7 października 2021

Od Gołębiej Łapy

Czy tak miał wyglądać jego trening? Już na zawsze?
Gołąb zadawał sobie to pytanie chyba codziennie, myśląc o tym jak bardzo jego trening zwolnił. Dmuchawcowy Lot była o wiele bardziej skupiona na... Czymkolwiek była skupiona, żeby poświęcić, choć minimalną chwilę na trening, któregokolwiek ze swoich uczniów. Nie chciał skończyć jak Burzowa Łapa! Niektórzy w jego wieku posiadali już własne szczeniaki, małe biegające dookoła kuleczki, a ten... Ten nawet nie dostał swojego wojowniczego imienia! Nie tak przecież miało wyglądać życie wojownika, spędzając jego pół jako uczeń.
Dzisiejszego dnia jego, pożalcie się Gwiezdni, mentorka po raz kolejny zbyła go, jakby był nikim. Gołębia Łapa naprawdę nie wymagał od niej wiele, po prostu chwile uwagi. Nie zająłby jej nawet zbyt długo. Dmuchawcowy Lot jednak tylko burknęła coś pod nosem do siebie, rzucając do niego "powtórz kodeks wojownika" czy coś w tym stylu. Ale ile razy można go powtarzać?! Gołąb znał go już na pamięć, wybudzony w środku nocy wyśpiewałby całość bez choćby jednego zająknięcia. To... Trochę straszne. Zwłaszcza że czasem ciężko byłoby dla niego wykonać nawet głupi skok, by dobrze złapać ofiarę. Wiele dni Gołębia, zmieniało się w długie siedzenie w stajni, pomagając każdemu, kto się tylko nawinął. Do pewnego czasu niańczył szczeniaki Pręgowanej Skóry, gdy ta chciała odpocząć od ciągłych pisków maluchów, jednak one także dorosły i zostały uczniami. A on został sam.
Nawet Kijankowa Łapa nie miał dla niego czasu, biegał gdzieś z Pstrokatym Skrzydłem.
Dzisiejszy dzień spędził na pomocy dla Obłocznego Poroża w uszczelnianiu ścian stajni. Tu wciskali siano, tu stare szmaty, których nikt nie chciał dać dla nawet najbardziej zrzędliwych wojowników — a Bryzowa Gwiazda już rozgryzła ich taktykę wpychania śmierdzących szmat do jej legowiska — więc nadały się idealnie do tego zadania. Wszystko by sprawić, że w obozie Wietrznych będzie choć trochę cieplej. Pod koniec tego wszystkiego był tak zmęczony, że po prostu padł na swoje posłanie, usypiając w parę sekund. Zwykle zasypianie zajmowało mu o wiele dłużej, przewracał się z jednego boku na drugi, wstając i układając się w innej pozycji.
Nie zdążył nawet otworzyć oczu, a uderzyło go ogromne ciepło. Słońce pomiziało delikatnie jego nos, który natychmiastowo się poruszył w poszukiwaniu zapachów. Jego nos delikatnie drgał. Powoli się podniósł, otwierając leniwie oczy i rozejrzał. Przed nim rozciągała się bezkresna, piękna polana, pełna wysokich traw i kwiatów. Ich kolory zapierały dech w piersiach, niektórych z nich nawet nigdy nie widział. Słyszał gdzieś w oddali bzyczenie pszczół, śpiew ptaków i szum liści. Nie czuł tutaj mrozu zimy, jedynie promienie słońca i letnią bryzę. Co to było za miejsce? I gdzie reszta jego klanu, gdzie jego rodzeństwo, rodzice?
— Gołąbek?
Wręcz podskoczył gdy usłyszał ten obcy, choć przyjemny głos. Koił jego uszy jak miód, mimo to, jego serce biegło prędkością zająca przez pola. Jego oddech był równie przyśpieszony, dyszał cicho, oblizując się nerwowo.
Odwrócił się wręcz natychmiastowo w stronę swojego rozmówcy.
— K-Kim jesteś?! — nastroszył się. Wyglądał przez to na dwa razy większego niż był. — I skąd znasz moje imię? Nie podchodź! — kłapnął zębami.
W oczach można było dostrzec jasny, oczywisty strach. Nie ruszało to jednak psa siedzącego spokojnie, parę metrów dalej, wpatrzonego w Gołębią Łapę.
— Spokojnie mały — zaśmiał się cicho, ziewając, pokazując rząd ostrych jak brzytwy zębów. Po karku Gołębia przeszedł dreszcz. Pies jednak siedział niewzruszony, a jego karmelowe futro lekko się rozwiewało. — Nic ci nie zrobię przecież, rozluźnij się. Nie widzisz jaka ładna jest tutaj pogoda? Usiądź sobie na słońcu, a nie trzęsiesz tyłkiem.
"Trzęsiesz tyłkiem...?"
Gołębia Łapa pociągnął nosem i wziął głęboki wdech. Suchość w ustach nie dawała mu spokoju. Znowu się rozejrzał, jego wzrok skakał od prawej do lewej, próbując skupić się na otoczeniu. Prawda to... Nie wyglądało groźnie, wręcz przyjemniej, niż cokolwiek na terenach jego klanu. Zaczął wymieniać w swojej głowie kwiatki dookoła siebie, ich kolory i liczby płatków. Umoczył w ślinie swój cały pysk. Cokolwiek by się uspokoić.
— Co... Co to za miejsce?
— To? — jego rozmówca się zaśmiał, spoglądając w niebo. Jego wzrok ruszał się razem z ruchem chmur, które leniwie sunęły po niebie. — Takie małe, wyjątkowe miejsce, pomiędzy materialnym światem a tym co zamknięte jest za spirytualną bramą z biletem w jedną stronę. Podoba ci się tutaj?
— Chyba tak... — mruknął cicho, spuszczając swoją głowę. Wciąż coś mu tutaj nie pasowało i pozostawiało nieprzyjemny posmak na języku. — Po co tu jestem?
— Jak to po co? Chodzi o twój trening, wiesz Gołąbku, słabo siedzieć tak w miejscu, bez rozwijania się. Chce ci z tym pomóc — wyszczerzył się. — Zasługujesz na więcej.
— N... Naprawdę?!
Nieznajomy pies pokiwał głową, stając przed Gołębią Łapą.
— Jesteś naprawdę wyjątkowym, młodym psem, wiesz? — mruknął z uśmiechem. — Zostałeś wybrany. Jesteś stworzony do wielkich rzeczy, nie chciałbyś być na to gotowy? Co Dmuchawcowy Lot może ci obiecać, skoro nawet nie ma dla ciebie czasu?
"Wielkich rzeczy?" szepnął cicho Gołąb.
— Więc?
— Oczywiście, że tak! Chce... Chce być gotowy.
Przed oczami Gołębia stanął obraz jego, jako wielkiego i silnego wojownika (a może i lidera!) Ventus, który z wypiętą piersią idzie w przód, broniąc swojego klanu. Przecież to jego marzenie. Jego ciche marzenie, o które w ukryciu modlił się każdego wieczoru. Oczy mu się rozświetliły.
— Kiedy możemy zacząć? — spytał z uśmiechem.
— Ach, nie dzisiaj, nie zdążymy. Co powiesz na jutro?
Uczeń pokiwał ochoczo głową, machając lekko swoim ogonem. Nie mógł w to uwierzyć! Prawdziwy trening, tylko dla niego. W końcu ktoś, kto nie będzie pomiatał nim całymi dniami. W końcu da radę coś osiągnąć...
— To, co mały? Zostajesz moim uczniem, nie?
Gołąb mimowolnie podskoczył, dotykając się nosem z karmelowym psem. Zaśmiał się cicho, otrzepując się.
Wszystko dookoła powoli zaczęło się rozpływać, znikając we mgle.
— No cóż, demony przeszłości mnie wołają do siebie. Będę na ciebie tutaj jutro czekał.
Gołębia Łapa pokiwał głową. W ostatniej chwili jednak otworzył szeroko oczy.
— Właśnie... Nie wiem, jak masz na imię! — wykrzyczał w stronę psa, który zaczął zanikać w coraz gęstszej mgle.
— Oh, jestem Wiśniowe Serce, Gołąbku — kącik jego pyska się delikatnie uniósł. — Myślę, że je zapamiętasz.
Poderwał się wtedy z posłania, biorąc głęboki wdech, wzdrygając się z mrozu.
 
[1021 słów: Gołębia Łapa otrzymuje 10PD; 3PT i nowego mentora, który nie ma wcale złych zamiarów]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz