31 sierpnia 2021

Od Zroszonej Łapy

Stąpałam radośnie, ugniatając pod łapami łodyżki uschniętej trawy. Życie było takie piękne! W klanie urodziły się kolejne szczeniaczki, och, takie bąbelki malutkie, puchate pączusie: Tojadek, Bryzek, Ćma, Mgiełek i Szczurek. Muszę przyznać, że najbardziej pokochałam Szczurka. Jest przekochany, taki optymista, milutki, uroczy skarbek. 
Ale wszystkie są słodkie. I to jak! 
Potrząsnęłam głową, gdy motyl, przelatując przed moim pyskiem, musnął mi nos. Zamyśliłam się. 
Może następny miot urodzę ja? Uwielbiam szczeniaki i myślę, że zostałabym wspaniałą matką; pomocną, przyjazną, o, taką wymarzoną! Blask, który był w moich oczach, w jednej chwili zgasł. 
Wymarzona matka… W zasadzie, jaka by była? 
Moja własna mnie zostawiła. Poszła sobie, o tak, normalnie, bez wyrzutów sumienia. Miała mnie gdzieś. Chciała się mnie pozbyć. Porzuciła mnie na torach kolejowych. Byłam dla niej gównem. 
A co, jak będę taka sama? 
Nie podołam zadaniu? 
Zmarszczyłam brwi, starając się myśleć logicznie, realistycznie. 
Zacznijmy od tego, że nie znam samca, który mógłby zostać ojcem moich bąbelków. Jestem młodą, niedoświadczoną uczennicą, która w razie niebezpieczeństwa nie mogłaby obronić swoich dzieci: nie mam umiejętności wojowniczki. W klanie nie mam rodziny, która w razie mojego wypadku zajęłaby się szczeniakami. Chyba, że miałabym pomocnego, rodzinnego i oddanego partnera. Ewentualnie partnerkę, byleby ktoś załatwił mi te płody w brzuchu. 
I wtedy, gdy tak dumałam nad moją przyszłością i wyobrażałam sobie moje prawdopodobnie rude (rudy jest śliczny!!!) dzieci, zobaczyłam jego. 
Moje serce szybciej zabiło, a oczy zrobiły się maślane. W zasadzie, co to znaczy „maślane”? Że z masła, maśleny, maślanegi? Ale co to niby jest? 
Nie ważne, kurczaczki, nieważne! Wracajmy do jego opisu, tak? Tak, oczywiście. 
Ten wojownik był wspaniały. Małe oczy, idealne, nie lubię dużych. Podłużna głowa, z garbem na nosie. Och, jaki seksy. Najkrótsza sierść, jaką w życiu widziałam, wygląda, jak gdyby był łysy. Wspaniale, jego futro nie będzie tak brudne i zaplątane. Uszy umieszczone tak mocno z tyłu głowy, przez co wygląda, jak gdyby ktoś mu zajebał połowę czaszki i przylepił jakąś krzywą, od obcego psa. Łapki jak u zajączka. Ciekawe, czy też ma tak dużo potomstwa, jak zajączek. Uroczo by było! Oryginalna uroda, a dodatkowo zna się na rzeczy! 
— Cześć! — krzyknęłam w jego stronę, podbiegając do niego. Uśmiechnęłam się i zatrzepotałam rzęsami. — Jesteś Słowiczy Brzask, nie? Tak czy nie? Miło cię poznać, wojowniku wspaniały! Co tam u ciebie? Mam nadzieję, że wszystko dobrze! Świat jest taki piękny: o, zobacz, ptaki skaczą z gałęzi na gałąź, ee, jeden spadł, ale to nieważne! Spaliny z potworów unoszą się w powietrzu, och, jak to napierdala w nos- hm, znaczy się, nie, nie, śmierdzi, o tak, jestem wychowana przecież! Ładnie jest, bardzo, bardzo ślicznie! 
Słowiczy roześmiał się. Oooo, jaki on ma uroczy śmiech… 
— Tak, rzeczywiście dzisiaj jest bardzo ładny dzień! 
Zachichotałam, a w głowie mi się zakręciło. 
— No, szkoda tylko, że mamy w klanie drobne problemy… Liderka już coraz starsza, niedawno była wojna… 
Słowiczy Brzask zamrugał oczami, zdziwiony na mnie patrząc. Po chwili, na jego przystojnej mordce znów zakwitł uśmiech. 
— Problemy? Jakie problemy? — machnął niedbale łapą. — Grunt to mieć nadzieję! Na pewno wszystko się ułoży, zresztą, już jest lepiej! 
Przygryzłam wargę na samo wspomnienie bezwładnego, nieżywego ciała Pajęczego Odwłoka i jego matowych oczu; to był jeden z psów, które mnie znalazły na torach kolejowych, gdy porzuciła mnie matka. Szkoda, że umarł, bardzo go lubiłam! Moje spojrzenie stało się niewyraźne, a w oczach poczułam łzy. 
— Nie płacz, Zroszona Łap- 
ON ZNA MOJE IMIĘ!!! Po łzach nie pozostał nawet ślad. Zakręciłam się w kółko, szczekając radośnie. CZYLI MNIE KOJARZY! TO WSPANIALE! Oczyma wyobraźni już widziałam mój wielki brzuch, zatroskane spojrzenia Wodnych, częste wizyty u Podgrzybka, wesołe rozmowy i pełen cierpienia poród; zwieńczeniem tego wszystkiego byłyby biegające wokół mnie kolorowe kruszynki! 
— Znasz moje imię! — krzyknęłam, znów mrugając jak szalona oczami. — W ogóle, to jesteś t a k i przystojny! 
— Wiem — wojownik pokiwał głową, po czym zaśmiał się delikatnie. — Dziękuję. 
Popatrzył się wprost na mnie, promiennie się uśmiechając. Jego brązowe oczy były pełne blasku, a zęby krystalicznie białe. 
O. Mój. Boże. 
TO MUSI BYĆ OJCIEC MOICH DZIECI!!! 
 
 [656 słów: Zroszona Łapa otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia oraz 1 Punkt Treningu]

Od autorki: Kurczaczki, to opowiadanie składa się z rzygów, cringe i popierdolonej Zroszonej. Dziękuję za uwagę.
PS mam nadzieję, iż nie popsułam charakteru Słowiczego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz