21 października 2021

Od Aroniowej Łapy

Był wtedy pewny słoneczny, oszroniony poranek. W obozie Tenebrisu panowała cisza; większość klanowych psów spała, zakopana w podwójne warstwy ściółki, poprzedniego dnia wymienionej przez uczniów. Mimo tego pozornego spoczynku poranny patrol oraz polujący zdążyli już wyruszyć, zabierając ze sobą część wciąż uczących się członków klanu. Druga część młodzików, ćwiczyła pod okiem swoich mentorów strategię, próbując nadrobić swoje zaległości, które praktycznie wszyscy mieli. Pora nagich drzew nie oszczędzała nikogo.
Ja to dobrze potrafię być narratorem, co nie? Zresztą ja dobrze umiem robić wszystko. No dobra, tylko z młodymi nie umiem się obchodzić. Ale tak to wszystko.
Sprawa jest prosta – jestem ciocią Karmazynka i tych innych bachorów, których imienia zapomniałam, a teraz mam z nimi treningi. Dobra, generalnie może nie należę do najbardziej bystrych osób, skoro zwróciłam na to uwagę po jakiś czterech księżycach (ile oni w ogóle mają księżyców?), ale myśl, że Śnieżka skończy trening przede mną była przybijająca. Tym bardziej że to głupi kurdupel od mojej siostry, a nasza relacja raczej pełna sympatii nie jest.
Wnioski? Wbiję ten durny trening szybciej, muahaha! Pocałujcie mnie w tyłek, u c z n i o w i e.
Ziomki, cały ranek harowałam razem z innymi ćwiczącymi na patrolu łowieckim, objaśniając im, jakie robią błędy i wkurwiając tym ich mentorów, aż w końcu powstrzymał mnie Krwawy Zew. To było poświęcenie się w celu edukowania. Dbam o to społeczeństwo. Z pyskiem wypełnionym dumą (albo raczej pogardą dla szczenów) przyniosłam na stos zwierzyny wiewiórkę i szczura. Ha! I kto jest najlepszy? Brawa jakieś czy oklaski?
Tamci też coś przynieśli, ale o to mniejsza. Ważne, że po porannym łowieniu Krwawy Zew zabrał mnie na ćwiczenie strategii i rozwijanie inteligencji. Zadał mi parę durnych zagadek, a ja z niecierpliwością odpowiadałam jakieś głupoty (które okazały się poprawnym rozwiązaniem, bo moje IQ wychodzi poza skalę), co przybliżyło mnie do...
...zostania wojownikiem? Nie... Mój trening tu się skończył. Co to nie, po co niby, pierdolę! Krwawy nie powiedział „Oh, Aronia, ale ty jesteś zajebista! Chyba aż powiem liderce, żeby cię na wojownika walnęła”. Nie, skąd! Nie przejmował się moimi wrażeniami i poszedł sobie ćpać z kolegami. Miałam ochotę powiesić go na drzewie, ale że nie umiem się wspinać, a dodatkowo my (Ciemni mam na myśli) niby okazujemy mentorom szacunek, więc tego nie zrobiłam. Zamiast tego zasuwałam cały tydzień, calutki tydzień, w śniegu i błocie, aż moje oczy się przekrwiły ze zmęczenia, a łapy niemal odpadły, ale za to mój zapał wstał z umarłych. W sensie ta część o tym, że zostanę liderką, a nie ta, że trafię do Coleum, bo to raczej wątpliwe. Jeżeli cokolwiek dziedziczy się po swoich rodzicach, to najwidoczniej musiało to trafić do mnie, skoro moje siostry są bez skazy. A z jakiegokolwiek rodzica swoich cech nie wzięłam, wykręcę się późno i trafię do Infernum.
Nie ważne, przejdźmy do treningu. ALBO RACZEJ DO JEGO ZAKOŃCZENIA.
Oh, Gwiezdni, wy to macie psychikę tak nękać psa. Cieszę się, że przynajmniej zakończyliście moją traumę treningową jakimś miłym wydarzeniem.
 — Aroniowa Łapo — powiedział mój mentor pewnego słonecznego, oszronionego poranka. W obozie... zaraz, co? Dobra, przejdźmy do tego, co powiedział.
 — Myślę, że jesteś gotowa zostać wojownikiem.
Skoczyłam na niego, szczekając i merdając ogonem. Potem zaraz się wyprostowałam, zostawiając go w agonii po zdeptaniu przez mamuta, i zawitałam w legowisku wojowników. Obudziłam moją śpiącą siostrę i kręciłam się, jakbym dostała ADHD.
 — KONWALIA, NIE UWIERZYSZ! — szczeknęłam.
 — Cytrynek się we mnie zakochał? — jej oczy zaszły łzami wzruszenia, kiedy ocierała swoje oczka mchem.
 — BĘDĘ WOJOWNIKIEM!
Moja siostra westchnęła. Coś w stylu: Gwiezdni, weźcie ją zabierzcie. Co jej odwala znowu?
 — Skąd wiesz, że zaliczysz ocenę? — spytała jak zawsze zapobiegliwie i trzeźwo.
W tym momencie zrobimy skip do właściwej oceny. Widzieliście pewnie lepsze.

***

 — Dobra, Aronia, skup się. — Mruknęłam sama do siebie.
Postanowiłam polować na sarny. Czemu nie? Wiadomo, gdzie są: dwunożni dają im żarcie na obrzeżach miasta, żeby z głodu nie zdechły. W sumie to dobrze. Padliny nikt by nie chciał jeść.
Stuknęłam się łapą w czoło. Ale jestem idiotką. Przecież na naszym terenie nie ma saren, tylko były gdzieś blisko Industrii. Nie wiem. Ale skądś o nich słyszałam.
Zmieniłam więc kierunek i stwierdziłam, że wezmę się za królika.
Nie no, tak na serio to wzięłam się za wiewiórkę. Z racji, że Tenebrisy nie wspinają się, to w tym zadaniu musiałam wykazać się jakże wielką umiejętnością strategii. Siedem księżyców temu upolowałam wprawdzie jedną, ale kogo to obchodzi.
Potem zastanawiałam się nad myszą, ale w końcu to była znowu wiewiórka. Bo jakoś tak dziwnie ciągle poluję na te wiewiórki...
Trochę chaosu było w tym polowaniu, a na myśl, że obserwował to coś Krwawy Zew, robi mi się niedobrze. Wiecie, patrzył, jak jego własna uczennica kręci się bez sensu w kółko, próbując złapać jakiś trop. Wizerunku inteligencji nie dodał mi fakt, że w powietrzu unosiły się zapachy zwierząt, a ja jak głupia szukałam wiewiórki. Szczęście, że swoją wiewiórkę dostałam, bo patologiczne byłoby wrócenie z pustym pyskiem, kiedy na szali jest moja wojownicza przyszłość.
Ruda, w pełnej okazałości, siedziała pod drzewem. Wygrzebywała z jakiegoś dziwnego pudełka dwunożnych orzechy, które rozgryzała dużymi zębami. Wydawała się czekać na kogoś, kto przyjdzie i ją zabije. W obawie, że ucieknie, powoli skradałam się do niej według wszelkich zasad, które znałam. Gdybym więcej słuchała objaśnień Zewu, to pewnie nie uciekłaby mi.
 — Cholera! — krzyknęłam poirytowana sama do siebie. — Ty kurwo!
Jednocześnie przeklęłam i siebie, i wiewiórkę, i mojego mentora zaczajonego pewnie w krzakach. Szkoda, że Skalny nauczył mnie takich brzydkich słów. Nic dobrego ze mnie nie wyrośnie, skoro tak okazuje szacunek światu.
Zgapiłam nadświetlną szybkość od Żałobnej Pieśni (współczuje, swoją drogą, chujowa liderka, że cię tak nazwała) i dogoniłam zwierzę. O mało nie spaliłam się ze wstydu, kiedy wiewiórka szybko mi się wyrwała i wbiegła na najbliższe drzewo. A kolejną sekundę potem zastygłam, gdy gałąź urwała się i spadła, miażdżąc rudą.
 — Sama ją upolowałaś? — ze zdziwieniem spytał Krwawy Zew godzinę potem, ponieważ przestał mnie obserwować w momencie, gdy uciekłam za werwą. Dziwił się stopniu zmiażdżenia zwierzęcia i pewnie wątpił, że tak wyglądałoby upolowane zwierzę.
 — Sama — potaknęłam zadowolona. Po chwili ciszy przyjął moją odpowiedź. Chyba się ulitował.
Dzięki, Gwiezdni. Odwdzięczę się wam kiedyś. 
 
[1022 słowa: Aroniowa Łapa otrzymuje 10PD oraz 4PT]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz