Pajęcza Łapa… Takie piękne imię. Nadal nie mógł się na cieszyć. Był uczniem, w dodatku samego medyka! W końcu zgłębi tajniki leczenia oraz pięknych medykamentów! Będzie mógł leczyć sam siebie… Nigdy więcej obcych łap w jego pyszczku!
Czekoladowy szedł za starszym psem. Patrzył na jego puchate uszka. Urocze.
Pajączek podziwiał swojego mentora. Nawet jeśli był wredny i niemiły. Posiadał wiedzę... To było bardzo ważne. Pajączek też chciał ją posiąść. Dlatego zamierzał nie tylko wyuczyć się na medyka, ale do tego zaprzyjaźnić się z Lisim Wrzaskiem! Swoją drogą, miał bardzo ciekawe imię. Zastanawiało go, skąd się wzięło.
— Jesteśmy lepsi od innych? — zapytał zaciekawiony.
— Oczywiście, może coś z ciebie wyrośnie. Chodź do lasu, znajdziemy coś może. Opowiem ci o kodeksie medyka, najważniejsza zasada polega na tym, że nie wolno ci mieć nikogo ani szczeniaków. Jak będziesz mieć, masz problem u każdego.
Przechylil łebek, nie rozumiejąc.
— Co masz na myśli? — zapytał.
— Nie możesz mieć partnera ani szczeniaków. Kodeks tego zakazuje.
— Dlaczego?
— Bo tak jest powiedziane.
— Kto tak powiedział?
— CZY TY MUSISZ ZADAWAĆ TYLE PYTAŃ?!
— ALE JA CHCE WIEDZIEĆ — podniósł głos w ślad za mentorem. W końcu wierne naśladowanie go pomoże mu go zrozumieć!
— Ugh — westchnął przeciągle. Szukał wzrokiem ziół. — Gwiezdni. Przodkowie. Nazywaj ich jak chcesz.
— Gwiezdni zakazali nam mieć dzieci? — pytał dalej niezłomnie.
Jednocześnie udawał, że szuka ziół tak jak Lis. Chciał być jak on. Tylko nie taki chamski. Pajączek chciał być kochanym medykiem, który pomaga wszystkim i jest przyjacielem dla każdego.
— Ta. — odparł krótko.
— A dlaczego?
Mógł przysiąc, że spomiędzy sierści dostrzegł pulsującą żyłkę na skroni mentora. Uśmiechnął się lekko, żeby go pokrzepić. W końcu to zawsze działa!
— Bo jak będziesz mieć bachory, to nie będziesz tak dobrze pracować! — warknął ostro. Ups, jednak nie zawsze. Chyba tylko bardziej go zdenerwował!
— Że co?
— Pstro.
Pająk nic nie rozumiał. Potrzebował czasu, żeby przetrawić te nowe informacje. Było ich taaak wiele!
Po dłuższym czasie zauważył, że Lis znalazł jakieś zielsko. Znaczy, zioła. Ale Pająk nie wiedział jakie to.
— Co to jest?
— Melisa.
— Po co?
— Na uspokojenie.
— Dla kogo??
— DLA MNIE TY WŚCIBSKI BACHORZE! — Wrzask Lisa był donośny i groźny.
Pajączek skulił się, od razu pokorniejąc. Musiał zapamiętać, by zadawać mniej pytań. Nie chciał w końcu skończyć bez uszu. Były mu potrzebne do zbierania ziół. Kto wie... Może jakieś roślinki będą go wołać? Mówić "Hej! Pajączku, tu jesteśmy!!". Rozmarzył się na dłuższą chwilkę, gubiąc mentora z oczu. Pobiegł pędem przed siebie, szukając zapachu czarnego. Odnalazł go dopiero przy obozie, do którego wpadł cały zdyszany.
— LISKU! — wrzasnął. — NIE ZOSTAWIAJ MNIE TAK WIĘCEJ!
Po czym skoczył na mentora, żeby wtulić się w jego miękką sierść. Było bardzo miło. Tak ciepło, przyjemnie. Słyszał bicie serca Lisa. Dziwnie przyśpieszone, jakby skakało mu ciśnienie.
Pająk bardzo łatwo przekraczał granice. I właśnie teraz zrobił dokładnie to samo. Jeszcze nie wiedział, że niektórzy nie lubią być dotykani i jak niemili mogą być w okazywaniu tego.
<Lis? Nie urwij mu łba, proszę>
[506 słów: Pajęcza Łapa otrzymuje 5PD oraz 2PT]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz