W Opalowym Promyku powróciły siły, prawie tak, jakby spadła mu na głowę cegła i sprawiła, iż się całkowicie wybudził. Entuzjazm towarzyszki wszystko dodatkowo potęgował — nie wiedział, że kiedykolwiek ktoś wzbudzi w nim takie uczucia oraz emocje; bo w końcu kto nie cieszyłby się na widok tak rozweselonego psa, który ucieszył się tylko dlatego, że może razem z tobą polować?
— Pewnie. — Uśmiechnął się, a podekscytowana wojowniczka pognała do przodu, by poprowadzić swojego towarzysza.
Idący za nią Opal nie mógł spojrzeć nigdzie indziej — wpatrywał się w powiewające złote futro na wietrze, swobodnie unoszące się i opadające długie uszy oraz rozmachany na boki ogon. Czuł się prawie tak, jakby patrzył... na słońce. Na prawdziwe słońce, na które w rzeczywistości nikt nie mógł spojrzeć, bo straciłby wzrok. Opal jednak teraz widział żywą, biegnącą tuż obok niego kulę słońca; niesamowicie piękna, uśmiechnięta i energetyzująca.
Gdyby mógł, spędziłby z nią resztę życia; ale o czym on tak właściwie myśli?
Nim się zorientował, dotarli już do portu, a Słoneczny Pysk zarzuciła mu swoją łapę na kark.
— Chodź, chodź.
Zmieszany, po wcześniejszych rozmyślaniach poszedł powoli za wojowniczką, która znalazła idealne miejsce do obserwacji. Tak teraz, skryci za drzewem i malutkimi krzaczkami, wpatrywali się w Dwunożnych, którzy wynosili duże pudła z rybami. Na sam ten widok w pysku Opala zebrała się ślina, która lada moment wycieknie i obrzydliwie zacznie skapywać na ziemię.
Odwrócił na chwilę wzrok, by spojrzeć na Słoneczny Pysk z profilu. Jeszcze chwila, a znów się zamyśli, porównując suczkę do najjaśniejszego źródła światła; więc, aby tego uniknąć, Opal zebrał się w sobie i zapytał o szczegóły akcji:
— Pójdziemy tam we dwójkę?
Słoneczny Pysk kiwnęła głową.
— Tylko musimy być ostrożni. Ten mały rozpraszać gdzieś tutaj jest i gdy tylko zacznie szczekać, musimy uciekać.
Uśmiechnął się. Z niewiadomego powodu poczuł się szczęśliwy, gdy mógł słyszeć głos suczki.
— Dam z siebie wszystko. — Wymienili się uśmiechami i od razu przystąpili do akcji,,okradamy dwunogów".
Powolnym krokiem, prześlizgnęli się za duże beczki i stamtąd nasłuchując, próbowali ocenić sytuacje, w której się znaleźli, a, jako że Słoneczko była tutaj już wcześniej, to zaradnie instruowała swojego towarzysza zbrodni.
Złotowłosa pierwsza wybiegła zza beczek i dorwała się kilku ryb, od razu wtedy dała znak Opalowi, by uczynił to samo, gdyż na włosku wisiało to, czy zostaną zauważeni przez pieszczocha. Czekoladowy pies zgrabnie wyskoczył na drewniane deseczki i pomknął do przodu — do najbliższej skrzyni z rybami. Oszałamiający zapach sprawił, że w brzuchu zagrała mu orkiestra, a w pysku narodziła się prawdziwa powódź.
Skup się, skup się.
Powtarzając w myślach jak mantrę dopingujące słowa, złapał tyle ryb, ile tylko mógł i dogonił wojowniczkę. Oczywiście nie obyło się bez bycia zauważonym — pieszczoch gonił ich przez dłuższy czas, aż w końcu się nie ziajał i zawrócił.
— Udało się! — Podskoczył zaraz po tym, jak starannie ułożył ryby na stosie. — Byłaś niesamowita! — Widząc wzrok, towarzyszki od razu się speszył. — Znaczy... po prostu bardzo zwinna i... wszystko było super. — Gdyby Opal mógł, zakopałby się teraz pod ziemią i nigdy więcej nie wyszedł na powierzchnię.
— Ty też byłeś świetny. — Słoneczko uśmiechnęła się, a zaraz usiadła i nieśmiało odwróciła wzrok. — Znaczy, tak fajnie ci się udało wziąć te ryby...
Siedzi teraz naprzeciwko siebie, spoglądając wszędzie, byle nie na siebie. Gdyby zrobić im zdjęcie, to wyglądaliby jak zawstydzone, czerwone pomidorki.
— Skoro już zrobiliśmy, co mieliśmy, to może... — Pogrzebał łapą w ziemi. — Przejdziemy się nad rzekę? Jest tam całkiem przyjemnie i są piękne widoki. Znam nawet jedno miejsce, z którego widać przepływające ryby.
Uniósł delikatnie pysk, by spojrzeć na towarzyszkę, która z małym zmieszaniem rozglądała się na boki, byle nie spojrzeć psu w oczy. Opal czuł rosnące w nim zdenerwowanie — pierwszy raz był w takiej sytuacji, kiedy robił pierwszy krok ku... właśnie, ku czemu? Jeszcze niedawno był szczeniakiem, który nie rozumiał pojęcia miłości i jedyna miłość, z jaką miał styczność, to ta skierowana do Irysowego Serca. To właśnie miłość matczyna była pierwszą, której doświadczył, jednak teraz w jego wnętrzu zaczynało rozpalać się zupełnie uczucie. To prawie tak jakby...
— Pewnie — odpowiedziała.
Opal zadowolony poderwał się z miejsce, potykając przy tym o wystający korzeń. Zbyt duże emocje towarzyszące tej sytuacji sprawiły, że stracił równowagę i orientacje w terenie. Z łatwością mógłby wyjść z tego cało, jednak przez wciąż szalejące w nim sprzeczne uczucia sprawiły, że nie wyciągnął nawet łap, by się podeprzeć.
— Wszystko w porządku? — Słoneczny Pysk podeszła do rozwalonego Opala na ziemi i trąciła jego głowę nosem. — Nic ci się nie stało?
Pies jęknął w odpowiedzi, bo upadek ten nie był ani trochę przyjemny. To prawie tak, jakby właśnie dostał drzewem w głowę.
— Jest okej. — Podniósł się, chociaż czuł, że zaraz rozpłacze się z zażenowania. Upadł tuż przed oczyma Słonecznego Pyska, kiedy właśnie proponował jej wspólny spacer! — Nadal chcesz ze mną iść? — Spojrzał na nią; ból promieniujący z pyska sprawił, że w oczach zaczęły zbierać mu się łzy.
Jeszcze gorzej, pomyślał.
— Nie martw się! — Uśmiechnął się tak szeroko, jak tylko umiał. — Trochę mnie bolało i... ale spokojnie! Możemy iść, zaufaj mi. — Zamerdał ogonem.
<Słoneczny Pysk?>
[817 słów: Opalek otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz