31 sierpnia 2021

Od Jazgotka (Jazgoczącej Łapy) CD Jazgotu


Oczy Jazgotka rozszerzyły się, a ogon zamerdał, ubijając biały piach.
Czy przypadkiem się nie przesłyszał? Poruszył uszami, wywalając język. Nie, chyba nie. Czyli że to jest Jazgot? TEN Jazgot?
Przyglądnął się Bezgwiezdnemu, raz za razem mrużąc oczy, to znowu je szeroko otwierając. Mimo średnich, jeśliby nie małych rozmiarów, wojownik wyglądał bardzo dobrze; błyszczące futro, upstrzone plamkami, silne mięśnie oraz zdrowe kończyny, świadczące o zwinności, zręczności i niebywałej sile. Jazgotek był pod wrażeniem, skacząc wzrokiem po otoczeniu, by za chwilę znów utkwić spojrzenie w imiennika.
— TY JESTEŚ JAZGOT? — szczeknął, znacznie głośniej, niż myślał. Bezgwiezdny wyglądał na zbitego z tropu, a kilka dwunogów na plaży zachichotało, sypiąc piasek w powietrze. — BABUNIA MI O TOBIE OPOWIADAŁA, WIESZ?
Wojownik zamrugał oczami, łącząc fakty. Piesek, zbyt podekscytowany, zakręcił się w miejscu, nie nadążając za swoimi myślami.
— MUSISZ BYĆ ŚWIETNYM WOJOWNIKIEM! — krzyknął z entuzjazmem. Nie pamiętał, kiedy ostatnio się tak nakręcił. — BABCIA MÓWIŁA, ŻE WYGRAŁEŚ Z NIĄ KŁÓTNIĘ! TO PRAWDA?
Jazgot podążał wzrokiem za szczeniakiem, który podskakiwał w miejscu; po chwili kaszojad otrząsnął się mocno, starając się uspokoić. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała, w szybkim oddechu. Brązowe, dziecięce oczy błyszczały, utkwione w te dorosłe, krwistoczerwone.
— Twoja babcia to... Malwowy Ogon? — zadał pytanie Jazgot, przyglądając się uważnie szczeniakowi. Nie wiadomo, co mu właśnie chodziło po głowie, jednak szczenię posłało mu przepraszający uśmiech. Tak na wszelki wypadek.
— Tak, tak, oczywiście. — Potaknął głową, starając się przybrać spokojny ton. 
W rzeczywistości nie było to łatwe, bo w środku Jazgotek nadal był cholernie podekscytowany. Bezgwiezdny odchrząknął, jak gdyby nie pewien, jak ma na to zareagować, czy nadal po części będąc myślami we wspomnieniach; a może i to, i to. Szczeniak, nadal cały czas waląc ogonem na boki, przystąpił z łapy na łapę, podchodząc jeszcze bliżej do morza; zmusił się do oderwania wzroku od wojownika, próbując ujarzmić swoje emocje.
Spokojne fale teraz go dosięgły, mocząc słoną wodą szczenięce, ciemnoróżowe poduszki. Mewy człapiące po piasku wyrywały sobie kawałki bułki, którą udało im się wyżebrać od młodych dwunogów, raz za razem wybijając się w powietrze; srebrzystobiałe skrzydła trzepotały w powietrzu, a letni wiaterek wiał delikatnie, gorącymi, regularnymi podmuchami. Większość dorosłych dwunogów leżała na plaży, brzdękając kolorowymi szklankami z orzeźwiającymi napojami, chociaż niektórzy z nich pływali w błyszczącej wodzie. Szczeniak wciągnął głęboko w płuca świeże, morskie powietrze, delikatnie się uśmiechając. Po paru wdechach i wydechach odwrócił wzrok od szumiącej wody, z powrotem przyglądając się Jazgotowi; jego obecność była dla niego tak cenna, a równocześnie niemożliwa, jak gdyby właśnie ujrzał legendę. Zdrową, młodą i przerażająco silną, jak na swoje rozmiary psią legendę.
Cisza, chociaż w rzeczywistości nie trwała długo, dla Jazgotka ciągnęła się przez wieki; myśli szczeniaka, dotychczas już lekko uspokojone, znów zaczynały być coraz bardziej paniczne i pozbawione sensu. Nie wiedział, o co dokładnie chodziło z Malwową i Jazgotem; dlaczego Jazgot zamilkł? Czy w rzeczywistości ich kłótnia wyglądała inaczej? Albo była po prostu bajką? Zamarł. Przecież takim razie robi z siebie idiotę.
Ale, zaraz. Przecież Jazgot istniał. Znał Malwową. W takim razie Babcia nie mogła kłamać.
— Hmm... — zmusił się do wyduszenia z siebie słów; gdy pierwsze sylaby wydobyły się z jego gardła, kolejne przychodziły z coraz większą łatwością. — Czy to, że moja babcia jest Malwowym Ogonem, jest złe?
Jego serce, dotychczas rozpędzone, zatrzymało się. Młode dwunogi chichotały, chlapiąc sobie słoną wodą do oczu, mewy wrzeszczały, srając, gdzie popadnie, a on, jedyne co był w stanie zobaczyć w zadowalającej ostrości to pysk Jazgota; otoczenie wokół niego się rozmyło.
— Nie, nie — zaprzeczył szybko Bezgwiezdny. — Malwowa jest po prostu specyficzną suką — urwał na chwilę i, po krótkiej chwili wahania, zaczął mówić dalej. — Wiesz, żaden pies nie wybiera sobie rodziny; a przynajmniej tej biologicznej — zamilkł na uderzenie serca. — Moją rodziną na przykład są Bezgwiezdni.
Szczeniak zamrugał oczami, czując w jednej chwili ulgę, lecz także i… ciekawość. Nadstawił uszu, ukazując swe zainteresowanie.
— Uważam, że Bezgwiezdni to silny klan — zaczął z ulgą, że rozmowa na nowo się zaczęła. W głowie szukał odpowiednich słów, by powiedzieć wszystko tak, jak należy, ale też i dowiedzieć się czegoś nowego o niewierzących, a przede wszystkim o Jazgocie. — Nie bali się zmian, stworzyli własną społeczność i zasady.
Wziął wdech, utrzymując kontakt wzrokowy z wojownikiem. Bał się, co może zaraz usłyszeć, a jednak wątpliwości, pytania i domysły kłębiły się w jego głowie.
— Ale… — Chociaż początkowo planował zapytać się Jazgota o jego rodzinę prosto z mostu, zmienił zdanie. — Jak dołączyłeś do swojego klanu? Oczywiście, jak nie chce… — zawahał się na chwilę, ostatecznie jednak decydując się na zwrot grzecznościowy — p-pan odpowiadać, to nie musi.
Zapowietrzył się, gubiąc się w swoich słowach.
— Ee, oczywiście pytam tylko z ciekawości — dodał szybko, kiwając sztywno głową. Cholera, po prostu był ciekawy, był tylko gówniakiem. Dlaczego to wyszło tak sztucznie?

<Jazgot?>
[769 słów: Jazgocząca Łapa otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia oraz 1 Punkt Treningu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz