akcja dzieje się w lecie, podczas suszy
Odprowadziłem sukę ponurym wzrokiem, a gdy ta zniknęła z mojego pola widzenia, utkwiłem spojrzenie w klejącą, złotą maź, którą zostawiła przed moim nosem.
Milcząca w jednym miała rację — klanowi brakowało zwierzyny, a susza utrudniała i treningi, polowania, i patrole. Zmarszczyłem brwi, ze znudzeniem wąchając miód.
Niepewnie, z obrzydzeniem wystawiłem język, jego koniuszkiem dotykając płynu. Jakimś cudem powstrzymałem odruch wymiotny.
Zmrużyłem oczy, postanawiając policzyć w myślach do trzech; nie minęły dwie sekundy, gdy nagłym liźnięciem wpakowałem cały miód do pyska, wraz z przyklejoną do niego ziemią i, co najgorsze, liśćmi.
Myślałem, że się porzygam.
Wywaliłem oczy, niemal krztusząc się bezkształtną papką. Zmusiłem się do przełknięcia wszystkiego na raz, po czym, z okropnym posmakiem na języku, zacząłem szukać wody.
Nerwowo latałem po obozie to tu, to tam, węsząc za wodą. Przełyk palił mi się żywym ogniem, a pozostałości słodkiego miodu wraz z rozkruszonymi liśćmi powodowały zawroty głowy.
Wpadłem na myjkę, potrącając ucznia, który właśnie chłeptał wodę z kałuży. Niemal nie zauważając kłaków końskiej sierści w brudnej toni, nachyliłem się nad życiodajnym płynem, zaspokajając moje pragnienie.
Piłem coraz szybciej i szybciej, a kałuża tak samo szybko się zmniejszała. Pies, którego potrąciłem, stał za mną, obserwując moje poczynania ze zdziwieniem i obrzydzeniem. Miałem go w dupie.
— Włóczęgo — syknął tamten, gdy wychłeptałem praktycznie całą wodę. — Ładnie tak kraść wodę urodzonemu wojownikowi? — pokręcił głową, wywijając wargi. Zmierzył mnie pełnym wyższości wzrokiem. — Ja, Krwiste Żebro, zasługuję na wodę bardziej, niż ty. Bryzowa Gwiazda to głupia suka, jeśli uważa, że ktoś tak nisko urodzony jak ty, Krakers, nadaje się na członka klanu.
„Spierdalaj, gówniarzu” syknąłem, odwracając się do ucznia tyłem. Jaki bezczelny dupek. Miałem zamiar odejść, gdy zatrzymałem się, nagle. Tu chodzi o mój honor.
— Naprawdę uważasz się za lepszego ode mnie? — spytałem niebezpiecznie spokojnym tonem.
Uczeń nawet nie drgnął.
— Masz z sześć księżyców, co? — kontynuowałem. — Co ty wiesz o życiu? Podczas gdy ja zdobywałem doświadczenie, włócząc się samotnie, zdobywając dla siebie pożywienie i walcząc o życie, ciebie nawet nie było na świecie — warknąłem. — Przeżyłeś jakąkolwiek porę nagich drzew? Jedyne, co umiesz upolować, to własne gówno i żyjesz na łasce psów, które umieją coś zrobić; przynosimy ci jedzenie, zapewniamy schronienie. Sam nic byś nie zrobił — przybliżyłem pysk do jego nosa. Szczenię stało niewzruszone. — Ugryź się czasem w język, zanim ktoś ci go nie odgryzie. — „Na przykład ja” — dodałem w myślach.
Wtem zza myjki dało się słyszeć tupot psich łap.
Obdartusek warknął głośno, niemal łapiąc mnie zębami za oko. Szybko odskoczyłem, stając prosto akurat wtedy, gdy wyłoniła się grupa psów, przygotowująca się na patrol.
Ze strony ucznia usłyszałem ciche buczenie.
— Stracona Łapo? — zwrócił się do mnie Pokrzywowy Nos. — Pójdziesz z nami na patrol?
W grupie wojowników dostrzegłem Milczącą Łapę i Spalone Życzenie.
Kiwnąłem nieznacznie głową, posyłając zaczepny uśmiech w stronę nakrapianej, brązowo-białej suczki. Uniosła brwi, obdarzając mnie stalowym spojrzeniem.
— Pewnie.
<Milcząca Łapo?>
[483 słów: Stracona Łapa otrzymuje 4 Punkty Doświadczenia oraz 1 Punkt Treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz