Łyse, nieofutrzone ręce wcale nie były czymś złym, chociaż psy w klanie uważały inaczej. Oni nie mieli z nimi tak dużej styczności. Ja urodziłam się pod ich dachem.
Karmili nas. Mnie, mojego tatę, moją mamę i moje rodzeństwo. No, na początku to naszą czwórkę karmiła mama. Ale ufała im. Pozwalała im nas podnosić, czesać, myć i głaskać. Więc i nam nie brakowało zaufania do ludzi.
Pilnowali, aby w wielkim, otwartym świecie nie stała się nam krzywda, gdy pierwszy raz zaczepili nas na smycz i wyprowadzili na spacer. Kiedy ogień pochłonął nasz dom, płakałam za nimi równie mocno, co za rodzicami.
[Kolorowy Wiatr otrzymuje 5 PD]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz