10 września 2021

Od Jazgotu CD Jazgoczącej Łapy

 Małe, Jazgotowe serduszko zabiło ciut mocniej, gdy widział ekscytacje na pysku Jazgotka. Było w tym oczywiście jeszcze bardzo dużo niezrozumienia, bo naprawdę? Malwowy Ogon go najwyraźniej szanowała? Dlaczego? Bo kłócił się z nią na zgromadzeniu? Czy to był jakiś nieprzyjemny żart, którego maluch jeszcze nie zrozumiał?
Nie miał siły łamać mu serca, uświadamiając, że on i jego babcia nie byli w najlepszej komitywie. Widzieli się raz i to mu zupełnie starczyło. Na świecie mnóstwo było psów, które nie lubiły bezgwiezdnych, a ona tylko była jednym z nich. Co prawda szczeniak nie przeniknął tymi ideałami, ale Jazgot zastanawiał się, czy nie powinien tu dodać swoją jeszcze.
— Jak dołączyłem… no, przede wszystkim, nie mów mi pan. Nie jestem przecież taki stary — uśmiechnął się do malucha. Pan Jazgot. Może za sto księżyców mu się to spodoba. — Moja matka… mama, moja mama przyszła do bezgwiezdnych po wojnie, a ja byłem już w jej brzuchu. Narodziłem się już właściwie jako Bezgwiezdny. Ale wiesz co?
— Co? — zapytał Jazgotek ze słabo skrywanym entuzjazmem. Naprawdę był przeuroczy.
— Moja mama była z Industrii. Kto wie, może tak naprawdę jesteśmy dalekimi kuzynami?
— Naprawdę? — Aż ogonek zaczął mu się merdać.
— Pewnie! Zresztą zobacz, jesteśmy do siebie całkiem podobni! Mamy nawet plamki na pysku prawie w tym samym miejscu!
Jazgot nigdy specjalnie nie interesował się tą stroną rodziny. Nie wyobrażał sobie raczej, że wejdzie pewnego dnia do Industrii i zostanie powitany przez wujki i ciocie. Kto wie, może rzeczywiście coś łączyło go z dzieciakiem. I tak nie sposób to sprawdzić. Mimo wszystko, to była całkiem miła myśl.
— Coś długo nie wraca twój mentor — powiedział. Miał nadzieje, że nie zabrzmiało to niegrzecznie.
— Może siedzi z Owczym Sercem, to jego siostra — wyjaśnił szczeniak. — Została zaatakowana przez inny klan.
— Oj… — serce Jazgota na moment zamarło. Czy to ich wina? Nie, nie, wiedziałby o tym. Tylko Księżyc miał ostatnio jakieś nieprzyjemne spotkanie z Industrią, a i tak poradził sobie bez krzywdzenia nikogo. To musiało być Flumine. — Jestem pewien, że Peter ją wyleczy.
— Znasz naszego Medyka?
— Rozmawiałem z nim. Tak samo z liderką i Różanym Płatkiem. Jesteśmy w końcu sąsiadami. Jeżeli ktoś się zbyt rozpędzi, to może przypadkiem przekroczyć granice — zażartował.
Młodzik nie wydawał się zaniepokojony stan wojowniczki, więc Jazgot też nie był. To nie ich wina, stosunki nie będą znowu popsute. Pewnie medyk nakładał teraz na jej ranę kolejne mazidła albo obmywał wodą. Zbytnio się tym wszystkim przejmował, ale ostatnie czego potrzebował, to kolejne zamieszania w klanach.
— Czym to się różni. Znaczy, bycie w Bezgwiezdnych a w gdzie indziej? — zapytał. Zdawał się ważyć słowa, jakby bal się tych nieodpowiednich. Oj skąd Jazgot to znał.
— Hm… myślę, że jest u nas pewien rodzaj tolerancji i chaosu, który nie występuje w innych klanach. Musieliśmy przyzwyczaić się do myśli, że wszyscy pochodzą z różnych klanów i każdy niesie ze sobą wojenne piętno. Trzeba być wyrozumiałym, by tu dołączyć. Rozumieć, że wiele psów zostało na zawsze złamane przez wojnę. Mnie ona ominęła, podobnie jak ciebie, ale im zmieniła cały świat.
Jazgotek pokiwał głową. Wydawał się inteligentnym maluchem. Całkiem spokojnym jak na swój wiek, gdy minęła pierwsza ekscytacja. W tym był podobny do jego uczennicy.
Wydawało mu się, że minęły wieki, od kiedy Drzazga była tak niska. Strasznie szybko dzieciaki dorastają, czy się tego chce, czy nie. On sam w końcu, przeszedł z uczniaka w wojownika w trakcie epidemii. Nawet sam nie zauważył, kiedy zaczęło mu się zmieniać myślenie. Dawne problemy zaczęły wydawać się tak nieistotne, a szczenięce postrzeganie świata paskudnie naiwne. Ten maluch naprawdę przypominał mu siebie. Może to przez to imię.
Teraz sam był mentorem. Czasami brakowało mu nawet pomysłów, czego nowego uczyć. Ostatnio znów wyciągnął Drzazgę na polowanie po nocy. Umiała coraz więcej, chociaż nada jego zdaniem, nie była to wiedza wystarczająca. Zmuszał ją, do patrzenia czymś więcej niż oczami, nadmuchiwanie każdego kroku zwierzęcia, ignorowania własnego oddechu. Wojownik musiał umieć sobie radzić we wszystkich okolicznościach.
Zastanawiał się, czy ten maluch umiał już polować. Miał ochotę wyciągnąć go dalej od ludzi i przetestować, czy Jazgotek da radę złapać zająca, ale jeszcze by pomyślał, że chce go porwać. Jazgot by tak pomyślał, ale w końcu nawet sam mógł przyznać, że bywał paranoikiem.
— Zamyśliłeś się — zauważył, gdy dziecko przez dłuższą chwilę milczało.
— Emm… Jakbyś ty się nazywał, gdybyś, ummm…
— Mógł mieć podwójne imię?
— Nie byłem pewny, czy uprzejmie jest o to pytać — przyznał.
— Mnie możesz pytać o wszystko, nie martw się — odpowiedział. Potrzebował jednak chwili na zastanowienie się. — Jazgoczący… Krzyk? A może Jazgocząca Noc? Pysk? Cisza? Nie jestem pewien. Chyba za bardzo przyzwyczaiłem się do tego imienia, jakie mam. Ale jestem pewny, że twoje, będzie brzmiało wspaniałe i dumnie.
Kopnął kamień, a ten po odbiciu się poleciał do wody. Uśmiechnął się lekko. Proste przyjemności. Wciągnął głębiej powietrze, sprawdzając, czy nie nadchodzi mentor malucha.
Rozmowa z członkiem innego klanu to nic złego, ale jednak mogło to wyglądać podejrzanie. Jazgot nie miał żadnych złych intencji, ale już w głowie przygotował sobie odpowiednie wyjaśnienie.
— W ogóle, jak ci idzie trening maluchu? Umiesz coś ciekawego?
 
<Jazgocząca Łapo?>
[820 słów: Jazgot otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia, a Drzazga 1 Punkt Treningu + Ocze Serce zostaje wyleczona]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz