19 sierpnia 2021

Od Południowej Łapy

Niespokojnie spoglądał na topiący się śnieg. Pod jego łapami zamiast zimnego puchu, tkwiła spora kałuża wody zmieszanej z ziemią. Uniósł przednią kończynę i uderzył w taflę błota, patrząc z satysfakcją na lecące we wszystkie strony krople brudu. Na jasnym futerku Południa pojawiły się brązowe plamy, którymi ani trochę się nie przejął. Nawet cieszył się z bycia bardziej kolorowym. Mózg młodego nie pojmował wielu rzeczy, a zmiana pory roku z pewnością do nich należała. Bowiem dlaczego tak nagle temperatura otoczenia wzrasta, a słońce śmielej wychyla się zza chmur? Czemu to z nieba nie spadają już te białe płatki, a jedynie czasami zdarzają się krople śmiesznego deszczu, przypominającego psie siki?
Samoyed tego nie rozumiał, a żaden z dorosłych wojowników nie raczył udzielić mu wystarczająco dobrej odpowiedzi, dzięki której nie musiałby ich już tak nieustannie męczyć seriami głupich pytań. Notorycznie powtarzał je, czepiając się ogona starszych psów i mamrocząc pod nosem prośby o wyjaśnienie tych nienormalnych zdarzeń. Nie uważał się za upierdliwego, był jedynie ciekawski. Ktoś uznałby, że nadmierne zainteresowanie mogłoby kogoś mocno zirytować, a jednak według tego tutaj nie było to nic złego.
Zabawa z kałużą błota znudziła mu się w momencie, gdy sierść na jego łapach była już całkowicie posklejana od brudu. Zawrócił do stajni, pozostawiając za sobą brązowe ślady, prowadzące wprost do legowiska uczniów. Niesamowita była ta nagła zmiana otoczenia, otrzymanie nowego imienia i własnego mentora, którego zadaniem było wyszkolić go na prawdziwego wojownika. Choć dopiero zaczął swoją nową drogę życia, nie mógł się doczekać dnia, w którym wskoczy na wyższą rangę i będzie bezkarnie mógł szwendać się po okolicy i polować dla swojego klanu, w imię wiary, którą przyjął od razu po przybyciu tutaj. Nie kwestionował istnienia Gwiezdnych, ufał otaczającym go osobnikiem, a skoro oni twierdzili, że ktoś nad nimi czuwa, to i biały tak twierdził.
Było dosyć wcześnie, ale postanowił już rozpocząć czekanie na mentora. Kaczy Plusk wydawał się specyficzny, gdyż ilekroć jasny zrywał się z rana, by biec na trening, ten dopiero przewracał się na drugi bok, zastanawiając się, czy w ogóle jest sens w wychodzeniu ze swojego przyjemnego łoża. Uczeń musiał wykazywać się wielką determinacją, by zachęcić starszego od siebie psa do wyjścia z nim gdziekolwiek. A o ćwiczenia i praktyki było jeszcze trudniej, bowiem czarnawy wydawał się zapominać o tym, że miał kogoś do wyszkolenia. Dopóki Południowa Łapa nie przypominał mu o obowiązkach, ten zajmował się własnymi sprawami, jakimi w głównej mierze było spanie i jedzenie.
Wystarczyło, by ogromna kula futra wychyliła się zza wejścia stajni, a już nie było odwrotu. Samoyed rzucił mu się pod nogi, plącząc się między jego kończynami i przebiegając pod nim, przy okazji zahaczając za każdym razem uchem o jego brzuch i powodując łaskotki.
— Idziemy? Idziemy już? Naprawdę już idziemy? Nie mogłem się od rana doczekać naszych treningów, a ty? Powiedz, że też! Proooszę, byłem grzeczny, pójdziemy już? Chyba długo spałeś, to czas iść rozruszać trochę kości, prawda? — trajkotał z takim przejęciem, jakby świat miał się zaraz skończyć.
— Oh, a nie możemy póżniej? — spytał, uciekając wzrokiem od swojego rozmówcy. — Jestem głodny, jak zjem, to pójdziemy.
— A gdzie pójdziemy? — Czarne oczy młodego zaświeciły z ekscytacji. — Bardzo daleko, daleko, niedaleko, blisko, czy raczej bardzooo blisko? Chciałbym pójść gdzieś dalej, mam ochotę na przygodę, a ty? Poszedłbyś ze mną gdzieś daleko? W sumie to ja byłem kiedyś daleko stąd, wiesz? Przyszedłem z daleka, moi dwunożni mieszkali w mieście, blisko tych takich głośnych ulic, byłeś tam kiedyś? Ja byłem, chodziłem z nimi po drogach, a oni trzymali mnie na takim śmiesznym czymś, fajnie, co nie? — szczekał dalej.
Kaczy Plusk próbował taktycznie wycofać się od ucznia, ale w pewnym momencie nadepnął sobie na własną łapę i upadł na ziemię. Nim się otrzepał i wstał, minęło kilka dłuższych chwil.
— Poczekaj, to ty byłeś pieszczochem? — zdziwił się, a jednocześnie wydawał się być w końcu czymkolwiek zainteresowany. Jak na zawołanie usiadł, zgarbiony, ale spojrzenie jego bursztynowych ślepi utkwiło na Południowej Łapie.
— No byłem, nie wiedziałeś tego? Ja wiedziałem, ale w sumie głupio, gdybym nie wiedział, no bo to w końcu ja jestem sobą i to ja żyje swoim życiem. Niektórzy podobno mają tak słabą pamięć, że nie pamiętają, co robili zaledwie kilka chwil wcześniej, ale ja mam dosyć dobrą pamięć! Pamiętam moich dwunożnych, ale nie wiem, czy oni mnie. Może kiedyś ci ich przedstawię, chcesz? — wyrzucił uradowany swoim świetnym pomysłem. Czarnawy przez chwilę miał wysoko postawione uszy, okazując młodszemu dużą dawkę uwagi.
— To wydaje się ciekawe… — mruknął cicho i wbił spojrzenie we własne łapy. — No dobra, może kiedyś o tym pomyślimy. Teraz muszę zjeść i możemy… My możemy dzisiaj… Hmm… — zaczął zastanawiać się na głos. — Pójdziemy pozwiedzać tereny, dobra?
— Ale ostatnio też zwiedzali
— To znowu je zwiedzimy. Żebyś na pewno pamiętał, co gdzie jest. Um… Dobry wojownik musi orientować się w terenie! Jesteś w stanie być na tyle skupionym, by po samym zapachu określić swoje położenie?
Wydawało się, że Kaczy Plusk nawet nie wie, co robi, a mimo to Południe tego nie zauważył. Owszem, jego mentor wydawał się leniwy, ale nie przeszkadzało mu to.  Sam miał w sobie tyle chęci do życia, iż nawet nie zauważył braku energii u swego nauczyciela
Odsunął się bok, obserwując uważnie, jak pewna duża kula futra wędruję powoli w stronę stosu ze zwierzyną, po czym zabiera jeden z największych kąsków i siada na drugim końcu obozu, by w spokoju zjeść. Biały obserwował go przez cały czas, nie mogąc z ekscytacji usiedzieć w miejscu. Przeskakiwał z łapy na łapę i radośnie podszczekiwał, zwracając uwagę każdego mijającego go osobnika
W pewnym momencie zaczął się nawet niecierpliwić. Zrobiło się trochę chłodniej, wielu wojowników zdążyło już opuścić obóz, a czarnawy ledwo kończył swój posiłek. Gdy Południe spostrzegł, że zostały mu resztki, ruszył pędem ze swojego miejsca i w sekundę znalazł się przy nim
— Możemy już iść? Proszę, chodźmy już! Wszyscy już gdzieś poszli, tylko nie my — rzucił z lekka zawiedziony. – Dzień mija, a my jeszcze nic nie zrobiliśmy, chyba czas już iść, prawda? Proszę choodźmy! Bardzo ładnie proszę! – jęczał dalej
— Dobra, dobra, już idziemy — westchnął, podnosząc z ziemi swoje cztery litery. Leniwie machnął łapą, stawiając pierwszy krok. Szedł niemalże w ślimaczym tempie, a podekscytowany uczeń skakał dookoła niego, licząc, że w ten sposób go pospieszy
— Pójdziemy najpierw na... na pole — oświadczył, skręcając za budynkiem stadniny
Samoyed ucieszył się, bo w tym miejscu biega wiele gryzoni i chociaż były to jego początki, liczył, że uda mu się coś złapać. Merdał ogonem,  podążając za mentorem i rozglądając się uważnie po terenie. Już po chwili ich otoczenie uległo zmianie. Południowa Łapa był zbyt niski, by widzieć cokolwiek wśród tych wysokich zbóż i innych roślin, których nawet nie potrafił nazwać. Podskakiwał, ale nic mu to nie dało
Kaczy Plusk nie zwracał na niego uwagi, chcąc jak najszybciej skończyć dzisiejszy trening i wrócić do obozu, gdzie mógłby sobie pospać
Biały nie upominał się, chcąc wykazać się odrobiną samodzielności i w końcu coś zrobić. Słysząc pisk, gdzieś daleko po lewej, zatrzymał się i spojrzał w wyznaczonym kierunku. Przed oczami przemknęło mu drobne zwierzę, a on bez chwili namysłu rzucił się w jego stronę. Biegł, skupiając swój wzrok na szarawym stworzonku. Gryzoń musiał zdawać sobie sprawę z tego, że coś go goni, bo przyspieszyło. W pewnym momencie skoczyło do jakiejś dziury w ziemi i tyle było z całego polowania
— Południowa Łapo! Gdzie jesteś? — krzyk wojownika rozniósł się po terenie. Uczeń obrócił głowę i spostrzegł za sobą masywne ciało mentora. — Nie możesz tak uciekać, musiałbym cię potem szukać, a to taka strata czasu
— Przepraszam, widziałem coś i chciałem to złapać, ale tutaj się schowało — mruknął rozczarowany i pokazał na głęboki i wąski dołek w ziemi. Było mu przykro, że się nie udało, ale nie zamierzał się tak łatwo poddawać
— Od razu czegoś nie upolujesz, może następnym razem, teraz chodź, nie ma czasu — wymamrotał i znowu poszedł dalej, nawet nie czekając na rasowego psiaka. Ten spojrzał jeszcze na moment w miejsce, w którym zniknęła jego potencjalna ofiara, a potem westchnął i ruszył za mentorem
Nie zrobili dzisiaj zbyt wiele, ale naprawdę nie marudził. Zwiedzanie terenów nie było spełnieniem jego marzeń, ale powtarzał sobie, że następnym razem na pewno będzie ciekawiej.

[1334 słów: Południowa Łapa otrzymuje 13 Punktów Doświadczenia oraz 3 Punkty Treningu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz