Rzepakowa Gwiazda była bardziej podekscytowana zgromadzeniem medyków ode mnie. Nie widziałem w nim nic szczerze interesującego. Gwiezdni odmawiali wysyłania mi znaków. Rozumiałem, że byli tylko martwymi psami, ale mogli wznieść się ponad swoje uprzedzenia. Jeśli tak bardzo nie chcieli mnie jako medyka, powinni znaleźć Industrii innego, zanim przybyłem.
Opuściłem tereny zaraz po zachodzie słońca. Nakazałem Stopowej Ścieżce pilnować moich zapasów. To nie tak, że nie ufałem innym psom, ale im nie ufałem. Jeszcze wszystko mi pomieszają albo zjedzą coś, czego jeść nie powinni.
Reszty jeszcze nie było na płyciźnie. Pobrudziłem trochę w wodzie, obmyłem się z brudu, spróbowałem złapać rybę. Nie wyszło mi. W końcu jednak reszta postanowiła też nawiedzić święte miejsce.
Kiedy oni mieli swoje wizje, ja leżałem w wodzie i czekałem, by móc z niej wyjść.
— I co o tym sądzisz? — zapytała mnie Cynamonowa Pestka, gdy zaczęliśmy już wracać. Aż mnie zaczęło zastanawiać, czy rozmawiałaby ze mną, gdyby wiedziała, że ani w Gwiezdnych nie wierzyłem, ani oni we mnie. Postanowiłem jeszcze nie testować wód.
— Nie wiem. — pokręciłem łbem. — Wizja wydawała się niejasna.
— Niejasna? — prychnął Lisi Wrzask. Na szczęście nie potrafił się powstrzymać. — Dla mnie dość jasna. Jakiś medyk jest mordercą.
Niemal się zaśmiałem, ale zamaskowałem to kaszlnięciem.
— Nie sądzę — powiedziało Rumianek. — To nie był dorosły pies, tylko szczeniak.
— To mógł być bardzo mały piesek — wtrącił się Manat.
— Przynajmniej znamy jego kolor — powiedział Podgrzybek. Znamy? — Brązowy pies z ziołami w jednej i krwią na drugiej łapie. Żadne z nas nie pasuje do opisu — zaśmiał się.
Ciekawe, czy gdyby ktoś naprawdę pasował, to zachowanie byłoby inne.
— Dobra, nie ma co się martwić zawczasu — powiedziałem. Dość już tej dyskusji, chciałem dojść do schronienia, póki nie jest jeszcze zimno. Przeziębiony medyk to nie najlepsza opcja dla klanu.
Rozstaliśmy się przy wyjściu z płycizny, każdy ruszając w swoją stronę. Medyk Flumine zaproponował, że może przeprowadzić mnie przez ich tereny. To rzeczywiście byłoby szybsze, ale stosunki między klanami dopiero co stały się poprawne. Lepiej tego nie nadużywać.
Niedługo powinno wstać słońce. Raczej nie sądziłem, że złapię jeszcze jakiś sen tej nocy. Nie było problemu, odeśpię kiedy indziej. Przy wejściu do magazynu zauważyłem kształt, czający się tuż przy wejściu. Podszedłem bliżej.
Kłaczek podniósł łeb, gdy byłem obok. Jedną łapą starał się zakryć truchło myszy. Nie, nie truchło. Zwierzę jeszcze oddychało, chociaż patrząc po jego stanie, nie będzie to trwało długo. Szczeniak nic nie mówił, patrzył tylko na mnie.
— Dobij ją — poleciłem, wchodząc do środka. — Nie bawimy się ze śmiercią.
Nie podejrzewałem, że posłucha.
[430 słów: Szara Skała otrzymuje 4PD]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz