Jego przeżycia w ciepłym brzuchu mamy były niezbyt imponujące czy ciekawe. Nie miał przemyśleń, powodów do niepokoju ani innych skomplikowanych perypetii. Nie odczuwał głodu, nie słyszał głośnych dźwięków, nic nie widział ani nie był w stanie niczego powąchać. Bo i co tu było do wąchania? Nie czuł się też spragniony ani wyziębiony czy nazbyt ogrzany. Dopiero w pewnym momencie swojego istnienia, gdy lepiej wykształcił się jego układ nerwowy, stopniowo zaczynał czuć coraz więcej. Gdy Rzepakowa chodziła czy kładła się, on czuł to wszystko „po swojej stronie”, a sposób, w jaki drgania jej głosu dochodziły do niego, stał się mu tak znajomy i miły, że nawet z taką możliwością by się tego nie pozbył. Czuł też co jakiś czas ruchy pozostałych szczeniąt i sam może nieświadomie poruszył łapką raz czy dwa.
Kiedy przyszedł na świat, nie był zbyt ruchliwy czy hałaśliwy. Właściwie... jakiś czas po narodzinach dalej nic nie widział ani nie słyszał, zaczynał za to odczuwać mocniejsze, a później i słabsze wonie z otoczenia. Był przekonany, że to tak wyglądać będzie jego życie w tym dziwnym miejscu. Było ono mniej komfortowe niż miejsce, w którym był wcześniej, ale nie czuł, żeby potrzebne mu było wiele ponad to, co miał teraz. Częściowo dlatego, że nie wyobrażał sobie nawet, że coś więcej może dostać, a częściowo dlatego, że w większości było mu dobrze. Może czasem czuł zimno, gdy rodzeństwo wypychało go za daleko od rodzicielki, ale ta pilnowała, aby nie działo się to zbyt często... lub gdy ta nagle znikała, przez co tracił źródło ogrzewania. W jego sercu od razu rodził się niepokój, gdy kulki będące zawsze obok niego zaczynały się nagle z tego powodu poruszać, jednak wszystko znikało, gdy Rzepakowa Gwiazda wracała. Takich sytuacji było sporo, jednak żadne z nicponi nie rozumiało, że mama jest liderką i prócz zajmowania się nimi ma za zadanie zajmować się całą Industrią.
Plusem poniekąd było to, że nawet gdy mama była zajęta, szczeniaki nigdy nie były same. Co prawda brak mamy sprawiał, że nie czuły się zbyt dobrze, ale nie mogły też narzekać, gdyż zawsze miały odpowiednią opiekę.
Ulubioną czynnością Nagietka bez wątpienia było spanie i wtulanie się w miękkie futerko Rzepy. Jej zapach go uspokajał. Pachniała trochę inaczej niż każde z jego rodzeństwa. Zapach ten był na tyle kojący i dawał maluchowi poczucie bezpieczeństwa. Nagietek nie bał się nikogo ani niczego, gdy owy zapach był wyczuwalny tuż przy nim. Jego brak bowiem kojarzył mu się nieprzyjemnie. Gdy Liderka Industrią po raz pierwszy niespodziewanie oddaliła się od swoich szczeniąt, jego rodzeństwo zaczęło wariować. Zdarzyło się nawet, że ktoś — wiercąc się — kopnął go, na tyle jednak boleśnie, że jakieś obce nie-wiadomo-co musiało natychmiast przybiec się nim zająć. Nie-wiadomo-co nie było jednak do końca obce. Później na pewno kręciło się w pobliżu. Szczególnie na początku zdarzało się, że obcy podchodzili do niego i jego rodzeństwa. Tak, jak najpierw było to niepokojące, tak po kilku razach syn Sowiego i Rzepakowej nie miał już z tym problemu. Wyglądało na to, że się przyzwyczaił.
Tak też Nagietek zanim był w stanie otworzyć oczy, kojarzył już wiele zapachów. Na pewno rozpoznawał zapach mamy i rodzeństwa. Z czasem również zapach taty, ale ten wdarł mu się w pamięć dopiero, gdy coś widział. Szczeniak był zdania, że Sowi Pazur pachniał zatrważająco inaczej niż mama, jednak polubił ten zapach tak samo. Może z wyjątkiem tego, że Rzepa pachniała mlekiem, a mleko oznaczało jedzenie. Tego zapach tata nie miał. A powinien. Byłby przez to o wiele lepszy. Jednak nagle pobudzenie się kolejnego zmysłu u szczeniaka sprawiło, że historia przyzwyczajania się do ojca była zupełnie inna niż w przypadku innych członków rodziny. Mamę i rodzeństwo kojarzył przez sam fakt tego, że ciągle z nimi przebywał. Bez przerwy. I gdy do dotyku dołączył zapach a później też wzrok — dokładnie wiedział z kim ma do czynienia. Jednak Sowi był przy nim rzadziej. Nie znał aż tak dobrze jego zapachu, dlatego gdy go widział, czuł się niekomfortowo. Z początku odsuwał się tylko i wydawał niezrozumiałe pomruki w stronę mamy, aby ta zabrała go bliżej siebie. Rzepa z jakiegoś powodu wydawała się tym rozbawiona, a jej wybranek kręcił łbem, siadał w pobliżu i zdawał się nie zwracać uwagi na w większości zaciekawione nim szczenięta.
Nagietek podchodził do swojego ojca ze sporą rezerwą. Biło od niego powagą i nawet spojrzenie miał jakieś takie surowe i zimne. Musiało minąć sporo czasu, zanim nie zaakceptował jego obecności. Gdy jednak to się stało, maluch słyszał już wszystko. To właśnie głos Sowiego zachęcił Nagietka do ojca. Może nie rozumiał żadnego słowa, ale ten głos był ciekawy. Mama brzmiała miło i troskliwie, ale też energicznie. Tata spokojnie, trochę tajemniczo, jakby był największy ze wszystkich na świecie. Na pewno większy od swoich dzieci i Rzepakowej. To jednak nie musiało oznaczać niczego negatywnego. Sowi na pewno mógł obronić ich wszystkich w razie niebezpieczeństwa.
Z czasem on i jego rodzeństwo uczyli się mówić, a potem też chodzić. Powstawało z tego nie lada zamieszanie, ale spojrzenia obojga rodziców patrzących na swoje pociechy stawiające swoje pierwsze kroki były warte każdej wywrotki. Niebawem i wędrówki mogły być dłuższe. Na jednej z takich Nagietek poznał swoje pozostałe rodzeństwo. Jedno było pewne. Jego rodzina była wyjątkowa.
[856 słów: Nagietek otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz