?
Owsianka tylko pokręciła głową i go uciszyła.
<Cynamoneczko?>
[1242 słów: Manaci Olbrzym otrzymuje 12 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz