26 września 2021

Od Borsuczego Upadku CD Jaszczurczego Ogona


Głos Jaszczurczego Ogona wyrwał go z zamyślenia — a raczej panicznej gonitwy myśli i żałosnych prób powstrzymania tego szalonego wyścigu dziejącego się w jego głowie.
Odkąd stało się to (Borsuczy Upadek nie miał odwagi nawet nazywać tej sytuacji, chociaż cichy głos w jego głowie uparcie wyszeptywał słowo morderstwo, gdy tylko o niej myślał), działał całkowicie mechanicznie. Walka, polowanie, sen, jedzenie: wszystko działo się tak, jakby sterowała nim maszyna. Nie myślał, co robi, bo całą energię poświęcał na zadręczanie się sekretem, którego nie znał nikt poza nim i Jaszczurczym Ogonem.
No właśnie, Jaszczurczy Ogon właśnie do niego mówił. Co gorsza, mówił o tym zdarzeniu (morderstwie, uparcie podpowiedział głos. Gdyby Borsuk chciałby być choć trochę bardziej niemiły dla własnego umysłu, odpowiedziałby zamknij się.).
Niezależnie, ile razy łaciaty wojownik się do niego odzywał, za każdym razem powodowało to szok. Borsuczy Upadek miał wrażenie, że taki odważny i silny pies, jak on, nie miał powodu, żeby rozmawiać z nim z własnej woli, nawet jeśli rozmowa oznaczała zaledwie wymianę dwóch zdań między sobą. Co więcej, Jaszczurczy Ogon był dla niego miły: znaczy się, na tyle, na ile dało się go miłym nazwać. Ale po Płomiennym Krzewie standardy Borsuka sięgnęły poniżej punktu zero, więc jeżeli ktoś nie nazywał go chodzącą porażką w średnio co drugim zdaniu i nawet mówił mu, że wcale nie jest złym psem, dla niego był kimś wyjątkowym.
Borsuczy Upadek nie kontynuował rozmowy; nie uważał, żeby był jej godny. Sprężystym, wyuczonym krokiem ruszył za wojownikiem na patrol.
Jak za każdym razem, w jego pamięci nie zostało ani jedno zdarzenie. Mózg niczym zepsuta płyta wyświetlał wciąż jeden obraz, niezmiennie splamiony czerwienią.
***
Życie Borsuka się zmieniało: jego matka odeszła na zasłużoną emeryturę i coraz więcej czasu spędzała w legowisku starszych, klan się rozwijał, czarny pies otrzymał nawet stanowisko mentora.
W jego nędznym istnieniu pozostawały tylko dwie stałe: wygrawerowane w pamięć okrutne wspomnienie i Jaszczurczy Ogon.
Po takim czasie powinieneś już o tym zapomnieć, Borsuczy Upadku, powiedziałby każdy, gdyby ktokolwiek znał jego tajemnicę. Był w końcu wojownikiem: w życiu wojownika walka była nieunikniona, a w parze z walką nieuchronnie szło zabijanie. Taka była teoria; w praktyce Borsuk czuł się brudny.
Dbał o futro jak nigdy wcześniej (matka żartobliwie rzucała, że teraz lśniło bardziej, niż to należące do Liska-pedanta), bo za każdym razem, gdy na nie spoglądał, miał wrażenie, że pokrywa je obrzydliwa, zaschnięta krew. Nieważne jednak, ile razy je wylizywał, nie mógł pozbyć się tej myśli. Sierść na łapach zaczynała się przerzedzać od uporczywego czyszczenia ich całymi dniami, ale to go nie powstrzymywało. Chciał móc w końcu zapomnieć.
Znienawidził smak krwi tak bardzo, że nie miał ochoty jeść: do tej pory kuszący zapach świeżo zabitej zwierzyny kojarzył mu się tylko z odrzucająco metalicznym posmakiem, który poczuł wtedy w pysku. Choć różnica była wyczuwalna, Borsukowi i tak wydawało się, że dopiero co upolowany królik smakuje tak samo, jak rozerwane gardło kompana Łaty.
A Jaszczurczy? Choć wiedział, co okrutnego zrobił Borsuk — coś, co sprawiało, że czuł się najgorszą osobą na świecie — wcale nie traktował go jak mordercy. Na dodatek, jako jeden z niewielu psów w klanie spędzał z nim czas. Może i ten czas tak naprawdę był niczym więcej niż wspólnymi patrolami i polowaniem, ale jednak kiedy wszystko wewnątrz Borsuczego Upadku drżało w posadach, Jaszczurczy Ogon był obok. Czasem nawet posyłał mu nikły uśmiech.
Był za niego cholernie wdzięczny, bardziej niż kiedykolwiek mógłby przyznać.
Dziś czekało ich kolejne polowanie. Tym razem czarno-biały wojownik nie zabierał ze sobą Karmazynowej Łapy — uczeń był dość zmęczony po wczorajszym wieczornym treningu i pewnie wciąż go odsypiał. Borsuk nie miał bladego pojęcia, jak pełnić rolę odpowiedzialnego mentora, ale był pewien jednego: nie chciał wywierać na młodym żadnej presji, jeżeli nie był do tego zmuszony.
Zbyt dobrze pamiętał gniewny głos Płomiennego Krzewu.
Karmazynek był jednak naprawdę świetnym uczniem: chętnym do nauki, otwartym i posłusznym. Nie było potrzeby specjalnie go ustawiać. Dostawał zadania do wykonania i starał się spełniać wszystkie swoje obowiązki jak najlepiej. Chyba tylko to ratowało go przed całkowitą mentorską porażką, myślał Borsuk.
Zmęczony uśmiechnął się do Jaszczurczego Ogona, łapa w łapę wychodząc z nim z obozu. Jak zwykle, nie rozmawiali zbyt wiele, ale Borsuczemu wystarczała sama jego obecność i świadomość, że jest ktoś, kto go nie nienawidzi. To było nawet więcej, niż mógł kiedykolwiek sobie życzyć.
Spokojnie tropienie wśród wysokich traw przerwał im jednak ostry, nieprzyjemny zapach.
Borsuk, pomyślał Borsuczy Upadek, co zaraz później słownie potwierdził jego towarzysz.
Co robił borsuk w okolicy domostw Dwunogów? Nie mieli pojęcia, ale jeśli zbliżyłby się do obozu, Tenebris mogłoby mieć kłopoty.
<Jaszczurczy Ogonie?>
[746 słów: Borsuczy Upadek otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia, a Karmazynowa Łapa 2 Punkty Treningu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz